Dzisiejszego ranka nie musiałem już zrywać się tak wcześnie na trening z Parkiem, dlatego w spokoju zjadłem śniadanie i łapiąc za swój ulubiony notes, wyszedłem na zacieniony taras. Chciałem bowiem popracować nad swoimi utworami, udoskonalić je i być może zanieść do wytwórni, by przedstawić mój pomysł na koncept albumu. W końcu to praca była dla mnie priorytetem, bo tak naprawdę oprócz niej, nie miałem dosłownie nic. Specjalnie uwolniłem się z biednej rodziny, żeby dosięgnąć swoich marzeń, ale gdy okazało się, że wcale nie są one tak pięknymi obrazkami, za jakie miała je moja głowa, było już za późno na krok wstecz. Zamknąłem więc oczy na chwilę i wsłuchując się w melodię z mojego telefonu, starałem się przelać myśli na papier. Czułem się jednak wypalony artystycznie i choć w mojej głowie panował istny chaos, karta papieru wciąż świeciła pustkami. A ja chciałem być tylko szczerze docenionym. Żeby nie mówili, że wszystko jest przekupstwem. Żeby kiedyś powiedziano, że moje teksty są wystarczająco dobre. Ale narazie wciąż pozostawała mi jedynie praca i głupia nadzieja, że kiedyś osiągnę ten ledwo widoczny szczebel. Po chwili jednak odłączyłem już słuchawki od telefonu i spoglądając na zegar, zupełnie niespodziewanie przypomniały mi się słowa Jimina, który wczoraj opowiadał mi o swoim porannym występie. Zamyśliłem się przez to na moment i wchodząc w wyszukiwarkę, niepewnie wpisałem nazwisko chłopaka. Faktycznie miał dzisiaj pokaz o 11:30 w teatrze miejskim i choć nigdy nie byłem fanem tańca, nuta ciekawości wciąż namawiała mnie do kupienia biletu. W końcu nie zawsze miało się okazje widzieć takie show na żywo i to w dodatku w wykonaniu osoby niewidomej, jednak czy naprawdę powinienem się tam wybrać? Podrapałem się aż po głowie i sam nie wiedząc czemu, po chwili kupiłem pojedynczą wejściówkę. Zapewne dostanę niezły opieprz od wytwórni za tak spontaniczne wyjście, ponieważ wszystko miało być uzgadniane z managerem z uprzedzeniem, ale liczyłem, że przy dobrym kamuflażu nic wielkiego się nie wydarzy. Po prostu wejdę, usiądę na krzesełku i jak gdyby nigdy nic zniknę w tłumie widzów. Uśmiechnąłem się więc pod nosem i stojąc przed szafą, próbowałem znaleźć dobry strój na dzisiejsze wydarzenie. Oczywiście nie mogłem rzucać się w oczy, jednak zbyt zakrywający ubiór również przykuwałby uwagę. Postawiłem więc na białą koszulę i kraciaste spodnie, a głowę przykryłem czarną czapką z daszkiem. Nie mogło także zabraknąć maski i okularów przeciwsłonecznych, dlatego pospiesznie założyłem je na nos i wsiadając do auta, ruszyłem pod wskazany adres. Niestety widzów było wyjątkowo sporo, co tylko pogarszało moją sytuację, jednak po chwili wszystkie światła zgasły i każdy skupił się tylko na pojedynczej smudze reflektora na scenie. Trzeba było przyznać, że miejsce zostało perfekcyjnie urządzone i cieszyło się uznaniem na arenie nie tylko narodowej, ale i światowej. Nim jednak zdążyłem się rozglądnąć, moim oczom ukazał się także i Jimin, który kłaniając się nisko, przywitał się z całą publicznością. Jego maska lśniła od eleganckich kryształków w kolorze srebra i bieli, a długa, przejrzysta koszula zwisała do wysokości pasa, łącząc się idealnie ze spodniami z tego samego materiału. Wyglądał niczym istny anioł, co nawet nie było wyolbrzymieniem, gdyż tytuł dzisiejszego występu brzmiał „Highway to Heaven". Po chwili pierwsze sekundy muzyki rozbrzmiały już na całej sali, dlatego skupiłem się dokładnie na oglądaniu płynnych ruchów młodszego i tej wyjątkowej aury, jaką niósł za sobą jego taniec. Nie dało się nie zauważyć, jak oddany był swojej pasji i że to jej poświęcał każdą wolną chwilę, dopracowując do perfekcji nawet najmniejsze szczegóły. Stał się mistrzem w swoim fachu i nie istotnym było, czy ze zdrowymi oczami czy nie, on i tak wprawiał tłumy w zachwyt. Oczywiście można powiedzieć, że przecież taniec to nic szczególnego, jak tylko ruszanie się w rytm muzyki. Jednak to, co Park ukazywał swoim ciałem, było istną sztuką. Historią, którą opowiadał z zamkniętymi ustami. Jego własną bajką, gdzie odgrywał najjaśniejszą z ról. A całej kunsztowności dodawał fakt, iż młody chłopak był bardzo przystojny. Jego tlenione kosmyki wirowały w powietrzu wraz z każdym obrotem, a wprawiony w ruch śnieżnobiały materiał idealnie podkreślał wyrzeźbione latami ćwiczeń kształty. Lekkość, gracja i klasa były tym, czego niejeden artysta mógł mu jedynie pozazdrościć. I choć sam niedowierzałem, iż tak bardzo wciągnę się w pokaz Jimina, po chwili podniosłem się już z krzesła i z nieco stłumionym uśmiechem, zacząłem składać ogrom oklasków dla zadowolonego z siebie chłopaka. Ten szczerzył się w stronę widowni uradowany i kłaniając się nisko, zniknął za masywną kurtyną kulis. Ja również miałem zamiar skierować się do wyjścia, kiedy nagle drogę zagrodziła mi pewna niska brunetka, z wpatrzonymi ze mnie ślepiami. Oczywiście podczas występu musiałem zdjąć okulary i czapkę, bo tego wymagała kultura w teatrze, jednak już czułem, jak słono za to zapłacę.

CZYTASZ
Nobody's watching
FanfictionMarzenia, mimo że żywe niczym projekcje filmowe, zawsze będą tylko wizjami tego, co mogli mieć razem. Ale może Min przejrzy kiedyś oczami Parka i zobaczy, jak wiele rzeczy nie widzi. Bo Jimin, choć niewidomy, potrafił pięknie kochać, a Yoongi, nawet...