Nieużyteczna część Hogwartu mieściła się po stronie zachodu. Obrastał ją skąpy, zielony bluszcz, parę suchych, żółtych, bądź pomarańczowych liści wpadło przez spore szpary w oknach na pierwszym piętrze.
Rose trzęsła się z zimna, kiedy szła przez korytarz. Na dworze wiał zimny, porywisty wiatr, hucząc z mocą w szkła okien, które pod wpływem siły przesuwały się o kilka milimetrów ze swojego stałego miejsca.
Dziewczyna westchnęła wiedząc, że jest spóźniona już kilka minut.
Mijała kolejno brudne, stare okna oraz zimne mury. Dopiero pod koniec korytarza, gdzie świece migocząc oświetlały jej drogę, dotarła do mosiężnych drzwi. Nie pukała, tylko chwyciła za klamkę i popchnęła je delikatnie wystawiając swoją głowę do środka. Weszła do dużego pomieszczenia, gdzie promienie zachodzącego słońca wpadały przez dwa duże okna, jedyne które były w pokoju, drewniana podłoga w kolorze dębu była wypolerowana, że z łatwością można było się w niej przejrzeć. Ściany były pomalowane w ciemnych kolorach, a na środku pomieszczenia stał duży, okrągły stół, przy nim stało siedem krzeseł. Tylko jedno miejsce było wolne.
- Primus inter pares - głos rozniósł się po pomieszczeniu z echem.
Rose stanęła przed stołem nie rozumiejąc sentencji mężczyzny, ani tego gdzie podziali się pozostali uczniowie, na liście ukazało się ponad dwadzieścia nazwisk.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała zmieszana.
Od stołu wstał w średnim wieku mężczyzna. Poruszał się z niedbałym wdziękiem, na jasnej twarzy zaświtał uśmiech ukazujący białe, równe zęby. Jego włosy były długie, jak na mężczyznę i lśniące w czarnym kolorze, lekko kręcone. Miał szare oczy i ostre rysy twarzy. Rose stanął dech w piersi, kiedy podszedł do niej uciskając jej rękę. Był brutalnie przystojny.
- Henry Hariss, miło mi.
- Rose Snape.
Jego wzrok zatrzymał się na jej twarzy przez dłuższą chwilę.
- Snape? - zapytał cicho mamrocząc. - Witaj - powiedział już głośniej gestykulując. - Mów do mnie Henry, tak po prostu.
- W takim razie mów do mnie Rose, tak po prostu.
Snape podeszła bliżej stołu. Zerknęła na twarze pozostałych - była jedyną dziewczyną wśród nich, w dodatku wydawała się najmłodsza.
Pierwszy z chłopaków, który siedział blisko Rose, wstał i przedstawił się imieniem Rodion, był on wysoki z blond włosami i okrągłymi okularami na nosie powiększającymi niebieskie oczy, przypominjący bohatera lektury Dostojewskiego - Zbrodnia i Kara (być może łączyło ich wiele, miedzy innymi imię oraz poglądy). Chłopak uczęszczał na piąty rok, jego krawat w kolorze żółci doskonale uświadomił Snape, do którego z domów należy.
Następny był nastolatek o krótkich, kręconych brązowych włosach, które od zachodu mieniły się w miodzie. Dorian, krukon z szóstego roku, średniego wzrostu i skąpej budowie ciała (przez chudość ciała), natomiast jego uśmiech wydawał się czarujący, na tle śniadej cery. Oczy miał duże w kolorze ciemnej zieleni.
Uściskał dłoń Rose, chłopak o imieniu Edward, rudowłosy z licznymi piegami na jasnej twarzy. Uśmiechał się życzliwie i z czułością do każdego. Puchon z szóstej klasy.
Następnie bliźniaki - Atlas i Marley - piątoklasiści ze Slytherinu, o złotych włosach i błękitnych oczach, wysocy z eleganckimi gestami.
Ostatnim chłopakiem, który przedstawił się Snape, był krukon o nietypowym imieniu - Achilles o długich blond włosach, rumianych policzkach kontrastujących z niebieskimi jak niebo oczyma, z gracją poruszał się, aby zmusić swoje muskularne ciało do ukłonu przed Rose. Szóstoklasista powrócił na swoje miejsce.

CZYTASZ
Królowa Gryfonów • Córka Severus'a Snape'a
FanfictionRose Snape przytłoczona egzystencją nudnego, młodzieńczego życia rozpoczyna eskapadę z odwagą i namiętnością. Skłonna do przekroczenia granic ludzkiej natury zaczyna eksperymentować z pięknem, ze sztuką oraz alkoholem. Stojąca pomiędzy dobrem, a złe...