15

22 3 11
                                    

Termin opuszczenia przeze mnie hotelu zbliżał się wielkimi krokami, a ja nie miałam siły szukać nowego. Przez nagromadzony w moim życiu stres jadłam coraz więcej i na skutek tego miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo tycie wcale nie jest mi teraz potrzebne, ale nie jestem w stanie powstrzymać zajadania stresu, w którym teraz żyję. Będę samotna, bezdomna i gruba, wręcz nie mogę się doczekać...

Nawet się nie obejrzałam, a nadeszła sobota i szykowałam się na urodziny Melanie. Ubrana w luźne czarne cygaretki w białą kratę i równie ciemny sweterek dokonywałam ostatnich poprawek przed lustrem. Makijaż w porządku, (mam nadzieję, że nowo nabyta, wodoodporna masakra zda egzamin w razie czego), wcale nie wyglądam jakbym prawie nie spała w nocy przez zżerający mnie stres, jednak coś w moim gładkim koku na karku mi nie pasowało. Po dłuższej chwili wpatrywania się w swoje mizerne odbicie stwierdziłam, że ta fryzura przy moim ubiorze jest zbyt poważna jak na urodziny koleżanki. Rozpuściłam włosy na krótką chwilę, po czym spięłam je w wysokiego kucyka na czubku głowy. Od razu lepiej.

***

- Całkiem tu przytulnie... - usadowiłam się wygodniej w brunatnym fotelu stojącym w kącie kawiarni, do której zaprosiła mnie blondynka. Chyba zapamiętała incydent sprzed tygodnia i dlatego ponownie zajęłyśmy najbardziej odludne miejsce, gdzie nie byłyśmy na widoku nikogo.

- Uwielbiam to miejsce. – uśmiechnęła się do mnie szeroko – Jeszcze raz dziękuję za okulary. Zawsze chciałam mieć coś markowego, od projektanta, ale szkoda było mi wydawać tyle pieniędzy.

- Miałam do wyboru jeszcze czerwone, ale pasowałyby do niewielu rzeczy. – wzruszyłam ramionami, niby to beznamiętnie. Doskonale pamiętam, jak zleciały mi z włosów i od razu rzuciłam się w stronę schodów by je znaleźć.

A on mi je podał...

- W dodatku tamte były nieco obite na dole.

Ciekawe przez czyj twardy łeb

- Więc wybrałam te. – uśmiechnęłam się sztucznie, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.

- Są piękne, naprawdę. – spojrzała na mnie z wdzięcznością w swoich czekoladowobrązowych oczach.

- Drobiazg. – patrzyłam, jak blondynka ubiera je sobie na nos.

- Jak wyglądam? – spojrzała na mnie.

- Pięknie. – mój uśmiech stracił nieco ze swojej sztuczności. Naprawdę było jej w nich do twarzy, lepiej niż mi. Zresztą, teraz we wszystkim wyglądam okropnie, więc to bez różnicy – Gdzie ty wynalazłaś takie fajne miejsce? – próbowałam podtrzymać rozmowę, ale w taki sposób żeby to blondynka mówiła, a ja bez wyrzutów sumienia będę mogła wtedy siedzieć cicho.

- Jakoś rok temu Dionne odkryła to miejsce i zabrała nas tutaj. – powiedziała, upijając łyk swojej kawy.

- Wybacz że pytam, bo powinnam to wiedzieć, ale kim jest Dionne? – uśmiechnęłam się ze skruchą.

Wstydź się Elizabeth, powinnaś znać swoich kolegów z klasy po tym miesiącu, a ty rozmawiałaś tylko z Melanie, którą jako jedyną rozróżniasz z tej nieprzebranej masy licealistów.

- Dionne to moja kumpela z ekipy. Ta z czarnymi warkoczykami.

- Rzeczywiście. – przygryzłam wargę, rumieniąc się z zażenowania swoją własną osobą – Może powiedz mi lepiej o wszystkich swoich „kumplach z ekipy" żebym na przyszłość chociaż ich rozróżniała. – wymusiłam uśmiech na twarzy; czułam się jak idiotka.

- No dobra. – uśmiechnęła się beztrosko, odkładając kubek na stolik – Tak w najbliższej paczce jest nas szóstka, ale tych ludzi łącznie jest więcej, zależy na którym przedmiocie siedzimy.

Years Without YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz