Epilog

1.4K 94 12
                                    


Przez ostatni miesiąc Alec sporo pracował.
Jego rodzice wrócili z Idrysu i nalegali by wdrożył się w obowiązki przyszłego szefa Instytutu.

Alec chciał ich zadowolić ze wszystkich sił. Zawsze czuł się najgorszy, więc pragnął im udowodnić że do czegoś się nadaje.
Jednak już wiedział że to nie była praca dla niego. Nie był materiałem na lidera. Widział jednak skalę problemu i wiedział że pokój pomiędzy Podziemnymi, a Nocnymi Łowcami był niezbędny.

—Sam wiesz co musisz zrobić.—Powiedziała mu kilka dni temu Izzy.
Siedzieli wtedy u niej w pokoju i zajadali się makaronem z serem.

Jace oczywiście zjadł swoją porcję i sępił od Aleca.
—Ale ja nie wiem Iz. Cokolwiek zrobię, będzie źle.
Dziewczyna westchnęła.
—Jak dla mnie to bardziej przypominasz Podziemnego niż łowcę. Nie obraź się Alec, ale widzę jak ślęczysz nad tymi kodeksami i rozejmami żeby tylko wynegocjować pokój.
Liczą się dla ciebie. To widać.
—Ja...
—Nie musisz się tłumaczyć.—Powiedziała z ręką na sercu. —Prawda jest taka że każdy z nas wie co powinien zrobić, ale cholernie się tego boi. To naturalne. Ale trzeba ten strach przełamać. A ty Alec, jesteś najbardziej odważnym człowiekiem jakiego znałam.
—Ej!—Oburzył się Jace.
—Wiesz co Jace, nie utrudniaj. Chodzi o to że zmarniałeś Ale. Sądziłam że kiedy wszystko wróci do normy to będzie okej, ale ty wciąż jesteś jakiś taki...
—...nieswój?—Zasugerował Jace.
—No właśnie.
Alec westchnął.
—Chyba macie rację

Następnego dnia Alec poprosił matkę żeby zwołała zebranie. Mieli w nim wziąść udział także Podziemni. Było wiele różnych kwestii, które należało omówić.
No i oczywiście Alec po cichu wierzył że pojawi się Magnus.

Nie widzieli się od miesiąca. To było nienaturalne!
Alec nie mógł się z nim normalnie spotkać, bo nie wiedział jak odnaleźć drogę do osady Podziemnych, a sam Magnus nie wykazywał chęci spotkania.
Alec próbował zapomnieć. Naprawdę próbował, ale to było niemożliwe.
Śnił o nim i pamiętał jego dotyk mimo mijających dni.
Brakowało mu obecności czarownika.

Czasem nawet Alec wyobrażał sobie co by było gdyby...

W południe odbywało się spotkanie. Do Instytutu zawitała Maia, Cat i jakaś blada nimfa o szarych oczach.

Alec oklapł nieco, zauważając że na ma wśród nich Magnusa.

Westchnął i zwrócił się do matki.
—Zaraz wrócę. Tylko się przewietrzę.

Musiał wyjść z Instytutu. Miał dość czekania. A może nie chodziło o to? Może Magnus nie chciał go widzieć? Być może miał już kogoś innego?
To zabolało Aleca.
Chłopak dopiero zdał sobie sprawę, że kochał czarownika. Tak po prostu. Kochał go.

Alec usiadł na schodach prowadzących do budynku i potarł w roztargnieniu czoło. Chciał zniknąć.

—Przepraszam, chyba się spóźniłem, ale liczę że nie będzie to źle odebrane.

Alec szybko podniósłby wzrok, słysząc znany mu głos.
—Magnus?
Czarownik zaśmiał się.
—Tak jakby. Nie wiedziałem czy przyjść, bo...
Westchnął.
—Bo bałem się że znów mnie zaboli.
—Co takiego?
—Fakt że muszę cię opuścić. Alec, wyjaśnijmy sobie że nie jestem materiałem  na kogoś... z kim można zbudować związek.
Alec pokręcił głową.
Dopiero teraz dojrzał sine worki pod oczami czarownika. A czarna marynarka z pozłacanymi brzegami wisiała na nim zdecydowanie za luźno.
—Tęskniłem za tobą.—Wyznał z obezwładniejącą prostotą Alec.—Wiem że ty pewnie już zapomniałeś, ale jak nie. Każdego dnia liczyłem że się pojawisz.

Magnus zamknął na chwilę oczy, jakby słowa Aleca sprawiały mu ból.
—Zapomniałem? Jak mógłbym zrobić coś takiego Alexandrze? Nie spałem, nie mogłem się na niczym skupić...ale powtarzałem sobie że tak będzie dla ciebie lepiej, że powinieneś trzymać się ode mnie z daleka.

—Teraz ty mnie posłuchaj. Nie chcę zostać szefem Instytutu. Nie nadaję się do tego. Chcę zamieszkać między Podziemnymi. Chcę dbać o to by stosunki między łowcami i Podziemnymi wróciły na odpowiednie tory. Chcę być przy tobie Magnus. Mam w nosie co sobie wbiłeś do tego pustego łba, ale...ale kocham cię, wiesz? Kocham i nie chcę żyć z dala od ciebie. Do cholery, nawet nie potrafię życ z dala od ciebie!

Magnus zamarł.
—Kochasz mnie?—Powtórzył z niedowierzaniem.
Alec pokiwał głową, czuł że drżą mu dłonie. Jak bardzo się wygłupił?
Alec już chciał przeprosić, kiedy Magnus zamknął mu usta pocałunkiem. Słodkim i delikatnym.
—Ja też, Alexandrze. Kocham cię i nie chcę żyć z dala od ciebie.

Alec uśmiechnął się szeroko.
Chcieli pocałować się ponownie, ale nagle usłyszeli brzdęk rozbijanego szkła i czyjeś krzyki.
Lightwood wywrócił oczami.
—Lepiej wróćmy na zebranie, zanim dojdzie do kolejnej wojny.
Magnus sie roześmiał.
—Dla ciebie wszystko, ale mam nadzieję że jakoś mi to później wynagrodzisz?
Alec spłonął rumieńcem.
—No...no dobrze. Ale po zebraniu! I bez głupich komentarzy przy mojej matce. I tak będzie musiała się dowiedzieć.
—Nie przejmuj się. Damy radę.
Alec skinął głową i splótł swoje palce z tymi Magnusa.
—Pewnie że damy.
Po czym razem przekroczyli próg Instytutu.

KONIEC

Witajcie frędzle!
To już koniec tej historii. Mam nadzieję że wam się spodobała. Chciałabym podziękować każdej kochanej osóbce, która tu zajrzała, przeczytała, skomentowała lub zagłosowała. Gdyby nie wy nie byłoby tego opowiadania. Jesteście świetni!
Macie jakieś swoje ulubione momenty w tym opowiadaniu, albo kwestie? Dajcie znać.
Trzymajcie się ciepło.

C.

W mroku {Malec}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz