7. Struny trzech smaków

997 106 376
                                    


Jean kompletnie wyczerpany po zdecydowanie nieprzyjemnym spotkaniu z dzikimi gadami od razu zasnął, zwinięty w kłębek na starym, wytartym kocu na podłodze wozu. Jego sen był bardzo mocny, wnioskując z głośnych pochrapywań oraz faktu, iż hałaśliwe postukiwanie kół o kamienistą drogę jeszcze go nie wybudziło.

Shtefan pozostawiony sam na sam ze śpiącym więźniem, siedział bezczynnie na ławeczce, czując się troszkę zakłopotanym. Po chwilowym namyśle schował w końcu sztylet za pas – chyba chwilami przesadzał z tą czujnością.

Mężczyzna podniósł się i sięgnął do półki po worek z zapasami żywności, skąd wygrzebał kawałek czerstwego pieczywa – dosyć mocno zgłodniał po tak ciężkim starciu. Siadając z powrotem, wziął się za jedzenie chleba, jednocześnie oddając się przyglądaniu śpiącemu elfowi.

Kim był ten chłopak? Za każdym razem, gdy Shtefan porównywał go z portretem, który otrzymali od zleceniodawcy, Jean wydawał się zupełnie inną osobą – po rysunku można było zauważyć, że pochodzi z zamożnej rodziny. Jednak łowca widząc go takiego, w życiu nie uznałby go za bogatą osobę – raczej za zwykłego podróżnika, któremu zbędne luksusy niepotrzebne są do szczęścia. Jego styl życia mógł być zaledwie kaprysem bogatego dzieciaka, ale jakoś coraz ciężej było mu w to uwierzyć, zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie – po tym, jak Jean niechętnie wspominał o swojej rodzinie. Musiało tam być coś... nieprzyjemnego. Chyba, że elf zwyczajnie miał coś na sumieniu, co by również wyjaśniało, dlaczego ktoś dał na niego zlecenie płatnym zabójcom.

Jean według Shtefana był dość dziwną i specyficzną osobą – nie do końca potrafił go rozgryźć. Był bardzo uprzejmy i troskliwy, to pewne – w pewien sposób naiwny. Cechował się też ogromną urodą i charyzmą, co musiał mu niechętnie przyznać. Shtefan z natury nie był przesadnie towarzyską osobą, jednak elf jakoś dziwnie potrafił za każdym razem skłonić go do rozmowy, a nawet gorzej – sprawiał, iż coraz częściej łapał się na tym, że szuka jego towarzystwa. Co za irytujący typ – prawdopodobnie nie powinien mu tak ufać.

Shtefan skrzywił się, będąc głęboko zdegustowanym swoją fascynacją elfem. Szybko odwrócił od niego spojrzenie.

Powinien skupić się na pracy.

Zabójca podniósł się ze swojego miejsca i chwytając za linę, kucnął przy więźniu. Ostrożnie sięgając po ręce chłopaka, mocno je skrępował w nadgarstkach – tak było bezpieczniej. Jean dalej głośno chrapał, nie rozbudziwszy się nawet ani na chwilę – zatrucie jadem gadów musiało go bardzo osłabić. Miał nadzieję, że rany dobrze się wygoją i chłopak szybko dojdzie do siebie.

Szlag! Właśnie o tym mówił – ta przeklęta... troska, zrodzona z dziwacznej fascynacji elfem. Nie minął nawet tydzień od dnia, kiedy się... hm, "zapoznali" nie jest tu chyba właściwym słowem. W każdym razie, chodziło o to, że szczerze mówiąc, chwilami stawał się przez Jeana zwyczajnym... mięczakiem. Zupełnie tak jak mu mówiła Sahiko. Żałosne współczucie zaczynało przejmować nad nim kontrolę – a było to przecież zupełnie bezcelowe. Nie ważne jak ulżyłby chłopakowi, jego los i tak był przesądzony. To zawsze kończyło się tak samo – egzekucja albo sprzedaż na niewolnika.

Widać więc, jego mistrz Adeus wiedział co robił, powierzając mu tą misję. Shtefan z początku pokpiwał z tego ponoć ciężkiego zadania – bo co w końcu może być trudnego w wytropieniu celu, utrzymania go żywego i dostarczeniu na miejsce?

Oh, jakże grubo się mylił.

Adeus mówił, że kluczem do sukcesu jest całkowita kontrola nad sobą – nad swoimi emocjami jak i uczuciami. Jakim więc cudem Shtefanowi zawsze udawało się zachować zimną krew przy wykonywaniu zabójstwa, a w sytuacji takiej jak ta, już nie?

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz