Do Sztuki,
17.08.1978
Gdyby nie Pandora, nic byś dla mnie nie znaczyła. Nie oglądałbym obrazów, nie chodziłbym do teatrów, nie czytałbym książek, czy pisał wierszy. Mimo iż nie gustuje w poezji, dla Ciebie Pandoro, zrobiłem wyjątek, moja sztuko. Wszytko robię dla Ciebie i dla Pana, ma ukochana. Ty nauczyłaś mnie o dziełach sztuki, to ja nauczę Ciebie trochę magii, tej czarnej, tej którą wielbię i ubóstwiam. Mogę nazywać Cię, Afrodytą? Może Heleną Trojańską? No, cóż, sama kiedyś zdecydujesz, ale muszę Cię przeprosić, nie będę mógł przez długi czas pisać. Wyjeżdżam na misję, ale nie martw się wrócę. Obiecuję.
Rose opatuliła się pościelą, dziennik schowała pod łóżko. Zmęczona ciągłymi sprawdzianami i przyjaciółmi pozwoliła sobie na krótki oddech samotności. Kiedy na dworze zawitała ciemność, wstała z materaca. Pomimo zakazu, który od niedawana obowiązywała w szkole, sama wyszła ze swoich komnat. Przedostała się do części użytecznej tylko do dyspozycji Henry'ego zaciskając w ręku różdżkę.
Nikła poświata wpadała przez okna. Korytarz, ciemny, niczym nocny las, wydawał się niekończący, mimo iż Rose znacznie częściej przychodziła tam, niż musiała. Wreszcie z ulgą zapukała do gabinetu. Popchnęła delikatnie drzwi przeciskając się przez małą szczelinę.
Henry siedział przy stole. Skrobał piórem o pergamin oświetlany przez świece stojące dookoła jego dłoni na blacie. Jego jasna skóra przez blask uwidaczniał mocne rysy. Ubrany w czarną koszulę, niezapiętą przez trzy guziki od góry.
- Dzień dobry - odezwała się w końcu Gryfonka pozwalając uwolnić się jemu od pisania, ciepły wzrok wpadł na dziewczynę stojącą przy drzwiach - Um... zapukałam, ale pan, znaczy, nie słyszałeś i weszłam sama do środka.
- Dobrze, Rose - uśmiechnął się odkładając pergamin i pióro na bok - Zapraszam, usiądź.
Zachęcił ją pewnym ruchem ręki.
Czarnowłosa podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko niego. Henry powoli wstał ze swojego miejsca. W pomieszczeniu panowała głucha, nieprzyjemna cisza, którą przerwał nauczyciel. Obcasy jego mokasynów ze skóry odbijały się od ścian. Zaległa kolejna fala ciszy. Rose serce mocniej zabiło, kiedy poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Poczuła na rumianym policzku jego opuszek wskazującego palca.
- Widząc ciebie za parę lat, jakoś... - mówił z goryczą w ustach kreśląc delikatne kółka na jej ramieniu - ciężko mi, zobaczyć ciebie i całe wasze towarzystwo na scenie. Jesteście zdolni, cała wasza szóstka. Ja też nie widzę siebie tam. Jesteśmy przecież czarodziejami, operujemy tym.
- Ale przecież jesteś artystą? - zapytała się ostrożnie.
- Wiesz, Rose, czasami trzeba pewne fakty... nagiąć, żeby dostać odpowiedni rezultat.
- Nie rozumiem - wymamrotała.
- Twoi koledzy zgodzili się, tylko ty mi pozostałaś, różyczko. Żadne z nas nie nadaje się na scenę, jestem tutaj, ponieważ tego chciałaś, ale ja mam całkiem inne plany do was. Jesteście młodym pokoleniem, solą, która za dawnych lat miała największą wartość. Chcę was nauczyć czegoś więcej od zwyczajnej sztuki.
- To znaczy?
- Magii, chcę was nauczyć czarnej magii.
- Czyli nasze zajęcia będą tylko przykrywką?
- Oj, jakaś ty mądra - pocałował ją w czubek głowy.
Pochylił się nad nią obserwując drżenie jej rąk.
CZYTASZ
Królowa Gryfonów • Córka Severus'a Snape'a
FanficRose Snape przytłoczona egzystencją nudnego, młodzieńczego życia rozpoczyna eskapadę z odwagą i namiętnością. Skłonna do przekroczenia granic ludzkiej natury zaczyna eksperymentować z pięknem, ze sztuką oraz alkoholem. Stojąca pomiędzy dobrem, a złe...