Po 1.

110 17 15
                                    

-Yoongi, m-musimy zadzwonić po pomoc. - Jimin łkał w moje ramie i ściskając dłoń Taehyunga, zaciskał usta w wąską linijkę. Ja jednak zupełnie wyłączyłem racjonalne myślenie i tuląc do siebie wiotkie ciało chłopaka, wpatrywałem się w jego spokojną i wręcz dziecięcą twarz. Usta niewinnie rozchylały się od moich pocałunków, a zmęczone smutkiem oczy na zawsze przymknięte zostały wachlarzem długich rzęs. Nie potrafiłem wydusić z siebie nawet słowa, ponieważ czułem się jak bezwstydny intruz. Ta ja doprowadziłem do jego całkowitego zniszczenia. To ja byłem ślepy, gdy on codziennie błagał o pomoc. A Kim nigdy nie dowiedział się, jak wspaniałym meżczyzną się stał. Jak piękna była nie tylko jego burza loków, ale i wrażliwe na każdą krzywdę serce. Teraz jak gdyby nigdy nic miałem czelność siedzieć u jego boku, podczas gdy wcześniej jedyne, na co było mnie stać, to puste milczenie.

-On n-nie chciał tego zrobić. On specjalnie czekał, żebym go uratował. M-miałem do ciebie zadzwonić, Taehyung. Tak bardzo chciałem do ciebie zadzwonić, a ty już n-nigdy nie odbierzesz. - uderzałem z całej siły pięściami w podłogę i nie mogłem otrząsnąć się z wyrzutów sumienia. Krzyczałem i wbijałem sobie paznokcie do krwi, ale ból na sercu nie ustawał nawet w najmniejszym stopniu.

-Yoongi, proszę, zadzwońmy po kogoś. O-on nie może tutaj tak leżeć... - Jimin przysunął nogi do brody i próbował stłumić szloch.

-Nie mogę go zostawić. Przecież go kocham. Od zawsze kochałem. A ostatnie, co ode mnie usłyszał, to by nie dał się skrzywdzić. O ironio, jestem takim pieprzonym hipokrytą. Gdyby nie ja, wciąż by kurwa żył. Jeśli go już tutaj nie ma, ja też chcę zniknąć. - zaczynało brakowało mi powietrza. Serce waliło niespokojnie od nadmiaru emocji, a ręce drżały wokół policzków Taehyunga. Nie potrafiłem zaakceptować rzeczywistości. Nie potrafiłem, bo po tylu latach przyszedłem tutaj wyznać chłopakowi miłość, a musiałem zmierzyć się z tak nagłym pożegnaniem.

-M-musisz ochłonąć, Yoonnie. Zadzwonię na pogotowie, a ty nie nie rób za ten czas nic głupiego, proszę. - Park wyszedł na drżących nogach z gabinetu i zakładając słuchawki, rzucił mi ostatnie zmartwione spojrzenie. Wstałem więc po chwili z ziemi i podchodząc do szerokiego okna, uchyliłem je całkowicie na oścież. Próbowałem pozbyć się tego kłującego uścisku wewnątrz, jednak na nic były moje marne próby. Na parapecie wciąż leżały puste opakowania używek i widząc tak okropne etykiety jak xanax próbowałem zrozumieć, dlaczego nigdy nie otworzyłem się wystarczająco. Dlaczego zawsze byłem tak powściągliwy w wyrażaniu uczuć. Dlaczego dopiero tragedia pokazała mi, czym tak naprawdę jest miłość. Osunąłem się z powrotem na podłogę i wtulając się w tors młodszego, starałem się usłyszeć chociaż jedno, ostatnie bicie serca. Niedoczekanie.

-Ratownicy zaraz przyjadą. - Jimin szepnął smutno i wtulając się od tyłu w moje barki, gładził lekko po ramieniu.

-Wyjdź stąd. - warknąłem nagle, co zdziwiło chłopaka. Odsunął się jednak ode mnie i opierając plecami o ścianę, kucnął na chłodnej podłodze. Myślałem, że spyta, co mi odwaliło, jednak on tylko wykonał posłusznie moje polecenie.

-Ja... po prostu nie umiem kontrolować tego, co wychodzi z moich ust. Boje się, że zaraz powiem za dużo i tobie też zrobię krzywdę, bo w końcu tylko to mi wychodzi. - ponownie zaniosłem się łzami i chowając głowę w dłoniach, dodałem. - To ja powinienem umrzeć, nie on.

-Nie mów tak. Ja też jestem przerażony tym, co się stało, więc rozumiem twój ból. Straciłeś kogoś, kogo kochałeś. To znaczy kochasz... - nie dało się nie zauważyć, iż chłopak również był w szoku i choć nie mógł zobaczyć tego okropnego widoku, i tak odczuwał go emocjonalnie. W końcu on również znał Taehyunga i wiedział wiele o naszej relacji. Przyciągnąłem go więc do siebie i zgarniając do smutnego uścisku, zacisnąłem mocno ramiona na jego szczupłych barkach.
W mojej głowie wciąż jednak tkwiło marzenie, by to on tutaj był.

Nobody's watching Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz