Rozdział 35

443 54 5
                                    




Rose

Moje wspomnienia z dzieciństwa są niekompletne. Z wiekiem coraz mnie pamiętam. Właściwie, to prawie nic nie pamiętam, tylko chwilowy zarys. Mamę znam ze zdjęć, w moim prostym i małym umyśle nawet nie potrafię jej już sobie wyobrazić. Nie znam nawet swojego dawnego domu, w którym mieszkałam dwa lat, aż trafiłam do owładniętego miłością Hogwartu, miłością do wolności i wybryków na jakie tylko mogłam sobie pozwolić jako dziecko beztroskie. 

Jednak zawsze zastanawiałam się jak wyglądałoby moje życie, gdyby mama żyła i wychowywała mnie. Chciałabym poznać jej uśmiech, jej ulubioną książkę, jej najskrytsze marzenia, poznać jej głos, czy to w jaki sposób wypowiada moje imię. 

Westchnęłam melancholijnie skupiając się na obecnej chwili. 

Jesteśmy z Mattheo tak bardzo lekkomyślni. Zaczynamy się przypisywać do połowy ludzkiej społeczności, która teraz zaczyna zagrażać naszej planecie. Po odpoczynku nie teleportowaliśmy się do hogwartu, od razu znaleźliśmy się tutaj w Dolinie Wschodniej, w lesie owładniętym pięknem i mrokiem, w miejscu, w którym zginęła moja mama.

Czuje się egoistycznie, niepotrzebnie zabrałam ze sobą Math'a. Tata pewnie się martwi o mnie, tak samo jak dziadek, babcia, możliwe że Harry zalicza się do niewielkiego grona tych osób.

- Jak zginęła twoja mama? - Chłopak zwrócił na siebie moją uwagę. 

- Według opowieści dziadka, zabili ją śmierciożercy, kiedy ja z tatą przebywaliśmy w Hogwarcie.

- Śmierciożercy? - zdziwił się - Przecież zmarła kilka lat po wojnie. 

- Tak, zabito ją dwa lata po śmierci Voldemorta, w odzewie za niego, uciekli z Azkabanu i dotarli, aż tutaj, aby odebrać życie dobrej i kochającej osobie.  

- Przykro mi. 

Kiwnęłam głową, myśląc, że to wszystko przez jego ojca tyrana umiejący zadać ból nawet po własnej śmierci.  

Zerknęłam na budynek. Ruiny domu piętrzyły się w brudzie i dzikich roślinach. Kiedyś piękny domek z dużym ogrodem i kolorowymi okiennicami, teraz stary i nic nie warty, nawet dalekich wspomnień. 

Ciało dalej mnie bolało po wczorajszym wieczorze, jednak to nie ma najmniejszego znaczenia. Bardziej kuje mnie coś w środku. Mój dom. Mój stary domek z powybijanymi oknami, zarwanym dachem, ususzonymi roślinami i zniszczoną elewacją. Dom, w którym przebywali moi rodzice, ich przyjaciele, Albus i Minerwa. Tata pewnie codziennie czuł zapach mamy, zaczęło się to robić dla niego codziennością, aż wreszcie przestał go odczuwać. Też chciałabym, aby zapach Harry'ego pozostał dla mnie codziennością, aby z zapachem róż złączył się w jedno. 

Dotknęłam furtki, na zardzewiałej skrzynce pocztowej ukazał się napis - Scarlett Minerwa Snape, córka, żona, matka zginęła 31.10.1982.

Ostrożnie weszliśmy do środka. Drewniane, obskurne drzwi były zamknięte. Wyjęłam różdżkę i puściłam Riddle'a przodem. Pchnął je lekko, odskoczyły same skrzypiąc i weszliśmy do środka. Przedpokój był ciemny ze starymi, zniszczonymi meblami oraz starymi fotelami, z których wystawały sprężyny, w salonie meble pozostały poprzewracane, leżały na niegdyś pięknym parkiecie, obdrapane, a obrazy malowane ludzką ręką leżały na podłodze. Tapety były pozrywane ukazując czerwona cegłówkę, w niektórych miejscach. Poszliśmy na górę po walących się drewnianych schodach. Skierowaliśmy się na pierwsze drzwi na lewo. Sypialnia rodziców była jasna, a przez okna wpadały promienie porannego słońca. Łóżko stało na środku, zniszczone z zakurzonym materacem, książki leżały na ziemi oraz na stojących jeszcze regałach. Biurko stające blisko parapetu leżało przewrócone. 

Królowa Gryfonów • Córka Severus'a Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz