06.09.1980
SEVERUS zawsze miał w zwyczaju pracować do później godziny. Zamykał wszelakie księgi, kiedy jego umysł nie rozumiał znaczenia słów, których czytał. Rozdrażniony z bólem głowy zrywał się wtedy z krzesła i gnał do okna otwierając je na oścież. Zapach bzu rosnącego nieopodal domu niepostrzeżenie wkradł się do środka rozbudzając jego zmysły, uspokajał tym na moment młodego mężczyznę.
Był wtedy upalny dzień września, kiedy rozzłoszczony nadmiarem pracy leżał na szezlongu obitym w brązową, chłodną skórę. Młody profesor podciągnął rękawy swojej koszuli czując pot na ciele. Firanka wybrana przez jego gustowną żonę powiewała delikatnie na wietrze, a ptaszki przelatujące nisko nad lasem tworzyły cień na posadzce gabinetu. Mężczyzna pomyślał jak bardzo jego żona uwielbia naturę, uśmiechnął się błogo na myśl, że za chwilę weźmie ją w swoje ramiona i przytuli chude ciałko. Nagle wstał i pomaszerował w stronę biurka, zasiadł za nim wyciągając paczkę papierosów z najbliższej szuflady. Miał dzisiaj ciężki, długi dzień w pracy. Jako nowy nauczyciel był niemal dręczony przez swoich podopiecznych, którzy kojarzyli go z dawnych lat, próbowali go upokorzyć. Ze zgrozą pomyślał o każe, surowej i szkodliwej dla nich, aby zaczęli czuć do niego głęboki respekt.
Zaciągnął się mocno papierosem, a wtedy drzwi od jego pokoju uchyliły się. Jego żona wślizgnęła się do środka niosąc na rękach jego malutką córeczkę owiniętą w różowy kocyk. Z trwogą wrzucił niedopalonego papierosa do brudnego kubka z zimną kawą.
- Severusie, miałeś nie palić w domu - powiedziała do niego arbitralnie. - Moi rodzice przyjechali, zejdź do nich na dół, położę tylko Rose i zejdę do was.
- Nie! - rzucił wstając od biurka - Ja ją położę.
Wziął na ręce małą istotkę, która swymi wielkimi oczkami obserwowała jego twarz, czasami otwierając buźkę ukazując bezzębne dziąsła. Wyszedł z nią na korytarz. W domu pachniało świeżą szarlotką i ziołami, zapachem ludzkości.
Snape zaniósł córkę do jej pokoiku skąd widać było chowające się słońce za koronami drzew. Spojrzał na jej maleńką twarzyczkę i usteczka, zaróżowione policzki ma tłuściuteńkie, które ucałował. Tak bardzo ją kochał. Nie był wstanie wręcz uwierzyć, że można darzyć kogoś tak głębokim i silnym uczuciem. Utulił maleńkie dzieciątko do snu, aż wreszcie usłyszał równy oddech, pewien, że jej coraz ciemniejsze oczka nie otworzą się lada moment.
Zszedł po drewnianych, spiralnych schodach na dół.
Domek państwa Snape znajdował się blisko lasu. Był nieduży i obrośnięty bluszczem, pomalowany w jasnych barwach. Skąpany w złotym kolorze zachodzącego słońca lśnił od piękna prostoty. Dookoła budynku zasadzono kolorowe róże, które pięły się aż do szałwiowych okiennic uderzających delikatnie o mur, kiedy zawiał wiatr z zachodu. Gdyby dobrze się przyjrzeć domostwu to zauważyłoby się jego dużą powierzchnie oraz staranie wypielęgnowany ogród, który był dumą gospodarzy.
Przy stole jadalnianym odnalazł żonę uśmiechniętą szeroko w stronę rodziców. Snape skinął sztywną głową widząc ich kolejny raz w tym tygodniu. Starszy siwobrody mężczyzna ubrany w fioletową szatę odwrócił głowę w jego stronę, powitał go ciepłym uśmiechem i skinięciem głowy. Minerwa, kobieta o dydaktycznym stylu bycia zmierzyła chłodnym wzorkiem Severus'a, jednak za chwilę uśmiechnęła się, rozluźniając twarz witając się z nim.
- Zasnęła - powiedział Severus siadając naprzeciw Albusa, kładąc chudą dłoń na kolanie żony.
- Rozmawiałem wczoraj z Lucjuszem - mówił Dumbledore - Tom rośnie w siłę. Nikt już nie jest bezpieczny, nawet wy w tym domu z taką masą zaklęć obronnych. Rozsądnie, będzie jeśli przeprowadzicie się do Hogwartu. Jest to najbezpieczniejsze miejsce.
CZYTASZ
Królowa Gryfonów • Córka Severus'a Snape'a
Fiksi PenggemarRose Snape przytłoczona egzystencją nudnego, młodzieńczego życia rozpoczyna eskapadę z odwagą i namiętnością. Skłonna do przekroczenia granic ludzkiej natury zaczyna eksperymentować z pięknem, ze sztuką oraz alkoholem. Stojąca pomiędzy dobrem, a złe...