Rozdział XIII - "Azkaban? "

303 12 2
                                    

Na czas nieokreślony zostałam umieszczona w niewielkiej celi w ministerstwie magii. Pomieszczenie już po trzech dniach stało się moją zmorą jednak nie wiedziałam co mnie czeka.

Tak nastała data mojej rozprawy w sondzie. Ojciec przyszedł chodź niechętnie. W zasadzie oboje bardzo dobrze wiedziliśmy iż nie skończy się to dobrze. Nasza rodzina już zbyt wiele razy dostała od ministerstwa ulgi. Z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy wyszłam na środek.

- Rozprawa numer 3456 dotycząca Luisy Liliany Snape-Potter, za nielegalne włamanie się do Ministerstwa Magii, okradzenie mienia Wielkiego Ministra Magii Korneliusza Knota i próba ucieczki przed aurorami. Ja Dolores Jane Umbridge, wyższy podsekretarz będę prowadziła pani sprawę. Czy przyznajesz się do zarzuconych ci czynów?

- Tak - odpowiedziałam obojętnie, a na twarzach zgromadzonych wymalował się szok.

- Yyy dobrze. W takim razie jesteśmy zmuszeni do ukarania pani - Umbridge ze zmieszaną miną złapała za papiery i zaczęła je przeglądać. - Według ustawy skończyła pani 13 urodziny w te wakacje i jest pani pół krwi. Czy to prawda?

- Tak.

- A więc jest pani odpowiedzialna za własne czyny i legalnie może być umieszczona w magicznych miejscach. Za włamanie do Ministerstwa otrzymuje pani karę w postaci umieszczenia na rok czasu w Azkabanie - mina mi całkowicie zrzędła.

- Pani sobie żartuje? - wypaliłam z przerażeniem.

- To niestosowne! - krzyknął mój ojciec. - Nie ukończyła jeszcze 17 lat. Ma zostać skazana na najgorszą kare?!

- Nie tylko za to - kobieta odpowiadała spokojnie. - Doszły nas słuchy iż jest pani niebezpieczna. Dyrektor wielkiej placówki jaką jest Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart poinformował nas o niebezpieczeństwie jakie pani wywołuje. Oraz strach, naszym obowiązkiem jest zapewnienie uczniom bezpiecznej edukacji. Za to zostaje pan skazana na Dodatkowy rok oraz pół roku w placówce wychowawczej. Musimy być pewni czy nie stwarzasz zagrożenia.

Dambyldore - skomentowałam, zemszczę się na tobie, chodź nie zemsta to za mało. Wyprostowałam się i przybrałam srogą minę.

- A zatem Luiso Liliano Snape-Potter, zostajesz skazana na półtoraj roku na Azkaban, oraz pół roku w placówce wychowawczej. Nie ma możliwości zapłacenia kaucji - kobieta uderzyła drewnianym młotkiem o mównicę. Cała zbladłam.

To nie możliwe - moja głowa zaczęła niebezpiecznie boleć, a gardło paliło od środka - Nie, nie, nie!!

Przed oczami przeleciało mi wspomnienie.

Mała ja zbyt nabroiła w szkole. Dziewczyna o imieniu Mardroda zdenerwowała mnie i zaczęła obrażać od dziwaków i biedaków. Nie wytrzymałam. Od zawsze miałam problem z agresją, a ujawniał się on w takich sytuacjach jak ta. Bez zastanowienia przyłożyłam dziewczynie z pięści w nos, krew lała się z niej strumieniami, a ja? Ja nawet nie czułam się źle, nie żałowałam, byłam tylko z siebie dumna. Od zawsze byłam. Nic mi nie przeszkadzało, a na pewno nie odmienność.

Z rozmyśleń wyrwało mnie szarpnięcie. Wstałam chodź dalej nie docierało do mnie co właśnie się wydarzyło. Spojrzałam w przerażone tenczówki brata i załamane oczy ojca. Wysłałam bratu ostatnie zdanie

Wrócę, w krutce znowu się zobaczymy. A w tedy będziemy rodziną, wszystko się ułoży zobaczysz. Tylko pod żadnym pozorem nie wątp w siebie.

Obróciłam głowę nie mogąc dłużej patrzeć na rodzinę. Stchórzyłam. Zostałam okrutnie popchnięta i wsadzona do pokoju w którym dwóch aurorów od razu nałożyło mi magiczne kajdany, a ja po prostu stałam. Mogłam się wyrwać to była ostatnia szansa, jednak ja stałam, stałam i się gapiła...

Panienka SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz