34

16 2 22
                                    

Czas, w którym razem z Eddym załatwialiśmy wszystkie formalności i kursy przed zdobyciem licencji na spawacza podwodnego, oficjalnie został najnudniejszym okresem mojego życia. Ta już dotychczas paskudnie monotonna egzystencja została wzbogacona o jeszcze mniej ciekawe obowiązki. Poza pracą, studiami, nauką i robieniem kursów nie miałem dosłownie na nic czasu. To było tak dziwne i niepodobne do mnie, że aż dziwię się, że dałem sobie z tym radę i nie ześwirowałem. Kiedyś rozrywka była głównym elementem mojego życia, teraz stała się wręcz rzadkością; spodziewałem się, że będę reagować na tę zmianę gorzej niż w rzeczywistości, a nieprawdopodobnie szybko się z nią pogodziłem. Zastanawiałem się nad tego przyczyną, aż w końcu doszedłem do wniosku, że musiało chodzić o mój dość silny motor napędowy dla zmiany swojego biednego życia, by móc dorównać dobrobytem ludziom wokół których obracała się Lilbet, bym mógł czuć, że w pełni na nią zasługuję. Często wyobrażałem sobie po nocach, że w końcu uda mi się ją znaleźć, a ona, widząc że moje zarobki poszybowały w górę, nie będzie musiała się zastanawiać, czy jestem wart popełnienia tego mezaliansu. Nigdy nie powiedziała mi tego prosto w twarz, ale ja czułem, że finansowa i społeczna przepaść między nami była dla niej za duża i jeżeli miałoby nam nie wyjść, to byłby pewnie jeden z głównych powodów. Nieszczególnie zależało mi na jakimś wybitnym wzbogaceniu się i nie zamierzałem robić tego ze względu na przypodobanie się jej, gdyby los znów postawił ją na mojej drodze, ale jeżeli udałoby mi się sporo zarobić w potencjalnej nowej pracy, to prędzej by mi to pomogło, niż zaszkodziło. Ale bez względu na to, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, powinienem wreszcie zacząć podchodzić do pracy na poważnie i w końcu wydorośleć; zachowywać się dojrzalej, znaleźć sensowną pracę, a nie żyć tylko z tego, co wpadnie mi w ręce. Życie rządzone przypadkiem bardzo mi się podobało, ale taki styl życia w pojedynkę odbiera temu całą zabawę. Nie ma już przy mnie Pabla, a nawet gdyby był, pewnie prędzej czy później zacząłby się statkować z Carrie, więc co to za zabawa, być jedynym niedojrzałym w towarzystwie? Straciłem swoją radość życia, więc to, czy nadal będę takim Danielem jak dawniej czy może dojrzeję i spoważnieję, jest mi już zupełnie obojętne.

***

Koniec roku akademickiego nadszedł o wiele szybciej, niż się spodziewałem. W ostatnie dni przed zakończeniem już mało kto przychodził na wykłady, z których wiadomości miały nie być wymagane na końcoworocznych egzaminach, jednak ja ze względu na dodatkowe fakultety uzupełniające brak wiedzy z dwóch ostatnich klas liceum nie mogłem sobie na to pozwolić. Sam uznał, że dotrzymywanie mi towarzystwa jest warte fatygowania się na uniwerek i marnował sobie czerwcowe przedpołudnia na mało interesujące siedzenie u mojego boku.

- Serio chce ci się tu siedzieć? - spytałem, zmierzając z brunetem w stronę auli, na której miał się odbyć kolejny wykład - Przecież sam widzisz, że teraz chodzą już tylko ci, co mają fakultety i kujony, które już teraz chcą wiedzieć, co będzie w następnym semestrze, by móc to przerobić przez wakacje.

- No, skoro niby tylko oni, to dlaczego korytarze są pełne? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie, wymijając kilkuosobową grupkę, która sprawiała wrażenie, jakoby nigdy nie słyszała o czymś takim jak ruch prawostronny.

- Bo wymyślili sobie dzień otwarty dla przyszłych studentów akurat wtedy, kiedy my mamy jeszcze zajęcia. - przewróciłem oczami na widok tych wszystkich licealistów panoszących się po naszych korytarzach. Przecież to jeszcze dzieciaki, oni niby zaczynają studiować? Toż to się ledwie nauczyło czytać i pisać - Gdyby zorganizowali to w wakacje, byłoby lepiej dla wszystkich.

- Poza oprowadzającymi. - mruknął pod nosem, przysuwając się do mnie tak, że idące naprzeciw nas dzieciaki musiały nas wyminąć, by się z nami nie zderzyć - W sumie szkoda, że się do tego nie zgłosiłem, mogłaby być niezła zabawa...

Years Without YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz