Rozdział IV - "Trzy lata"

1.2K 30 2
                                    

W wieku jedenastu lat dowiedziałam się bardzo wielu rzeczy. Dokładnie trzy lata temu pierwszy raz przekroczyłam próg Hogwartu, nie znając w ogóle świata magii. Parę dni później dowiedziałam się, że słynny nauczyciel eliksirów to mój ojciec. Na pierwszą przerwę ziomową pojechałam do jego domu gdzie w zasadzie teraz mieszkam. Mój ojciec nie darzy ani zaufaniem ani żadnymi dobrymi emocjami Harre'go. Od kiedy poznałam ojca stał się bardzo nadopiekuńczy i czasem mocno denerwujący. W wakacje, ferie albo po lekcjach w szkole uczy mnie zaklęć i warzenia eliksirów. Przyznam, że gdyby nie jego nauki już dawno mogłabym zginąć.

Odkryłam też nową zdolność magiczną, mój brat zresztą też. Potrafię panować na cieniem, mrokiem i tworzyć demona obrońcę. Moc Harre'go wygląda nieco inaczej. Potrafi rozjaśnić wnętrze, stworzyć więź magii tak by poskromić napastnika oraz jasnego wojownika. O mocach wiemy na razie tylko my.

Za parę dni zaczynam swój trzeci rok nauki. W te wakacje nie wydarzyło się w sumie nic ciekawego, raz pojechałam nad jezioro z Harry, Ronem i Hermioną parę razy spotkałam się z Harrym i trochę trenowałam z ojcem.

Właśnie siedzę przy biurku swojego pokoju. Duże dwu osobowe łóżko, spora szafa, biurko z krzesłem, fotel, szafka nocna, komoda i półki z książkami. Pokój jest na poddaszu z dużym okrągłym oknem. Do tego mam własną łazienkę.

Haremu się nie poszczęściło, ponieważ dalej mieszka u Dursleyów.

- Luis - do pokoju wszedł Severus Snape jeszcze kiedyś podskoczyłabym z przerażenia nagłą wizytą, ale od kiedy trenuję rzucanie nożami, walkę i sposoby skradania się oraz ukrywania czy nawet szpiegowania, panuje nad wydaniem jakiegokolwiek odgłosu albo gwałtownego ruchu. Położyłam pióro i odwróciłam się w stronę drzwi.

- Tak?

- Muszę jechać na zebranie mistrzów eliksirów. Wrócę dopiero jutro nad ranem poradzisz sobie czy mam cię wysłać - przerwał i powiedział jakby trochę od niechcenia - np. do Nory. - to dom rodziny Wesley.

- Nie spokojnie. Dam sobie radę. - wstałam z krzesła i minęłam go w drzwiach schodząc na dół. Oczywiście poszedł za mną.

- Jesteś pewne? To dość długo. Może lepiej... - nie skończył bo odwróciłam się w jego stronę.

- Dam sobie radę, tato naprawdę. - podeszłam i spojrzałam mu głęboko w oczy.

- Yh niech będzie. Ale jeśli cokolwiek wyda ci się podejrzane od razu daj mi znać.

- Oczywiście. - byłam już trochę zdenerwowana całą sytuacją. Nie potrafi zrozumieć, że skoro pokonałam Czarnego Pana na pierwszym roku i walczyłam z Bazyliszkiem na drugim to dam sobie radę przez 16 godzin sama. Spojrzałam na zegarek, jest 14.

Kiedy ojciec opuścił dom poszłam do kuchni.

- Niczego nie ma w tej lodówce. - stwierdziłam sama do siebie. Miałam nie opuszczać domu, ale jak na parę minut pójdę do sklepu to chyba się nic nie stanie. Chwyciłam małą sakiewkę z portfelem i drobiazgami, wzięłam różdżkę i przypięłam pas z dwoma nożami, większym sztyletem i mniejszym służącym do rzucania. Na koniec narzuciłam czarną pelerynę z głębokim kapturem.

Zamknęłam dom na klucz i wyszłam przed chodnik. Droga nie zajęła mi długo bo już po 10 minutach byłam na miejscu. Już od dawna nie robiłam zakupów jak mugol. Chwyciłam mały koszyk przy wejściu i podchodziłam do półek pakując zakupy. Kiedy miałam już wszystko podeszłam do lady i zapłaciłam. Chcąc się jeszcze przejść weszłam za budynek. Na ramieniu usiadła mi biała sowa.

- Hedwiga. - pogłaskałam jej głowę i dałam jednego smaczka. Zabrałam list. Od Harre'go.

Cześć Luiso, nie chciała byś przyjść dzisiaj do mnie? Ciotka i wujek nie będą zadowoleni ale o to w sumie chodzi:) oczywiście jak ci ojciec pozwoli. Tutaj nic się nie zmieniło. Bardzo się nudzę. Chciałbym już jechać do Hogwartu.

Trzymaj się, twój Harry

Spojrzałam na zegarek dopiero 15. W sumie czemu nie. Spojrzałam na nadjeżdżający autobus i z radością stwierdziłam, że dojadę nim do dawnego domu.

Kiedy tylko dojechałam na dawną ulicę od razu przypomniały mi się wszystkie żarty jakie robiliśmy tu z Harry, nasz domek do którego uciekaliśmy jak w domu atmosfera była napięta, sąsiedzi z którymi piliśmy herbaty i plac zabaw który o mało nie popsuliśmy. Na jednej z huśtawek spostrzegłam Harre'go. Podeszłam bliżej i zdenerwowana stwierdziłam, że Dudley też tu jest.

- No co mi zrobisz. Hee no co? - kuzyn popchnął mojego brata tak, że ten upadł uderzając się w głowę - zmienisz mnie w ślimaka?

- Chętnie. - dodałam wchodząc mu w paradę. Wyciągnęłam większy z noży sprawiając, że Dudley się zawahał, a potem zaczął uciekać. Schowałam broń i podałam rękę bratu. - Faktycznie po staremu.

- No - wstał. Złapał się za tył głowy i ze strachem stwierdził iż krwawi. Równie przerażona spojrzałam na tył jego głowy.

- To nic poważnego. Ale trzeba zatrzymać krwawienie bo dopiero będzie niedobrze. - zachowałam zimną krew i pomogłam mu dojść do ławki. Spojrzałam do sakwy.

- Mam tylko bandaż i maść która zatrzyma na chwilę krwotok ale na maks godzinę. - delikatnie posmarowałam mu tył głowy. - co ty byś bezemnie zrobił?

- No zapewne bym zginął. - stwierdził pół żartobliwie, a w pół przerażony - co zrobiłaś, że Snape pozwolił ci wyjść?

- No w zasadzie on nie wie. - spakowałam rzeczy i wzięłam go pod ramię.

- Aha. Spodziewałem się. - bardziej przytomny usiadł na przestanku.

- Musimy jechać do mnie.

- o nieee.

- Jak ci nie opatrzę tej rany porządnie, to możesz zginąć. A tego nie chcemy. Kto będzie mnie wkurzał jak ciebie zabraknie? - zapytałam próbując jakoś poprawić nasze humory.

- Nie wiem.

- Harry - zaczęłam ze szczerą troską. Spojrzałam na zegarek - autobus zaraz będzie.

- A jak Snape się skapnie. - lekko zamknął oczy. Widać, że walczy aby nie zasnąć.

- Spokojnie. Nim się nie martw. Wróci dopiero rano. - on tylko lekko przytaknął.

Czekaliśmy jeszcze 5 minut. Wsiedliśmy do pojazdu i dojechaliśmy do mojego domu. Pomogłam mu dojść do drzwi i kazałam usiąść na krześle. Opatrzyłam ranę i opadłam zmęczona na łóżko. Dochodzi 23. Nie wiadomo kiedy przysnęłam...

Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Momentalnie się zerwałam szturchając Harre'go. Wskazałam pacem na usta. Po ranie z wczoraj nie było już nawet śladu. Wskazałam na okno i lekko je uchyliłam. Jeszcze zaspany Harry wstał i usiadł na jednej z dachówek. Zasłoniłam roletą okno i opatuliłam się kołdrą tak by nie było widać ubrań z wczoraj. Do moich drzwi ktoś zapukał.

- Tak? - udawałam lekko zaspaną.

- Wróciłem już. - podszedł do okna chcąc odsłonić roletę.

- Nie! - spojrzał podejrzliwie unosząc jedną brew - Jestem zmęczona. Mogę jeszcze poleżeć?

- Hmhm - zmarszczył się jeszcze bardziej kiedy odetchnęłam. Podszedł szybko do okna i rozsłonił zasłony. Otworzyłam lekko usta. Rozejrzał się, ale nikogo nie ujrzał. Zamknęłam lekko oczy - zrobię śniadanie przyjdź jak się wyśpisz i ogarniesz. - zasłonił rolety i wyszedł. Podeszłam na palcach i zamknęłam drzwi. Jak oparzona podbiegłam do okna i otworzyłam je na oścież.

- Harry? - szepnęłam i weszłam na dach. Po chłopaku ani śladu. Kiedy zobaczyłam go zsuwającego się z dachu prawie, że krzyknęłam. Straciłam go z oczu podkradłam się do brzegu i spojrzałam w dół. Widok jaki zastałam sprawił, że rozszerzyłam oczy i otworzyłam usta i zakryłam je ręką...

******
Specjalnie dla was dłuższy rozdział. Standardowo przepraszam za błędy proszę o ⭐ i com. Pozdrawiam😍🥰😘

~1127~ słów


Panienka SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz