18. Dawny znajomy

924 73 354
                                    


Shtefan uchylił powoli powieki, mrugając kilkakrotnie – rozejrzał się z wysiłkiem obolałymi od ostrego światła oczami. Wokół wszędzie unosił się gęsty, nieprzenikniony dym, całkowicie uniemożliwiając dojrzenie czegokolwiek na drodze przed nimi – nie było nawet widać niczego w odległości wyciągniętej ręki.

Zakaszlał spazmatycznie, czując w ustach niewyjaśniony metaliczny posmak – jednak nie była to krew, a coś innego, coś czego nie był w stanie jakkolwiek rozpoznać. Do jego nozdrzy zewsząd docierał dziwaczny zapach, którego nawet nie dało się określić. W gęstych kłębach dymu co chwila pojawiały się niewielkie wyładowania elektryczne. Z przodu dało się słyszeć niespokojne rżenie ich wierzchowca.

Mężczyzna otrząsnąwszy się z szoku, spojrzał na mocno trzymanego w ramionach elfa, którego to jeszcze przed chwilą niemalże zgniótł własnym ciałem, odruchowo chcąc go osłonić. Chłopak chyba właśnie doszedł do siebie, gdyż z miejsca zaniósł się głośnym kaszlem, prosto w jego klatkę piersiową. Shtefan orientując, że ten wrócił do zmysłów, szybko wypuścił go z kurczowego uścisku i niemalże odskoczył na bezpieczną odległość, pozwalając mu tym na swobodne oddychanie.

Jean wyprostował się na swoim miejscu na przedzie, ręką poprawiając potargane kosmyki włosów opadające mu na twarz. Spojrzał z pewnym nierozgarnięciem w swoich ciemnych oczach prosto na nieprzyjemnie wykrzywionego Shtefana siedzącego obok.

— O bogowie... co się do cholery... — wymamrotał, nie będąc nawet w stanie dokończyć. Pochwycił się obiema dłońmi za głowę, dociskając lekko swoje długie uszy do niej, marszcząc przy tym brwi. — Moje... uszy.

— Jesteś cały? — łowca zdołał w końcu z siebie wydusić, przysuwając się odrobinę bliżej więźnia, aby lepiej mu się przyjrzeć.

Elf szczęśliwie wyglądał na całego, może tylko jeszcze z lekka zszokowanego.

— Tak, nic mi nie jest — Jean szybko uspokoił łowcę. — Dzięki za... wiesz-

— Nic...! Nic nie mów — Shtefan ostro mu przerwał, rzucając przy tym groźne spojrzenie.

Jean zamilkł posłusznie, sam nie wiedzieć czemu czerwieniejąc lekko. Łowca nie mówiąc nic, wstał chwiejnie i dopadając daszku, wdrapał się na niego wyjątkowo niezdarnie. Klękając przy leżącej tam Ariee, pochwycił ją za ramię, potrząsając nim ponaglająco.

— Ariee... żyjesz? — spytał trochę głupio.

Elfka jęknęła boleśnie, po czym naturalnie zaczęła głośno kaszleć.

— Cholera... miałam wrażenie... jakby świat wybuchł — wychrypiała.

Shtefan rozejrzał się.

— Z tego co widzę... świat niestety jeszcze istnieje — skomentował żartobliwie, usilnie starając się nie okazywać podenerwowania.

Drzwiczki od wozu wnet skrzypnęły i na drogę wypadły Sahiko z Favns, również zaraz dusząc się gęstym dymem.

— Ariee? Cała jesteś? — zawołała ta pierwsza, zadzierając głowę ku górze, próbując coś dojrzeć poprzez dym.

— Nic mi nie jest! — odparła elfka – wychylając się lekko z daszku, odgarnęła kłęby dymu machnięciem ręki, chcąc dojrzeć swoją dziewczynę.

— Dzięki bogom — odetchnęła Sahiko, chwytając dłonie Ariee w swoje.

Shtefan pokręcił tylko głową, ignorując fakt, iż nikt nie zainteresował się jego stanem. Zostawiając trójkę kobiet, zsunął się z daszku z powrotem na miejsce na przedzie obok więźnia.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz