Nie mogłam sobie lepiej wyobrazić tego tygodnia, rano budziłam się w ramionach Lauren a dzięki temu cały dzień miałam uśmiech. Nawet Chris stwierdził że obecność Lauren w moim mieszkaniu wychodzi mi na plus, co było wielką prawdą lepiej się wysypiałam tak samo jak nabrałam kształtów dzięki regularnym pysznym posiłkom szatynki. Dziś niestety nadszedł dzień wyjazdu rodzeństwa Lauren do Francji wraz z ojcem. Cały wczorajszy dzień poświęciłam dla niej a ona tak po prostu pierwszy raz rozpłakała się w moich ramionach, powtarzając że będzie tęsknić za nimi, a ja jako nie znająca się na takich uczuciach zamówiłam po prostu pizzę i puściłam maraton Barbie który wyjątkowo ucieszył dziewczynę i rozbawił.
Teraz moja dłoń spoczywała na jej kolanie a ona sama uśmiechała się do mnie mimo że jej łzy były bardzo dobrze widoczne.
-Skarbie zobaczysz nim się obejrzysz przyjadą na święta-otarła łzy i ścisnęła moją dłoń która znajdowała się na gałce od zmiany biegów.
-Po za tym myśl pozytywnie jutro mam rozmowę z Komendantem może dzięki naszym oszczędnością otworzymy dla ciebie mały bar-znowu poleciały jej łzy z oczu a ona wyszeptała.
-Jesteś wspaniała-westchnęłam na jej słowa które działały niczym miód na moje serce.
-Po prostu cię kocham-zanim pomyślałam powiedziałam te słowa a gdy chciałam je cofnąć poczułam jej usta na moich a jej dłonie na moich policzkach, mam cholerne szczęście że chwilę temu zaparkowałam na parkingu
-Również cię kocham-gdy chciała przedłużyć przyjemność oderwałam się od niej i wyszeptałam.
-Skarbie mamy tylko 10 minut-pokiwała głową ale zanim wysiadłam zdążyła powiedzieć.
-W mieszkaniu to dokończymy-i obie szłyśmy za ręce w stronę smutnej Taylor i obojętnego Chrisa.
Dziewczyna przytuliła mocno Lauren na której twarzy pojawił się uśmiech i oddała uścisk a brunet o dziwo sam podszedł do mnie podał mi dłoń i zaczął rozmowę.
-Przepraszam cię za moje zachowanie i mojego ojca. Mi po prostu ciężko zrozumieć że siostra która zastępowała mi matkę sama chce mieć rodzinę, a ojcem się nie przejmujcie przejdzie mu-pokiwałam głową i gdy miałam zabrać głos poczułam ramiona wokół tali i oddech na szyi.
-O czym tak rozmawiacie?-zaśmiałam się bo ciężko to nazwać rozmową skoro tylko on mówił a ja milczałam.
-Po prostu uświadamiam Camile że jak cię skrzywdzi to ma przejebane-zaśmiałam się bo takie same słowa mówił jego starszy brat zaledwie wczoraj na spotkaniu.
-A po za tym chce dać wam błogosławieństwo-zachichotała a ja ścisnęłam lekko jej dłonie które znajdowały się na moim brzuchu.
-Dziękuję Christianie-usłyszałam głos Lauren a po chwili zwróciła się do mnie
-Widzisz moje rodzeństwo cię lubi a obaj bracia dali nam błogosławieństwo-pocałowałam jej policzek i w tym momencie podeszła do nas Taylor której oczy były już mokre a białka czerwone.
-Musimy już iść tata czeka przy bramkach-wraz z szatynką rozłożyłyśmy ramiona i takim sposobem mieliśmy wielkiego przytulasa.
-Będę tęsknić mała, za tobą też młody. Za rok widzę cię w Ameryce na studiach-zaśmiał się na słowa siostry ale nic nie odparł i chwycił tylko młodszą za nadgarstek i pociągnął w stronę bramek jednocześnie jedną dłonią machając na pożegnanie.
Najstarsza Jauregui wpadła w moje ramiona i całkiem się rozpuściła, jej łzy spływały po mojej bluzie a ręce mocno trzymały przy sobie. Nie wiedząc co poradzić, zaproponowałam to co mi najlepiej wychodzi.
-Ty, ja, pizza i maraton Harrego Pottera?-na moje pytanie odciągnęła głowę od mojego ramienia i pocałowała mnie w policzek.
-Kocham cię-chwyciłam ją za dłoń i wyruszyłam w drogę do samochodu.
-Ja ciebie kocham bardziej-na moje słowa zaśmiała się i uderzyła mnie w ramię żeby potem się o nie oprzeć i wyszeptać.
-Mój głupek
CZYTASZ
Moja barmanka||Camren
FanfictionCamila 28 letnia pani policjant uwielbiająca bursztynowy trunek który pomaga jej w uczuciach. Lauren 23 letnia barmanka umiejąca robić cuda z wszelkim alkoholem. Czy zwyczajna barmanka uratuje upadającą kobietę? Czy sam alkohol pomoże? Czy rzecz...