10.

22.7K 1.6K 793
                                    

 Wreszcie nadszedł dzień, w którym mieli przyjechać Gabby i Alec, od rana nie mogłem się już doczekać, aż ich zobaczę i prawie skakałem z podekscytowania. Mama nawet zaczęła się o mnie martwić i co chwilę pytała mnie, czy nie mam gorączki albo czy coś mnie nie boli. Jakby nie mogła zrozumieć, że nie widziałem moich przyjaciół prawie miesiąc i cholernie się za nimi stęskniłem. Przyzwyczaiłem się do tego, że w akademiku widzieliśmy się codziennie, dlatego dziwnie było mi nie widzieć ich tyle czasu. Mimo tego jak czasem potrafili działać mi na nerwy.

 Sprawdziłem godzinę kolejny raz i tym razem zobaczyłem na ekranie wreszcie te cyferki, na które tak czekałem. Ich pociąg powinien przyjechać tu za dziesięć minut, więc mogłem już wyjść z domu i pojechać po nich na stację. Zbiegłem po schodach do przedpokoju, gdzie szybko włożyłem buty i upewniłem się, że nie wyląduję twarzą na chodniku przez niezawiązane sznurówki (taa, zdarzyło mi się to więcej razy niż chciałbym przyznać). Krzyknąłem ze strachu, gdy Rose nagle wystawiła głowę zza framugi drzwi kuchni, powodując, że serce prawie podskoczyło mi do gardła. Byłem pewien, że w domu nie było nikogo oprócz mnie.

 - Gdzie idziesz, Mikey? - spytała, unosząc pytająco brew.

 - Odebrać Gabby i Aleca ze stacji.

 Twarz Rose od razu się rozjaśniła i wiedziałem, co to znaczyło. Chciała pojechać ze mną. Gabby i Rose miały tę dziwną obsesję na swoim punkcie, mimo tego że nigdy wcześniej się nie widziały ani ze sobą nie rozmawiały. Właściwie mogłem zabrać moją siostrę ze sobą, w końcu będę miał jeszcze dużo czasu, żeby porozmawiać z moimi przyjaciółmi na osobności.

 - Tak, ok, możesz pojechać ze mną - powiedziałem, zanim zdążyła się odezwać.

 Rose uśmiechnęła się szeroko, a moja mina szybko zbladła, gdy odwróciła się za siebie i powiedziała:

 - Luke, chodź, pojedziemy z Michaelem po jego przyjaciół.

 Kurwa, jego nie zapraszałem na tę wycieczkę. Nie chciałem go widzieć, unikałem go, jak tylko mogłem od tego czasu, gdy nasze twarze znalazły się w niebezpiecznie, małej od siebie odległości, co mi się ani trochę nie podobało. Nic a nic. Wcale.

 Otworzyłem drzwi, chcąc szybko wyjść z domu i pojechać bez nich mimo tego, że właśnie pozwoliłem Rose jechać. Na pewno nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że Luke tutaj jest. Właściwie powinienem był przypuszczać, że będzie w moim domu. Ledwo co go opuszczał, co zdecydowanie utrudniało mi unikanie go, ale póki co dawałem jakoś radę. Do tego pieprzonego momentu, gdy moja cudowna siostra pomyślała, że dobrym pomysłem będzie, jeśli całą trójką wpakujemy się do samochodu.

 - Mikey, co robisz? - spytała Rose ze zdziwieniem, gdy byłem już jedną stopą na zewnątrz.

 Podeszła bliżej mnie i nachyliła się, żeby złapać swoje sandały, które szybko założyła, a wtedy Luke wyszedł z kuchni. Widziałem kątem oka, jak szedł w naszą stronę, ale uparcie wpatrywałem się w Rose, udając, że go nie dostrzegam.

 - Um, wiesz co, to nie jest dobry pomysł, pewnie mają dużo toreb czy coś i nie będzie zbytnio miejsca...

 - Mamy ogromny bagażnik - powiedziała Rose, patrząc na mnie jak na największego idiotę na świecie.

 Zacisnąłem usta w linię, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć i jak mogę się z tego wyplątać. Czułem na sobie wzrok Luke'a, przez co jeszcze ciężej było mi się skupić na czymkolwiek i jedyną myślą w mojej głowie było teraz to, czy moje włosy wyglądały ok. Co do cholery było ze mną ostatnio nie tak, kurwa, naprawdę musiałem pogadać z Gabby albo Alekiem.

everything stays in the family ● mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz