Rozdział VIII - "Fusy i Szpony"

529 17 1
                                    

Wstałam z samego rana. Przeciągnęła się. Wyjrzałam za okno. Piękny słoneczny dzień.
Ubrałam szatę szkolną, chwyciłam torbę z książkami i ruszyłam za Hermioną na śniadanie. Minął nie cały miesiąc od incydent w pociągu.

Po śniadaniu razem z przyjaciółmi udaliśmy się na wróżbiarstwo. Zasiadłam na poduszce położonej niżej niż stolik. Rozejrzałam się jakaś dziwna ta sala, duszno tu i w ogóle śmierdzi jakimiś kadzidłami. Skrzywiłam się. Lubię polegać na węchu, a tu wyraźnie można nabawić się alergii.

- Dzień dobry, moi drodzy. W tej sali będziecie zgłębiać tajniki szlachetnej techniki wróżbiarstwa. W tej sali odkryjecie czy posiadacie dar jasnowidztwa. - ta dziwna kobieta wlazła w stolik z herbata. Uderzyłam ręką w głowę.

- No bez przesady - skomentowałam, na co Harry skarciła mnie wzrokiem.

- Witajcie, ja jestem profesor Trylonni. Od dziś będę was uczyć jak przepowiadać przyszłość! - zaświergotała ze szczęścia. W tym semestrze zajmiemy się zasomancją czyli wróżeniem z herbacianych fusów. Weźcie filiżankę osoby siedzącej na przeciwko - zabrałam kubek od Harre'go, a on od Rona, Ron odemnie- Musicie otworzyć umysły! Spojrzeć daleko!

- Co za głupoty - skomentowała Hermiona

- A ty z kond się tu wzięłaś? - zapytał zdziwiony Ron, ja też lekko podniosłam brwi.

- J-ja przez cały czas tu byłam - lekko się zawachała, wyczułam w jej głosie niepewność. Kobieta zaczęła wędrować po klasie, podeszła do naszego stolika i spojrzała na Rona

- Ooo w twojej aurze jest śmierć, jesteś w zaświatach. Oj chyba tak.

- Jasne - odpowiedział z ironią Ron.

- Filiżanka co w niej widzisz.

- O, więc tak Luisa ma coś jakby koślawy krzyż to znaczy cierpienia i próby i coś co przypomina słońce czyli szczęście. Wygląda, że trochę po cierpisz a-ale będziesz szczęśliwa.

- Pokaż proszę - zabrała od niego filiżankę, rzuciła nią o ziemię - O, o! O moja droga dziewczynko to jest ponurak - wszyscy wzięli wdech.

- Co? - zrobiłam głupią minę - Coś tu się definitywnie nie zgadza. Pochulak?

- Nie Pochulak tylko Ponurak przyjmuje formę ogromnego widmowego psa to najfatalniejszy omen na świcie. Mówi się, że nawiedza demony - Spoważniałam i spojrzałam na Harre'go - To omen śmierci - recytował z książki siedzący z tyłu uczeń...

Przemierzaliśmy błonia kierując się na kolejną lekcję.

- Starożytne runy to fascynujący przedmiot - usłyszałam ostatnie zdanie Hermiony

- To nie możliwe są w tym samym momencie co wrużbiarstwo.

- Przecież się nie rozdwoje - odpowiedziała na co złapałam ją za rękę poczekałam aż chłopaki zejdą.

- Ich możesz okłamywać, ale nie mnie Hermiono. Meczasz palce w czasie - dziewczyna skinęła głową.

- Tak, zmieniacz czasu wypożyczyła mi McGonagall nauczyciele wiedzą.

- Może oni wiedzą ale wiesz o efektach ubocznych? - spojrzała na mnie zdziwiona. A ja pokręciłam głową - Idźcie na lekcję ja muszę porozmawiać z profesorem zaraz dołączę.

Od biegłam od nich. Już od początku lekcji czułam czyjąś obecność teraz nawet wiem kogo. Wbiegłam do szkoły i skierowałam się się do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią.
Zapukałam trzykrotnie i po usłyszeniu słowa "wejść" uczyniłam to.

- Panie profesorze?

- Tak Luiso?

- Potrzebuje pana pomocy - spojrzał wyczekująco, usiadłam na pustej ławce - Profesor jako jedyny wie o moich mocach. W szkole ktoś jest. Z tego co się właśnie dowiedziałam Hermiona podróżuje w czasie na lekcję. Teorytycznie robi to pod nadzorem profesorów i dyrektora ale jak już wspomniałam w szkole ktoś jest - zamyślił się.

- A kogo dokładnie masz na myśli?

- Jednego z demonów. Demon czasu. Jeśli zabardzo namotamy w historii będę mu musiała nakazać naprawić linię historii co nie zawsze się dobrze kończy.

- Jak na przykład?

- Przeważnie jest to po prostu śmierć tego co nabroił problemów.

- W takim razie trzeba działać jak najszybciej.

- Jak już mówiłam to co ona robi jest na razie nie groźne ale nie wiadomo do czego posunie się dyrektor. Demon nie został wysłany bez powodu one znają przebieg całej historii widzą co się może zaraz wydarzyć.

- Nie możesz im kazać odejść albo po prostu nie atakować?

- Mogę i tak zamierzam zrobić, ale wolę by w razie czego była jedną osoba która będzie wiedziała co tu się wydarzy. Jeśli mi się nie uda oczywiście - profesor poruszył głową na zgodę - Dziękuje, że mnie pan wysłuchał, ale lepiej już pójdę na lekcje.

- Och ależ nie ma za co. Do zobaczenia - wiedziałam, że profesor Lupin jeszcze długo będzie wszystko analizował. Wyszłam z sali i ponownie skierowałam się na błonia.

Wyszłam na świeże powietrze i pierwsze co zobaczyłam wchodząc do lasu to Harre'go na grzbiecie wielkiego Hipogryfa. Hagrid uderzył swoją wielką dłonią w zad zwierzęcia, a on szybko pogalopował i rozłożył skrzydła wzlatując. Harry ledwie co trzyma się na tym bydlęciu. Wiem, że nie zginie kiedy spadnie bo sam ma skrzydła ale kto złapie tą bestie i jak potem się kurde wytłumaczyć. Rzuciłam plecak i narzutę mundurka zostając w samej koszuli i spodniach. Odbiegłam dość spory kawałek i rozłożyłam same skrzydła. Skoczyłam ale nic. Skoczyłam jeszcze raz i w mgnieniu oka znalazłam się pod chmurami. Poleciałam jak najszybciej w stronę jeziora do którego kierował się mój brat.

Spojrzałam w dół Harry lecący obok Hipogryfa. Próbują go złapać.

- Czemu ja wiedziałam, że to się tak skończy - zapytałam sama siebie trochę ironicznie. Obniżyłam lot łapiąc z nienacka Hipogryfa.

- Luis? - chłopak lekko się zdziwił ale i rozpromienił.

- We własnej osobie. A teraz wsiadaj na to bydlę bo cię jeszcze nakryją jak lądujesz.

- Tylko, że nie do końca wiem jak to zrobić. - pokręciłam głową i zatrzymałam zwierzę na niewidzialnej linie.

- Teraz wsiadaj. - usiadł wygodnie łapiąc się futra.

- Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobił?

- Już dawno by cię zdemaskowali. A teraz chowaj piórka i leć na tym Hipogryfie do Hagrida. Pogadamy po lekcji bo mamy teraz obiad - chłopak schował pośpiesznie skrzydła, wzięłam jedno białe pióro które zostało na jego ramieniu i zatrzymałam się w pionie. Spojrzałam w górę i w dół i na boki.

Właśnie jestem nad jeziorem i to dosłownie. Z każdej strony piękne widoki jak takiej okazji nie wykorzystać. Podleciałam bliżej wody i zaczęłam ruszać w niej ręką. Taka chłodna ale przyjemna. Rozmarzyłam się zapominając na chwilę o wszystkich problemach. Nagle jednak przypomniało mi się, trwa lekcja. Wzleciałam bardzo wysoko i pominęłam w stronę lasu. Powoli wylądowałam. Schowałam skrzydła i pobiegłam jak najszybciej w stronę zbiorowiska.

Weszłam chyba w najgorszym momencie, ponieważ Draco Malfoy właśnie został zadrapany. No niech on tak nie udaje - pomyślałam wręcz zdenerwowana. Lekcja się skończyła, a ja razem z Harrym, Ronem i Hermioną udaliśmy się do Wielkiej Sali na obiad. Niestety głównym tematem każdej rozmowy stała się ucieczka Syriusza Blacka z azkabanu.

Nie mogąc się dłużej oprzeć sięgnęłam po proroka codziennego Hermiony.

- Dawetan, przecież to nie daleko z tond - lekko zmarszczkami brwi. Syriusz Black musi mieć jakiś powód dla którego błądzi nie daleko Hogwartu. Zagaduję, a raczej jestem pewna że chodzi tu o Harre'go...

******
Pisze te książkę z myślą o was i mam nadzieję, że ktoś to w ogóle przeczyta.
⭐💬🙏
Papatki 😊😘🥰😍❤💎✨

~1102~ słów

Panienka SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz