ROZDZIAŁ 23

1.2K 58 4
                                    

Odetchnęłam z ulgą kończąc zadanie domowe z matematyki. Nauczycielka zawaliła nas jej ogromną ilością, a moje zdolności z tego przedmiotu zdecydowanie odbiegały od tego co nam zadała. Po wielu trudach, załamaniach nerwowych, ogromnej ilości korektora i piosenek skończyłam i mogłam dać trochę spokoju swojemu umysłowi.

Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 18:21. Warknęłam wściekle na świadomość, ile godzin życia zmarnowałam na te zadania. Sięgnęłam po telefon, uśmiechając się na widok wiadomości Gavina, który życzył mi powodzenia w zrobieniu tych zadań. Odpowiedziałam, że już je skończyłam, choć pewnie odczyta dopiero za jakiś czas, ponieważ był na treningu. W przyszłym tygodniu grali ostatni decydujący mecz, a trener nie miał ochoty przegrywać, więc dorzucił im treningów.

Odsuwając się od biurka, wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Przez te kilka godzin matematyki, która wyssała ze mnie resztki chęci do życia, zgłodniałam. Idąc jednak do pomieszczenia, dostrzegłam zabieganą mamę, która pakowała coś do torby.

- Arris, zajmij się kwiatami! – krzyczała, rozglądając się na boki.

Schowałam dłonie do kieszeni spodni.

- Mamo co się dzieje? – spytałam, podchodząc do niej.

W tym momencie dostrzegłam jej przekrwione od płaczu oczy i zestresowany wyraz twarzy. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się usłyszeć co wywołało u niej taką reakcję. Podeszła do mnie, próbując się uśmiechnąć.

- Miałam właśnie po ciebie iść. Ubieraj się, wychodzimy – mruknęła, starając się utrzymać pozory.

- Mamo co się stało? Gdzie wychodzimy?

Stanęła bokiem do mnie, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Oddychała ciężko, mrugając jakby powstrzymywała łzy. Dopiero po chwili odpowiedziała mi drżącym głosem.

- Evelyn, ona... - zaczęła, a ja zesztywniałam. Moje myśli pędziły. Mama wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie. – Jest znowu w szpitalu. Jej stan się pogorszył.

I nim to do mnie dotarło, byłam już na przedpokoju, ubierając buty. Robiłam to jak zahipnotyzowana, nie myśląc o niczym. Patrzyłam na wszystko niewzruszonym wzrokiem, a w mojej głowie panowała pustka. To była cisza przed burzą, gdy wszystko uderzy we mnie ze zdwojoną siłą.

Zaraz obok mnie znalazł się Arris. Wyglądał na niesłychanie przejętego. Nie wiedział co ze sobą robić. W ekspresowym tempie nałożył na siebie kurtkę, po czym wziął torbę i zaniósł ją do samochodu. Poszłam w jego ślady, biorąc do ręki uszykowany bukiet białych róż.

Stając za bratem, odezwałam się.

- Rozmawiałeś z Corbinem – powiedziałam pewnie. Nie odwrócił się w moją stronę. – Co z nią?

Westchnął ciężko, kuląc się lekko. Martwił się o swojego kumpla i jego mamę. Bił od niego strach, a ja jako jego siostra z łatwością go wyczułam. Dlaczego czym prędzej odłożyłam kwiaty obok torby i stanęłam przed Arrisem. Przytuliłam się do niego mocno, co szybko odwzajemnił.

Drżał z niepokoju, a ja głaskałam go kojąco po plecach. Choć mój brat wyglądał na osobę, po której wszystko spływało, w środku było całkowicie inaczej. To czuły, pomocny człowiek, który martwił się o swoich bliskich. Poruszała go każda łza, smutek czy złość, które pojawiały się na twarzy kogoś dla niego ważnego. Taki był mój braciszek, zbyt dobry dla ludzi.

- Musi mieć natychmiast operację. Corbin wariuje, bo nie ma pojęcia skąd wytrzasnąć pieniądze na nią. Sądził, że zdąży uzbierać, ale sytuacja znacznie się pogorszyła – przyznał, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.

MORE THAN HATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz