ROZDZIAŁ 18

1.4K 63 13
                                    

Gdy zadzwonił mój telefon myślałam, że mi się to śniło, dlatego też go zignorowałam.

Dopiero, gdy zadzwonił po raz drugi zrozumiałam, że ktoś próbował się ze mną skontaktować. Wyciągnęłam rękę w stronę stoliczka nocnego, wymacując urządzenie. Zmrużyłam lekko oczy, oślepiona jasnością ekranu. Dopiero po kilku sekundach, mogłam dostrzec imię dzwoniącego.

Corbin.

Nagle się rozbudziłam, marszcząc brwi. Bardzo rzadko do mnie dzwonił głównie, gdy Arris nie odbierał. Teraz jednak była noc, a mój numer był pewnie na samym końcu w jego liście ostatnio wybieranych połączeń, więc o przypadku nie było mowy. Jednak ciekawość zżerała mnie od środka. Dlaczego dzwonił do mnie a nie do brata? Przecież...

Otworzyłam szerzej oczy. Arris był na dwudniowej wycieczce szkolnej. Wczoraj, gdy była u mnie Danielle z Shawnem pożyczał słuchawki. A dziś rano się z nim żegnaliśmy, życząc mu z rodzicami dobrej zabawy.

Świat zaczął mi wirować na ilość złych myśli. Czym prędzej odebrałam telefon, a mój oddech zadrżał w słuchawce.

- Corbin? Co się stało? – spytałam niecierpliwie.

Ściągnęłam z siebie kołdrę, siadając na brzegu łóżka. Po drugiej stronie panowała cisza.

- Corb... - wymsknęło mi się ciepło. – Mów co się stało. Szaleje ze stresu.

Usłyszałam jego nerwowy oddech, a gdy się odezwał wręcz nie poznałam go po głosie. Od strachu był strasznie piskliwy.

- Potrzebuję twojej pomocy – odezwał się nagle. – Ten stary rzęch stanął na środku ulicy, a moja mama czuje się fatalnie, musi jechać do szpitala. Błagam cię, Stormi. Pomóż mi.

Szybko założyłam dresy oraz bluzę z kapturem. Gdy odpowiadałam byłam już na parterze, zakładając buty.

- Gdzie jesteś? – spytałam, po cichu wychodząc z domu.

Po chwili przerwy odpowiedział drżącym głosem.

- Na Belmont Street.

Po cichu zamykając drzwi, kierowałam się w stronę samochodu. Nawet przez telefon czułam przerażenie Corbina.

- Za dziesięć minut będę.

Usłyszałam ciche westchnienie. Oczyma wyobraźni widziałam jak przeczesywał dłonią włosy.

- Ale jeśli coś jej się stanie? Cholera, wszyscy mi mówili bym poszukał nowego samochodu, a jednak ja uparłem się na swoim! – krzyknął, uderzając w coś. Biła od niego złość na samego siebie. –Jeśli jej nie pomogę, nigdy sobie nie wybaczę.

Wzięłam głęboki wdech i włączyłam tryb głośnomówiący w telefonie. Odpaliłam samochód, czując rozpacz Corbina.

- Nic jej się nie stanie, Corbin. Przyrzekam ci. Za chwilę będę na miejscu, pomogę ci – tłumaczyłam, próbując zachować zimną krew. – Oddychaj. Potrzebuję cię świadomego.

Dosłownie widziałam jak kiwnął głową, po czym usłyszałam w słuchawce szelest.

- Jestem przy pączkarni Tiffany. Wiesz gdzie ona jest? – zagadnął.

Prychnęłam, dociskając stopę do gazu.

- Będąc prawowitym mieszkańcem Atlanty grzechem byłoby nie znać najcudowniejszych w całym mieście pączków Tiffany – oznajmiłam jakby to było oczywiste, próbując odciągnąć negatywne myśli Corbina od całej tej sytuacji. – Z czym je najbardziej lubisz?

MORE THAN HATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz