6. Z głębin kanionu

1K 103 546
                                    


Minęło dobrych piętnaście minut, a grupka gnomów nie przestawała się sprzeczać.

— Chyba będziemy musieli trochę poczekać — zachichotał Jean, zerkając na rozbawionego Shtefana - mężczyzna wyglądał zaskakująco sympatycznie z czymś na kształt uśmiechu na twarzy.

Zabójca pokiwał głową i opierając się wygodniej na swoim miejscu, zabrał się za jedzenie jabłka – zdawał się być dość odprężony oraz zupełnie niezrażony faktem, że droga wciąż była zablokowana. Jean obserwował go otwarcie, uśmiechając się bezwiednie. W końcu Shtefan nie wytrzymał:

— Co jest? — burknął podejrzliwie.

Elf zaśmiał się krótko, odwracając wzrok.

— Nic, po prostu myślałem o tym, że jesteś całkiem sympatyczny gość, kiedy tylko nie wydzierasz się na mnie, czy nie machasz mi przed twarzą różnymi ostrymi przedmiotami — rzucił szczerze, wzruszając ramionami.

Zmieszany łowca momentalnie uciekł spojrzeniem w bok, zaciskając usta oraz marszcząc brwi – najwyraźniej odeszła mu też chęć na jedzenie, bo wyrzucił za siebie nieskończone, ledwie nadgryzione jabłko. Zupełnie ignorując uwagę więźnia, podniósł się i wyprostowując się, zawołał do kłócących się gnomów:

— Hej, gnojki, ile można czekać? Nie widzicie, że blokujecie nam drogę?

Obie kobiety i staruszek zwrócili chwilowo uwagę na łowcę, ale naturalnie zupełnie go nie zrozumieli, mimo, iż wykonywał dość zrozumiałe gesty rękami – prawdopodobnym było, że mogli po prostu z czystej złośliwości udawać głupich.

— Odpuść, szkoda nerwów — mruknął Jean, widząc zdenerwowanie Shtefana.

Zabójca westchnął ciężko i dramatycznie, po czym odwrócił się w stronę elfa, chcąc mu się odgryźć. Natychmiastowo zamarł z czujnym wyrazem twarzy.

— Co? — zdziwił się Jean na widok miny łowcy.

— Jean... żadnych... gwałtownych ruchów... — polecił cicho Shtefan, powoli sięgając do sztyletu w pochwie na udzie.

— Co się...? — zaczął zdezorientowany elf, ale mężczyzna uciszył go ruchem ręki.

Na dachu ich wozu znikąd zebrała się spora grupka niewielkich, niepokojących istot – wzrostem sięgałyby Shtefanowi mniej więcej do kolan. Z wyglądu przypominały coś pomiędzy dzikim gadem a długonogim owadem. Ich lekko zaokrąglone pyski zdobiła para podłużnych, cienkich czułek za którymi sterczał pojedynczy, niedługi, zakrzywiony do tyłu róg. Ślepia stworzeń były spore, jaskrawozielone, przecięte cienkimi, poziomymi źrenicami – ich wyraz był zdecydowanie wygłodniały oraz szaleńczy. Skórę miały w dziwnym odcieniu mieszanki szarości, brązu oraz zieleni – prawdopodobnie pomagało im to w kamuflażu. Przez chude ciała ciągnęły się pojedyncze, grube, czarne pasy, od cienkich nozdrzy aż po koniuszek długiego ogona. Całości dopełniały trzy pary nóg – tylne, mocno umięśnione i zdecydowanie większe od reszty, środkowe z dodatkowymi stawami, okraszone pojedynczym, długim szponem oraz przednie, służące za coś w rodzaju rąk, również z ostrymi pazurami. Stwory kiwały się niepokojąco na boki, kręcąc leciutko łbami, wydając z siebie jednostajne terkotanie, a ich czułki nie przestawały drżeć. Kilka z nich otworzyło pyski ukazując rzędy cieniutkich, ostrych zębów i wydało z siebie ciche syki.

Jean słysząc ów dźwięk, znieruchomiał przerażony. Za plecami znieruchomiałego Shtefana, ze ścian kanionu zaczęły złazić się kolejne grupy dzikich stworzeń, podpełzając powoli w stronę ich wozu.

Nagle, elf poczuł na swoich ramionach ostre pazury gadów – zerwał się jak oparzony, próbując się jakoś uwolnić od nich, ale to tylko je rozwścieczyło. Shtefan wyszarpnął swój sztylet zza pasa, chcąc się rzucić więźniowi na ratunek – niestety, reszta gadów zaraz skoczyła na niego, odcinając mu drogę.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz