Na całe szczęście, kiedy Jean z omdlewającym w jego ramionach Shtefanem powrócił do wozu, ten spokojnie stał nienaruszony na swoim miejscu. Najwyraźniej skutecznie odstraszone leśne istoty nie zamierzały na razie zakłócać spokoju podróżnym.
Zaczął kropić leciutki deszcz, więc Jean pośpiesznie zszedł z konia na błotnistą drogę chcąc jak najszybciej zaprowadzić rannego towarzysza do suchego, przyjemnie zacisznego wnętrza wozu. Ściągnięcie Shtefana z konia nie było najłatwiejszym zadaniem – śliska droga oraz słaniający się, ważący swoje łowca utrudniały sprawę.
— Hej, mógłbyś znowu zrobić tą swoją sztuczkę z klękaniem? Proszę? — zdesperowany elf zwrócił się do wierzchowca.
Koń zamrugał powoli i wpatrując się w chłopaka ze stoickim spokojem, zupełnie zignorował jego prośbę. Jean jęknął bezradnie unosząc oczy ku niebu – czy raczej, sklepieniu składającemu się z gęsto rosnących drzew, pochylonych tak, że ich korony splatały się nawzajem, ledwo przepuszczając światło księżyca.
— Zaraz... jakim cudem w takim razie czuję deszcz...? — sam zadał sobie pytanie, rozkładając ręce na boki, aby na dłoniach poczuć drobne krople deszczu, który stopniowo coraz bardziej się nasilał. Jean pokręcił głową w głębokiej irytacji — Szukanie jakiejkolwiek logiki w tym przeklętym lesie nie ma najmniejszego sensu — mruknął pod nosem.
Chłopak westchnął cicho przecierając dłonią wilgotną twarz i powrócił do prób ściągnięcia Shtefana z konia. Sięgając do uda mężczyzny położył delikatnie na nim rękę, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Zabójca momentalnie drgnął, ocknąwszy się nieco i zwrócił ledwo przytomne spojrzenie na nerwowo uśmiechającego się elfa.
— Um... jesteśmy na miejscu. Musisz niestety zejść z konia, bo sam cię nie ściągnę — oznajmił mu Jean.
Shtefan zmarszczył brwi w wysiłku i powoli wyprostował się, jakby próbując zachować przytomność – z jego białych włosów gęsto skapywała woda, mieszając się z resztkami zaschniętej krwi na torsie. Mężczyzna pokiwał niemrawo głową, mechanicznie zaciskając mocniej dłonie na karku zwierzęcia – wyglądał tak żałośnie, że aż serce się ściskało.
— Chodź, pomogę ci. — Elf wyciągnął dłoń do zabójcy, a z jego twarzy nie schodził lekki, uprzejmy uśmiech.
Shtefan naturalnie zareagował zakłopotaniem — zacisnął usta, a jego spojrzenie uciekło w bok. W końcu, po dłuższej chwili zmagania się ze sobą wyciągnął rękę i chwycił się mocno dłoni Jeana. Ten przytrzymując go silnie drugą ręką za ramię, starał się jak najlepiej pomóc mu zachować równowagę przy schodzeniu z wierzchowca. Pechowo, doszczętnie mokra sierść konia sprawiła, iż dłoń łowcy momentalnie się ześlizgnęła, co spowodowało łańcuch gwałtownych, nieszczególnie przyjemnych wydarzeń.
Skutkiem było, że obaj mężczyźni w mgnieniu oka leżeli w lepkim błocie na poboczu drogi. Jean milcząco obserwował krople deszczu spadające mu na twarz, czując się nie do końca zaskoczony fatalnym upadkiem – zirytowanie za to tylko wzrastało. Stęknął, sięgając dłońmi do przygniatającego go zabójcy.
— Shtefan, błagam, zaraz się uduszę — wydusił z trudem, czując, jak powoli zaczyna brakować mu tlenu. Starał się nie myśleć o całym tym błocie, które właśnie zlepiało mu włosy oraz całkowicie pokrywało jego nagie plecy i niegdyś jeszcze czystą parę spodni.
Shtefan podpierając się na rękach uniósł się lekko, drżąc przy tym straszliwie. Widać było, że trawiła go gorączka — można było się tego domyślić już z ogromnego ciepła, które biło od jego ciała. Mężczyzna utkwił zamglone spojrzenie w leżącym pod nim Jeanie, z którego twarzy wyzierało głębokie zakłopotanie połączone z irytacją.
CZYTASZ
Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)
FantasyJean to młody półelf o wyjątkowo pozytywnym nastawieniu do świata oraz naturze włóczęgi. Wychowany w bogatym, rygorystycznym domostwie twardą ręką despotycznego ojca, postanawia pewnego dnia uciec z domu. Chłopak rozpoczyna swoją własną, od zawsze w...