40

10 1 37
                                    

Bardzo szybko udało mi się zdobyć bilet na samolot do Green Bay i już kilka dni po rozmowie z Benem leciałem do Wisconsin. Musiałem zafundować sobie tą wycieczkę z pieniędzy ze spadku, które nadal przetrzymywałem u Eddy'ego, ale nie zamierzałem ich sobie żałować; nie chodziło tu o moją zachciankę kolejnych wakacji, lecz bardziej o fizyczną i psychiczną rekonwalescencję po ostatnich przeżyciach i tym wszystkim, co siedziało we mnie o wiele głębiej, a nie byłem w stanie tego do końca określić. Chłopacy mieli rację co do mojego nadmiernego skupienia się na pracy; sam czuję, że przez to tracę samego siebie. Muszę odpocząć od przepracowywania się, od Paige, od wszystkiego, czym na co dzień żyję w Filadelfii. Powrót do miasteczka, w którym się wychowywałem i nie miałem tego typu problemów powinno mi pomóc.

Który to raz w życiu leciałem samolotem? Trzeci? Tak, chyba trzeci. Drugi to był ten do Stanów, który załatwił mi George, a pierwszy...
Zacząłem czuć nieprzyjemne ssanie w żołądku na samo wspomnienie. Nie chcę o tym pamiętać.

Przed oczami znów miałem zmarnioną twarz Damiena i jego smutne spojrzenie spomiędzy podpuchniętych od długiego płaczu powiek. Lecieliśmy do Barcelony kilkanaście godzin, a niemal całą podróż spędziliśmy nie odzywając się do siebie, zbyt załamani świeżą stratą rodziców i zszokowani tym, że naprawdę lecimy na drugi koniec świata bez żadnych większych pieniędzy ani planów na przyszłość.
Początkowo oboje mieliśmy zostać w Hiszpanii, ale on w ostatniej chwili zdecydował, że woli jechać do Francji, kupił bilet na pociąg i zostawił mnie samego. Do teraz nie wiem, co było tego przyczyną, nigdy nie chciał mi powiedzieć, dlaczego to zrobił.
Brak jedynej bliskiej mi osoby boleśnie się na mnie odbił, gdy tułałem się po wschodnim wybrzeżu Hiszpanii, jednak gdy w Benicarlo poznałem Pabla, zacząłem nawiązywać z nim taką więź, jakiej nigdy nie udało mi się mieć z Damienem. Znajomość z nim rozpoczęła nowy rozdział w moim życiu, który był jednym z najbardziej wartych wspomnienia, jednak teraz miejsce miał już następny, który z pewnością nigdy nie będzie bliski mojemu sercu.

Nawet wesołe wspomnienia z Hiszpanii nie były w stanie odwrócić mojej uwagi od rozmyślań o Damienie i o tym, jak bardzo spieprzyliśmy naszą braterską więź, całkowicie tracąc kontakt. Pewnie nadal siedzi tam, gdzie siedział, tymczasem ja zdążyłem poznać Hiszpanię, Francję, południową Anglię i wrócić do Ameryki, a zaraz będę w miasteczku, w którym oboje zaczęliśmy nasze historie.

***

Doleciałem do Green Bay bez zbędnych problemów i zdążyłem przesiąść się do autobusu jadącego w stronę Shawano dosłownie w ostatniej chwili. Zważając na to, że do teraz nie byłem w stanie chodzić bez delikatnego kuśtykania, o bieganiu nawet nie wspominając, fakt, że udało mi się tego dokonać, zasługiwał na miano cudu.

Z każdym kilometrem bliżej celu czułem pewnego rodzaju wewnętrzną nostalgię, jednak nie była ona nieprzyjemna. Obserwowałem widoki przez okno, a gdy zacząłem kojarzyć okolicę, zacząłem niekontrolowanie drżeć. Wstanie z miejsca, zabranie bagażu i udanie się do wyjścia nie było w tym stanie łatwe, ale na szczęście nikt nie zauważył, jak bardzo roznoszą mnie emocje.

Wyszedłem na ulicę przed autobusem, rozglądając się wokół. Okolica dworca niemal nic a nic się nie zmieniła odkąd byłem tu po raz ostatni te sześć lat temu; jedynie żółta, wypłowiała od słońca farba na budynku złaziła większymi płatami niż za czasów mojego dzieciństwa. Ciekawe czy miasto też pozostało niezmienione...

Odgłos klaksonu i widok poirytowanego kierowcy autobusu na migi pokazującego mi, żebym zszedł z ulicy, bo on chce zawrócić, wyrwał mnie z nostalgicznych rozmyślań. Przeszedłem na chodnik i drżąc z podekscytowania tak mocno, że nie byłem w stanie utrzymać się na nogach, usiadłem na drewnianej ławce przy dworcu, uważnie obserwując wszystko i wszystkich, próbując wyłapać na ulicach jakieś znajome twarze. Szybko jednak musiałem z tego zrezygnować, bo uciążliwe słońce i brak okularów przeciwsłonecznych sprawił, że zaczęły mnie boleć oczy. Zamknąłem je, opierając się wygodniej o ławkę, machinalnie kładąc rękę na plecaku leżącym tuż obok mnie, by w razie czego nikt mi go nie ukradł. Siedząc tak, niemal wręcz przysypiając, przypomniała mi się pewna historia, która miała miejsce na tym dworcu.

Years Without YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz