Do Instytutu wrócili w ciszy. Oprócz nałożenia kilku run uzdrawiających nie odezwali się ani słowem i nie zrobili nic co wzbudziłoby czujność Aleca. Otarli pot z czoła, schowali broń i ruszyli w drogę powrotną.
Byli jak milczące cienie, przemykające między drzewami.
Alec szedł ostatni, napięty niczym struna.Czy coś zauważyli podczas walki? Czy mu się udało?
Myśli kołatały mu się po głowie.
Kiedy wyszli z lasu i wkroczyli do ruin Upadłego Miasta, nadzieja w Alecu zajaśniała na nowo. Byli już blisko domu. Da radę.Upadłe Miasto to niegdyś sławny Nowy Jork. Teraz ludność skupiła się w centrum miasta. Tam zaczęły się odbudowywać nowe budynki i wszystko wyglądało w miarę normalnie.
Jednak tu, na samotnych, pustych obrzeżach było raczej smutno i mroczno.Rozpadające się budynki, pękające drogi, niegdyś zapchane przez auta. Obecna rzeczywistość była okropna, choć nie aż tak beznadziejna jak sytułacja sprzed paru lat.
Demony dostały się na ziemię całymi tabunami, przez jakąś wyrwę lub portal. Do otwarcia portalu przyczynił się podobno jakiś Podziemny, czarownik, o ile Alec dobrze pamiętał.
Ten jeden uczynek sprawił że Dzieci Anioła znienawidziły Podziemnych, oskarżali ich o rozpoczęcie końca świata, który nadszedł by haniebnie gdyby nie Nocni Łowcy, ich niesamowite zdolności i wybujałe ego.
Alec nie rozumiał jak łowcy mogli wrzucać wszystkich od jednego wora. Wśród Podziemnych też byli z pewnością osoby życzliwe, oddane i godne zaufania. Nie każdy łowca to anioł bez skazy i nie każdy Podziemny to śmieć.
Niestety Alec był w swoim sposobie myślenia osamotniony. Nikogo innego nie obchodziło jacy naprawde są Podziemni. A chłopak miał swoje powody by sądzić inaczej.
Było to jakiś czas temu. Alec miał może z dziesięć lat, a jego najmłodszy braciszek Max dopiero się urodził. Miał może kilka dni kiedy matka Lightwooda zaczęła być niespokojna. Jej synek z trudem łapał powietrze. Kobieta była pełna najgorszych przeczuć, kiedy jej synkowi, z godzinę na godzinę się pogarszało.
Ojciec Aleca udał się nawet do Cichych Braci, prosząc o pomoc dla syna. Jednak oni stwierdzili że chłopcu najwyraźniej nie jest dane długo żyć. Rozłożyli ręce, jednak Robert Lightwood się nie poddał.
Przyprowadził ze sobą czarownika. Niejakiego Magnusa Bane'a, który postanowił uleczyć chłopca.Alec do tej pory pamiętał jak niesamowitą osobą był ten czarownik. Wysoki, postawny i...kolorowy jak choinka na święta!
Roztaczał wszędzie aurę wyniosłości i pewności siebie, a Alec chłonął to wszystko całym sobą. Dla chłopca, który widywał na codzień tylko czerń bojowych strojów i skromne, tonące w mroku korytarze Instytutu, kolorowy Bane był jak gwiazdka z nieba.Tamten czarownik pomógł jego bratu. Zgodził się mimo uprzedzeń i zawiłości między ich rasami. Dlatego Alec uważał że nie wolno oceniać innych dla zasady, bo tak już się przyjęło.
Każdy zasługiwał na szansę.No może z wyjątkiem jego samego. Dla niego nie było już ratunku.
Instytut położony wśród gruzów wyglądał nad wyraz okazale. Przypominający średniowieczną gotycką świątynie piął się dumnie wśród nicości.
—Nareszcie w domu —Sapnął Issac.—Mam już serdecznie dość tych głupich kundli.
Alec skrzywił się lekko i pomknął na piętro, do Izzy.
Dziewczyna leżała na lewym boku i czytała coś w skupieniu owinięta w grube koce.
Kiedy spostrzegła swojego brata ukryła szybko książkę pod poduszkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/247556459-288-k149743.jpg)
CZYTASZ
W mroku {Malec}
FanfictionMinęło sześć lat odkąd wojna pomiędzy Nocnymi Łowcami a Podziemnymi niemal wyniszczyła obie rasy. Nic już nie jest takie jak kiedyś. Zrujnowane miasta powoli podnoszą się z upadku,a ludzie wiedzą już o istnieniu łowców. Podziemni natomiast stali si...