Rozdział XXIX - "Centrum Paryża"

204 7 2
                                    

"Nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie", a na pewno nie moja. Choć poznałam wielu ludzi, a nauczyłam się jeszcze więcej nie mogę, nie mogę dłużej żyć w tej klatce. Nie teraz, kiedy już na pewno jestem poszukiwana.

Siedząc pod fontanną Czerni jeździłam palcem po mapie. Dambyldore zniknął już trzy dni temu tłumacząc się wieloma sprawami.

- Bułgaria, odpada.

- Włochy, zbyt wielka organizacja Magiczna

- Chiny, zbyt przeludnione

- Rosja, za daleko

- Niemcy, czemu nie?

- Polska? Odpada

Jednak wtedy mój wzrok padł na dużą plamę.

- Francja? - przeanalizowałam wszystko. - Francja!

Francja słynie ze znanych zabytków, pięknych krajobrazów oraz doskonałej kuchni - czytałam zapiski w rogu książki. - O bogactwie tego kraju można by się rozwodzić bez końca, bo wydaje się, że jest kopalnią najróżniejszych diamentów, są nimi: historyczne miasta, piękne krajobrazy, kuchnia będąca niebem dla podniebienia, znakomite wina, jak również przyjemny klimat, piękne plaże i rewelacyjne warunki do codziennego mieszkania.

Z entuzjazmem chwyciłam spakowany sporych rozmiarów plecak i wyszłam pierw rozglądając się na boki. Korytarz Hogwartu był pusty, dlatego bez wątpienia jakaś zagubiona dusza mogła by wrzasnąć, na widok rozsuwającej się ściany. Od kiedy razem z Dambyldore zniknęlismy z jak to nazwał auror "klasą" korytarze szkoły są co noc patrolowane i pilnie strzeżone.

Niczym piorun biegłam przez teren Hogwartu cicho truptając. Będąc już dosłownie przy bramie przyśpieszyłam nie zważając czy mnie słychać. Najpierw skrzyżowałam ręce, a następnie rozstawiłam je na prawo i lewo. Niewidzialna siła najpierw złapała za kraty, a później rozerwała je robiąc przy tym sporo hałasu. Biegłam i biegłam, a kiedy wbiegłam na pustą uliczkę Hogsmead odetchnęłam.

Co będzie ze mną teraz? - gorączkowo rozejrzałam się po pustym miasteczku, a moim oczom wpadło samotne auto. Obawa szybko minęła kiedy tylko usłyszałam aurorów i nie wyrzuconych profesorów z Hogwartu szukających sprawcy zamieszania.

Położyłam rękę na klamcę, a coś w zawiasach niebezpiecznie strzyknęło. W tempie ekspresowym zasiadłam za kierownicą i nacisnęłam gaz. Ku memu nie zadowoleniu maszyna cofnęła w tył uderzając i tym samym niszcząc drewnianą chatkę.

- ups - moje oczy automatycznie się rozszerzyły. Złapałam gniewnie wystający kijek pomiędzy fotelami, jednak nie przewidziałam nadludzkiej siły. Bieg został w mojej uniesionej ręcę.

- Obejdzie się i bez tego - metalowy element wyleciał przez okno uderzając przechodnia. - Oj.

Auto pędziło chwiejnie raz po prawej stronie drogi potem, raz po lewej.

Prawdziwe schody zaczęły się dopiero o 6. Byłam już w połowie drogi jednak ruchliwa jezdnia nie ułatwiała sprawy. Jechałam spokojnie nagle BUM. Wyszłam z pojazdu i spojrzałam na parujący silnik.

- A idzcie wy mi w pierune z takimi gratami - kopnęłam oponę, która automatycznie strzeliła, a pojazd opadł wyzionowszy ducha. - Jeszcze lepiej.

Dwie godziny. DWIE GODZINY, tyle szłam na piechotę do centrum Londynu. W tym pięknym mieście nareszcie udało mi się złapać pierwszy lepszy autobus na lotnisko.

*****

Trzy dni później ledwo przytomna wysiadłam na lotnisku we Francji. Nie wiem nawet gdzie jestem.

- O Panie, dopomóż! - zeszłam nie działającymi ruchomymi schodami do metra, cuchnie tu niemiłosiernie. Dwa szczury przebiegły mi pod nogami na co się wzdrygnęłam.

- Nie mam pojęcia, jak ci mugole radzą sobie bez czarów - oświadczyłam,
kiedy wchodziłam do podziemnego pociągu. Usiadłam na kanapie pomiędzy dwoma mężczyznami oboje mieli brzuchy wielkości Hagrida. Przyczasneli mnie, a ja z wymowną miną jechałam dalej. - O boże. - jęknęłam.

- Quoi? - spojrzałam wymownie i obdarzyłam go zimnym spojrzeniem. Jednak go to w ogóle nie ruszyło.

- Ja  n-i-e  B-I-A-D-O-L-I-Ć  po Francusku - wymamrotałam pokazując coś na palcach.

- Och pani z Wielkiej Brytani? - "O boże zaczyna się" - Wiesz jak ja tam byłem...

Podniosłam rękę i po prostu wysiadłam, na pierwszej lepszej stacji. Ruchomymi schodami wjechałam na górę, a one wyprowadziły mnie na ruchliwą ulicę pełną sklepów. Skrzywiłam się na widok gromad ludzi, jednak szybko skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę.

Stanęłam jak wryta. Moim wielkim błękitnym oczom ukazała się wieża Eifla.

- Co? - wykrzywiłam się jednak od razu odrzuciłam złe myśli, zachód słońca, wieża Eifla i gwar ludzi który teraz dodawał tylko uroku. W życiu widziałam już wiele monumentalnych konstrukcji, ale żadna z nich nie powala swoim ogromem tak jak ta wieża. Smukła u góry, rozszerzająca się od samej podstawy, z pustą przestrzenią w środku. Ten dziwny kształt sprawił, że jeszcze bardziej zakochałam się w tym widoku. Praktycznie z żadnej strony nic jej nie zasłania, co powoduje ją jeszcze atrakcyjniejszą.

Rozejrzałam się i już bardzo dobrze wiem gdzie zamieszkam...


Oficjalnie jest to koniec nastoletniego życia głównej bohaterki. Te zbliżające się ostatnie rozdziały całego dzieła będą tylko dalszą historia, przecież nie zostawię was bez wyjaśnionych pytań na temat jej przyszłości.

Panienka SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz