Rozdział XV - "Tak"

294 11 9
                                    

- Wyrok zapadł panienko Snape - mówiła spokojnym głosem wyrzsza podsekretarz. - Zostaniesz przywrócona do legalności tego świata. Już od jutra zaczniesz lekcje w Hogwarcie pod moim okiem jako iż teraz ja sprawuje tam pieczęć. Na razie nie otrzymasz swojego magicznego przedmiotu. Musisz udowodnić niewinność. Koniec rozprawy! Do jutra panno Potter - wysyczała ledwo słyszalnie, a mi zdjęto kajdany.

Poczułam narastającą moc i unikając zbędnych pytań po prostu się teleportowałam. Zostawiając całą salę w totalnym osłupieniu.

Nagle rozległe pole, na którym się znajdowałam, wypełniły krzyk. Mój krzyk. Wrzask zarówno radości jak i bólu spowodowanego oslepiającym blaskiem słońca. Leżałam na ziemi zwijając się z bólu, moja magia szalała latała w każdą stronę. Zieleń wokół mnie wyschła całkowicie. Nie wiem ile tak leżałam jednak pruszący śnieg dodał mi ulgi.

Podniosłam się ze zdziwieniem i spojrzałam przez okno do mugolskiego domostwa. Wyłapałam wzrokiem kalendarz i zamarłam.

1 stycznia 1996 roku, - wypuścili mnie w sylwestra - pomyślałam szybko i z uradowaniem rozłożyłam dawno zastygłe skrzydła. Lekko się skrzywiłam czując szczelające kości jednak już po chwili szybowałam w niebie.

Doleciałam do pustego Londynu i powoli spacerowałam mugolskimi uliczkami.

Przemierzałam puste uliczki mokrego od śniegu miasta. Z oddali słychać było silniki aut i wesołe rozmowy i składanie sobie nawzajem życzeń. Przed samą podróżą do zamku postanowiłam zakupić kilka potrzebnych rzeczy które w tym roku niewątpliwie mi się przydadzą.

Weszłam do pierwsze sklepu lecz moim oczom rzucił się tabliczka

Magia nie jest zła czy dobra, biała czy czarna ona po prostu jest. Natomiast intencja z jaką ja stosujemy czyni ją taka a nie inną. To człowiek, który ją ukierunkowuje czyni dobro lub zło.

Kiedy tak zastanawiałam się nad głębszym jej znaczeniem nie zauważyłam pochodzącego czarodzieja.

- Dzień dobry, widzę że zainteresowały cię te słowa? - lekko skinęłam głową bez żadnej emocji. - Wypowiedział je znany czarodziej Merlin. Mówią one iż...

- To kłamstwo - rzuciłam. - Mówię z doświadczenia.

Po prostu opuściłam sklep udając się do następnego. Otworzyłam drzwi, a z oddali usłyszałam cichy dzwoneczek.

Wnętrze budynku pachniało pergaminem i atramentem. To bez wątpienia księgarnia. Zakupiłam podręczniki na piąty rok i udałam się kolejno do apteki, sklepu z kociołkami, sklepu ze zwierzętami i do Madam Malkin.

Odebrałam mój mundurek i weszłam do świerzo zajętego pokoju w pubie Dziurawy Kocioł.

Spojrzałam na mój nudny mundurek i chwyciłam nożyczki, w prawach Hogwartu nigdzie nie ma wymogów odnośnie mundurka po prostu musi mieć odpowiednie kolory.

Z uśmiechem na twarzy przymierzyłam mój nowy strój.

- Ale im szczeny opadną.

Wstałam z łożka z samego rana i pośpiesznie spakowałam niewielką torbę.

Ubrałam zwykłe ciuchy jednak mój styl bardzo się zmienił. Wyglądam teraz jak typowa alternatywka. No cóż.
Wyszłam z bubu i kierowałam się na autobus aby dotrzeć na dworzec.

Kryształowo niebieski horyzont nasycony słonecznym blaskiem. I ani jednej chmurki. Mroźne, przejrzyste powietrze wyostrzało perspektywę. Nawet bardzo odległe obiekty stawały się intensywne. Tego widoku brakowało mi i to bardzo. Z bananem na twarzy przechadzałam się podziwiając krajobraz.

Niestety dostrzegłam dworzec i mimowolnie spowarzniałam.

Niosąc zaledwie torbę przedzierałam się przez tłum stojących na peronie. Coraz bardziej rozdrażniona wymijałam uczniów pierwszego roku, którzy teraz niemal ze łzami w oczach żegnali się z rodzicami. Niektórzy z nich byli przemoczeni do suchej nitki. Śnieg no tak - pomyślałam.

Weszłam do pierwszego lepszego wagonu i zajęłam cały przedział, szczelnie zamykając drzwi i zasłaniając rolety.

Chuchnęła w zmarznięte ręce, poruszyła palcami które od razu przezwyczaiły się do temperatury.

Szybko wyciągnęłam nowo nabytego zwierzaka jakim jest kruk i puściłam go wolno.

- Uniformis - wypowiedziałam zaklęcie, a po moim ciele przeszedł czerwony promień. Z normalnych ciuchów zrobił się mundurek z godłem Gryffindoru. Lekko różniące się od tych standardoeych. No dobra może nie lekko, a bardzo. Ich to naturalne szaty z czerwonymi bądź po prostu w zależności od domu kolor wykończeń. Ja jednak postanowiłam zaszaleć.

Mam na sobie czerwoną bluzę z czarnymi rękawami i kapturem. Na plecach wielkie godło z Gryffem. Dolną część garderoby zastąpiła czarne rurki z dziurami, złoto-czarny pasek do którego doczepiłam łańcuchy. A na stopach pojawiły się conversy.

Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie ich twarzy. Ależ to będzie piękny widok.

Nawet nie wiem kiedy zasnęłam wyczerpana.

Obudził mnie dopiero gwar na peronie. Zerwałam się z miejsca i spojrzałam na zegarek.

- Kurde miałam być w sali 5 minut temu - chwyciłam torbę i wybiegłam na peron.

Ostatni wóz odjechał. Sprawdziłam czy nikt nie idzie po czym szybko pod leciałam przed drzwi WS.

Weszłam na korytarz i zatrzymałam się. To ostatnia szansa żeby zawrócić. Nie ja się nie poddam.
Na rzuciłam na głowę kaptur i weszłam do sali...

Witam ponownie znowu proszę o ⭐ ponieważ bardzo mnie to motywuje. Pomóżcie mi zdecydować czy zabrać się za kontynuację Córka Czarnego Pana czy Naznaczone?

Pozdrawiam wasz Black Stara ⭐🖤

Panienka SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz