15. Niepohamowana słabość

895 74 576
                                    


Następnego dnia, z samego wieczora, wóz trójki łowców bezpiecznie opuścił w końcu Las Błogiej Beztroski. Wszystko oczywiście dzięki mapie, którą pozostawił im Fletcher tuż przed swoim zniknięciem – uchroniła ich ona przed kilkoma prawdopodobnie bardzo nieprzyjemnymi spotkaniami z kolejnymi magicznymi istotami. Zabójcy nie kryli swojej ulgi, jak i zwyczajnie radości – w końcu najcięższy odcinek podróży mieli już za sobą. Mapę starannie złożyli i schowali w swoich torbach w wozie. Nigdy nie wiadomo, kiedy znów się przyda.

Przy użyciu swojej własnej mapy wyznaczyli prostą, aczkolwiek trochę dłuższą trasę do samego Solaris, która miała przechodzić przez pasmo Słonecznych Gór. Mieli w planach zahaczyć o wioskę o nazwie Bornau, leżącą u samych stóp gór. Potrzebowali dnia na solidny odpoczynek, jak i uzupełnienie zapasów na dalszą podróż. Z tego co było im wiadomo, Bornau było wioską ludzi, co nie wróżyło zbyt dobrze – małe społeczności ludzi często miały dość... zaściankowe myślenie. W skrócie, raczej nie przyjmowali dziwnych podróżnych – a zwłaszcza takich różnych ras – z otwartymi ramionami. Łasi jednak byli na złoto, a trójka zabójców szczęśliwie jeszcze miała w zanadrzu wystarczającą sumkę, aby móc zaopatrzyć się w co potrzeba.

Zaraz po opuszczenia lasu, rozpostarły się przed nimi trawiaste, malownicze pola, z rzadka poprzecinane niedużymi, świerkowymi lasami, czy pojedynczym, zbłąkanym strumykiem. W tle majestatycznie piętrzyły się same Słoneczne Góry, które jak zawsze, tak samo zachwycały. Powietrze było rześkie i świeże, co samo już przyniosło im sporo ulgi po tym, jak spędzili niemalże tydzień w niemożliwie dusznym i parnym lesie. Chłodne, krystalicznie czyste strumyki pozwoliły im na uzupełnienie zapasów wody, jak i na szybkie umycie się.

Podróż do samego Bornau zajęła im niecałe trzy dni – nie spieszyli się zbytnio, chcąc dać sobie jak i ich wierzchowcowi trochę wytchnienia. Wystarczyło śmieszne trzy dni poza przeklętym lasem, aby łowcy szybko otrząsnęli się z koszmarów, które tam przeżyli. Wydawało się wręcz, jakby to wszystko wcale się nie wydarzyło. Jedynie Shtefan był wyraźnie dużo bardziej markotny niż jego towarzyszki. Ostatnie jego spotkanie z Duchem Lasu pozostawiło spore piętno na jego psychice w postaci nawracających, nieprzyjemnych wspomnień jak i koszmarów sennych. Mężczyzna pozostawał więc milczący i trochę nieobecny.

Szczęśliwie, jego rany w końcu praktycznie całkowicie się zagoiły – łowca już dawno odkrył ze sporym zaskoczeniem, iż regeneruje się wściekle szybko. Czyżby to była zasługa jego rasy? Nie miał pojęcia. Sam po prawdzie nawet nie wiedział, skąd oryginalnie pochodzi, jak zwą jego rasę czy chociażby jak znalazł się w Ohe. Wszystko to pozostawało przez całe jego życie jedną, wielką zagadką, której nie udało mu się rozwikłać. Sam mistrz Adeus zdawał się co nieco wiedzieć na ten temat, jednak nigdy nic mu nie zdradził, mówiąc mu tylko surowo, iż wiedza ta na nic mu się nie przyda.

Sam Jean zdaniem obu łowczyń jak i Shtefana, zachowywał się dziwnie. Również był bardzo milczący – jak na siebie. Nie próbował uciekać. Siedział przez większość czasu we wnętrzu wozu, nie kwapiąc się nawet na zbyt częste wyjście z niego. Nikogo nie denerwował. Słuchał każdego rozkazu bez najmniejszego sprzeciwu. Był... po prostu dziwny i tyle.

Późnawym popołudniem, kiedy to niebo po części przesłonięte imponującymi obłokami nabrało intensywnych barw różu i pomarańczu, wóz łowców z głośnym stukotem kół wjechał do Bornau. Miejscowi wieśniacy zaraz oddali się żywemu obserwowaniu nowo przybyłych. Większość z nich nie obdarzała ich zbytnio życzliwymi spojrzeniami. Udało się jednak zabójcom dowiedzieć od jednej życzliwej starszej pani, że jeżeli szukają zakwaterowania, nie powinni zatrzymywać się na pokojach u tego „przeklętego, starego Rona", gdyż „śmierdzą one gnojówką, a szczury najpewniej założyły tam sobie już całą kolonię". Wskazała im więc drogę do miejscowej gospody, która według niej miała pokoje dużo lepszej jakości. Jak się później łowcy zorientowali, właścicielem gospody był nie kto inny jak jej syn. Nadzieja więc, na porządny nocleg... tak jakby troszkę zmalała.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz