39/Nie daję rady/Marlene McKinnon

509 30 111
                                    

Marlene:

Odkąd tak głupio pokłóciłam się z Dorcas, coraz bardziej nie dawałam sobie ze wszystkim rady. Nagle na zajęciach stałam się typową ofermą i bez jej cennych wskazówek nic mi nie wychodziło. Dostałam kilka niższych ocen i upomnień w ciągu dwóch dni, do tego zupełnie nie poszło mi na zajęciach z teleportacji, co zupełnie zepsuło mój humor. Nadchodzący weekend wzbudził we mnie nadzieję na coś lepszego, lecz szczerze wątpiłam w to, że cokolwiek dobrego może mnie spotkać.

W piątkowy wieczór Dorcas dość późno wróciła do dormitorium. Była na tym przyjęciu u Malfoya i bardzo ciekawiło mnie, co tam się działo. Wiedziałam jednak, że nawet gdybym pytała, odpowiedziałaby mi cisza. Udawałam więc, że śpię, dopóki ona się nie położyła do łóżka. W sobotni poranek obudziłam się, gdy rozmawiała z Lily i Mary właśnie o poprzednim wieczorze.

- Ogółem było w porządku, sporo ślizgonów i czułam się tam dziwnie. Ale nie działo się nic nadzwyczajnego. - Twierdziła.

Wydawało mi się, że jednak coś jest nie tak. Może takie miałam przeczucie, albo po prostu byłam przewrażliwiona. Podniosłam się powoli z łóżka i zamierzałam ogarnąć się na nowy dzień. Dorcas oczywiście nadal mnie ignorowała, co strasznie mnie wkurwiało, ale nic nie mogłam poradzić. Poszłam do łazienki, a gdy wróciłam do pokoju, dziewczyn już nie było.

Wywnioskowałam, że zeszły na śniadanie, więc i ja udałam się do Wielkiej sali. Usiadłam sobie obok Syriusza, który powitał mnie uśmiechem.

- Dobre wieści. - Oznajmił. - Mamy wejście na imprezę dziś wieczorem.

- Super, a gdzie będzie?

- Tam gdzie zawsze. Ślizgoni najpierw mieli zrobić w pokoju wspólnym, ale sporo osób jest chętnych, więc wybrali pokój życzeń.

Pokiwałam głową i nałożyłam sobie trochę jedzenia. Przynajmniej szykowała się impreza, więc może wieczorem oderwę się od tego wszystkiego. Rozejrzałam się, by znaleźć Dorcas, lecz nie było jej w zasięgu mojego wzroku. Zauważyłam dopiero po chwili, że weszła do Wielkiej sali w towarzystwie Lucjusza Malfoya, rozmawiając z nim o czymś. Zmrużyłam oczy i wściekle wbiłam widelec w kawałek pomidora, który miałam na talerzu. Huncwoci aż podskoczyli.

- Spokojnie, Marlene... To tylko pomidor, nie zabije cię. - Odezwał się James. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem.

- Malfoy i Dorcas rozmawiają. Nie podoba mi się to.

- Wczoraj była na przyjęciu, nie? - Zapytał Syriusz, kiwnęłam głową w odpowiedzi. - I ona jeszcze nie ma go dość?

- Może się zakochała. - Zasugerował Peter, na co wszyscy mimowolnie się roześmialiśmy. 

W końcu i ona podeszła do stolika, aby usiąść po drugiej stronie huncwotów, z dala ode mnie, jak przez ostatnie dni.

- No, Meadowes... Lucjusz ci już pokazał jakieś fajne zaklęcia? Może jakieś sztuczki z różdżką? - Zapytał jej Syriusz, poruszając sugestywnie brwiami. Ona posłała mu zdezorientowane spojrzenie.

- O czym ty mówisz?

- No, gadaliście. A przecież dopiero co wczoraj u niego byłaś. - Odezwał się James.

- Spotkałam go przypadkiem przy schodach. Nic się nie dzieje. - Powiedziała. - Pytał, jak mi się podobało wczoraj.

- A jak ci się podobało? - Zapytał Syriusz sugestywnym tonem. Dorcas prychnęła pod nosem i pokręciła głową.

- Bardzo, wiesz? Po prostu było zajebiście. - Odpowiedziała sarkastycznie i zajęła się śniadaniem. Huncwoci i jej powiedzieli o wieczornej imprezie, a ja zaczęłam poważnie rozmyślać o tym, jak do cholery się z nią pogodzić. 

Huncwoci kontra Malfoy [WOLFSTAR/JEGULUS/... +]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz