27. Zaginieni

888 55 351
                                    


Naciągnął mocniej głęboki kaptur na głowę. Lekko pochylony, przeszedł zgrabnie po dachu kamiennicy, uważając, żeby przypadkiem nie poślizgnąć się na wciąż mokrych po wieczornym deszczu dachówkach. Przykucnął za ceglanym kominem i znieruchomiał, cierpliwie obserwując wyjście bogatego budynku teatru. Utkwił zmęczony wzrok w pięknych płaskorzeźbach zdobiących łuk drzwiowy, czując co rusz targające nim mdłości. Brak snu poprzedniej nocy również nie pomagał złemu samopoczuciu.

Powiał lekki wiatr, przeszywając jego plecy nieprzyjemnym chłodem co wywołało w nim lekki drżenie. Szybko okrył się ciaśniej czarnym płaszczem, nie spuszczając wzroku z wyjścia budynku.

Takie czekanie było niemiłosiernie stresujące. Świadomość, co nastąpi po nim jeszcze gorsza.

Drgnął, orientując się, że przy wyjściu z teatru niepostrzeżenie zebrała się spora grupa ludzi, kiedy ten chwilowo się rozproszył niepokojącymi myślami. Pochylił się mocniej, wypatrując swojego celu w tłumie wychodzących ludzi.

Szybko zlokalizował niewysoką, szczupłą sylwetkę kobiety odzianej w bogatą, czarną, koronkową suknię i wyjściowy kapelusik z kwiatami – spod niego wystawały średniej długości jasne loki. Kobieta rozmawiała dłuższą chwilę z jakimś starszym jegomościem, prawdopodobnie dzieląc się z nim wrażeniami po obejrzanym spektaklu, kiedy tłum wokół nich stopniowo pustoszał.

Obserwował ją dłuższą chwilę, jak żywo gestykulowała odzianymi w ciemne rękawiczki drobnymi rękami. Kobieta zaśmiała się perliście, unosząc przy tym głowę i przez chwilę mógł ujrzeć w świetle ulicznych lamp jej sympatyczną twarz o zaokrąglonym nosie i szerokich ustach. Cofnął się odrobinę w swoim ukryciu, aby nikt na pewno go nie dojrzał i cierpliwie czekał, aż ta zakończy konwersację i opuści teren budynku teatru.

W końcu jej towarzysz uścisnął jej dłoń i jeszcze coś rzucając na odchodnym, udał się w prawo, stopniowo znikając w mroku ulic Solaris. Jego cel udał się w kompletnie odwrotną stronę, kierując się słabo oświetloną drogą pomiędzy ciasno stojącymi kamienicami. Odczekał cierpliwie, aż odejdzie spory kawałek od wyjścia teatru i podniósł się. Rozejrzał się szybko po wąskich uliczkach, z ulgą odnajdując jedynie dwójkę ludzi w sporej odległości od swojego celu, którzy już po chwili zniknęli w mgle na moście. Jeszcze raz sprawdzając, czy teren jest czysty, szybko przebiegł bezgłośnie po dachu i bez trudu przeskoczył na sąsiedni. Noc była szczęśliwie pochmurna, więc nie było szans, żeby zdradziło go światło księżyca.

Z mgły na moście wyłonił się powóz. Szybko przypadł powierzchni dachu i cierpliwie odczekał, aż pojazd zniknie z głośnym stukotem kół w wilgotnym mroku ulic. Przykucnął na brzegu dachu, obserwując jak drobna sylwetka kobiety znika za rogiem starej, podniszczonej kamienicy.

Niespodziewanie wzrok mu się rozmył utrudniając mu widzenie. Potrząsnął głową, z trudem zmuszając nagle ociężałe kończyny do ruszenia się, a oczy do działania. Na jego klatkę piersiową spadł ogromny ciężar, ledwo pozwalając mu na oddychanie. Czuł się, jakby spadał.

Pod stopami poczuł twardy bruk uliczny. Wziął głęboki oddech, z trudem utkwiwszy wzrok w szczupłych plecach kobiety, idącej niespiesznym krokiem zaledwie kilka metrów od niego. Sięgnął za płaszcz do ostrza schowanego w pochwie na udzie. Dotknął drżącymi palcami chłodnej powierzchni rękojeści, bezgłośnie zbliżając się do celu.

Nagle, kobieta gwałtownie przystanęła, na co on również zamarł w miejscu – serce biło mu jak oszalałe, ręce drżały, gardło było już kompletnie wysuszone, a z klatki piersiowej jak na złość nie chciał zniknąć ten jakże dotkliwy ciężar, utrudniający mu wzięcie głębszego oddechu.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz