13. Nienasycone Cienie

858 74 535
                                    


Z najgłębszych ciemności, spomiędzy grubych korzeni tkwiących w ziemi, szczelin w ostrych skałach, a w końcu i nietkniętych światłem dziennym jaskiń, wypełzła chmara szaro-burych stworzeń. Ich ciała, nie do końca materialne, przepuszczały przez siebie delikatne światło rozwartych kielichów kwiatów, nad którymi gładko przepłynęły, nie robiąc tym nawet najmniejszego szelestu. Trawa zakołysała się lekko, a pomiędzy nią, paprocie poruszyły się nieznacznie, kiedy istoty podpłynęły do grubych pni drzew, aby wyjrzeć zza nich na drogę przecinającą las. Otworzywszy duże, błękitne ślepia, utkwiły wzrok w mężczyźnie ostrożnie zbaczającym z drogi w leśny gąszcz – u jego nogi szedł ogromny, szary kot w ciemne pasy. Stworzenia skupiły się w mroku, wiodąc czujnymi spojrzeniami za niczego nieświadomym kupcem. Wygłodniałe, wyciągnęły przed siebie długie, przeraźliwie chude ręce o czterech, ostro zakończonych palcach, nie mogąc się już doczekać pożywienia.

***

— Trzymaj. Powinieneś dużo pić. — Jean podał siedzącemu na kocach Shtefanowi bukłak z resztką świeżej wody. Mężczyzna odebrał go z wdzięcznością i odkorkowując go, wypił kilka niewielkich łyków.

— Niewyraźnie wyglądasz. Wszystko w porządku? — zapytał ostrożnie elf, przyglądając się bladej, zabiedzonej twarzy zabójcy. Ten tylko prychnął w odpowiedzi, wzruszając ramionami.

Jean westchnął cicho, opierając się wygodniej o chłodną ścianę wozu. Opieka nad rannym Shtefanem nie była najłatwiejszym zadaniem. Mężczyzna z rzadka pozwalał się dotykać, a na dodatek był kapryśny i wprost nieznośnie uparty. W pewien sposób przypominał mu jego samego, co doprowadzało go tylko do jeszcze większego zdenerwowania. Niestety, jeszcze nie była pora na ucieczkę – łowca wciąż był w zbyt słabym stanie, by móc go samego zostawić.

Shtefan skończywszy w końcu pić, otarł usta dłonią i oddał elfowi bukłak, uśmiechając się przy tym nieśmiało.

— Dzięki — wymamrotał.

Jean skinął głową, nie odpowiadając. Na dłuższą chwilę zapadła zupełna cisza – obaj mężczyźni, całkowicie pogrążeni w myślach, milczeli.

— Co masz zamiar zrobić? — Elf pierwszy przerwał ciszę. Widząc z lekka zmieszane spojrzenie łowcy, sprecyzował pytanie — Wiesz, kiedy już poczujesz się nieco lepiej... Co zamierzasz?

Shtefan zamyślił się na to pytanie, nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć. Będąc szczerym, czuł się całkowicie zagubionym.

— Ja... muszę znaleźć Sahiko i Ariee. Nie opuszczę tego miejsca bez nich — odpowiedział w końcu, spuszczając lekko głowę.

— Przecież nie wiesz nawet, czy żyją — wypalił bezmyślnie Jean.

Shtefan gwałtownie uniósł wzrok na elfa, niemalże wypalając w biedaku dziurę ostrym, piekielnie wściekłym spojrzeniem.

— Nikt cię nie pytał o zdanie. Nie zostawiam ich — warknął stanowczo mężczyzna.

— W porządku, rób co chcesz. — Chłopak wzruszył ramionami obojętnie — Ja i tak będę już daleko stąd, w swojej własnej podróży.

Mimika zabójcy gwałtownie się zmieniła – zmarszczki wygładziły się, a wściekłe spojrzenie zastąpiło słabo ukrywana troska.

— Nie... nie możesz. Włóczenie się samemu przez Las Błogiej Beztroski jest samobójstwem! — zdenerwował się.

— Nie mogę? — Jean uniósł brwi. — A kto mi zabroni?

Shtefan prychnął wściekle.

— O bogowie, przysięgam, czasami naprawdę doprowadzasz mnie do szału! — warknął.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz