I

5.3K 65 2
                                    


,,Dove skończyłaś ostatni artykuł?" usłyszałam za sobą głos szefa. 

Pan Kirley był uroczym, siwym, starszym panem, który założył nasze wydawnictwo. Na samym początku jego istnienia było zaledwie malutką gazetą, jednak przez te wiele lat rozbudowało się do jednej z najlepiej prosperujących firm wydawniczych w całych stanach. Jednak mimo tak wielkiego sukcesu pozostał bardzo pokorny, wciąż dążył do kontaktu z pracownikiem, wciąż wydawał tamtą małą gazetkę, którą osobiście redagował. A ja mu w tym wszystkim pomagałam od 10 lat, odkąd skończyłam 15 lat.  

,,Oczywiście. Dosłownie sekundę temu wysłałam go do Pana" odpowiedziałam. 

,,Przekaż proszę wszystkim mailowo, że chciałbym się z wami spotkać za piętnaście minut w jadalni. Muszę wam przekazać ważną wiadomość" poprosił klepiąc mnie po ramieniu.  

,,Oczywiście" uśmiechnęłam się, obserwując jak staruszek wraca powoli do swojego gabinetu.

Napisałam szybkie ogłoszenie, rozsyłając je po całej firmie. Podniosłam się ze swojego miejsca i powoli kierując się do windy, ruszyłam do wskazanego przez szefa miejsca. Chciałam usiąść w jednej z ławek na samym tyle sali, żeby jak najmniej rzucać się w oczy. Gdy ruszyłam na swoje miejsce, ktoś już tam siedział.

,,Podsiadłem?" spytał mężczyzna.

,,Nie. Usiądę gdzie indziej" odparłam i nie wchodząc w jakiekolwiek dalsze rozmowy, usiadłam na ławce obok. 

,,Kiran. A ty?" zwrócił się do mnie wyciągając dłoń.

,,Dove" powiedziałam i spojrzałam z powrotem na tablice ogłoszeń, wiszącą po drugiej stronie sali. 

Jadalnia powoli zaczęła się zapełniać, ludzie rozsiadali się na swoich miejscach. Ci którzy zawsze byli łasi na przebywanie w świetle reflektorów rozsiedli się na samym przedzie, szare myszki jak ja uciekały do tyłu. Wszystkie rozmowy ucichły, gdy przez drzwi, powolnym krokiem wszedł szef.  Stanął na samym przedzie sali i uśmiechnął się do nas.

,,Kochani przyszedł na mnie czas. Przechodzę na zasłużoną emeryturę" powiedział, a ja poczułam jak przyspiesza moje serce ,,Ale nie martwcie się mam dla was nowego, odpowiedniego szefa. Kiran podejdź proszę" zwrócił się do mężczyzny siedzącego niedaleko mnie.

Obserwowałam jak Kiran zmierza powoli w stronę Pana Kirleya, który z uśmiechem wyciągnął w jego stronę dłoń. Przez idealnie dopasowaną marynarkę widziałam dokładne zarysy mięśni mężczyzny, to jak się poruszały przy każdym jego kroku. Ale wiem, że nie tylko ja to zauważyłam, bo praktycznie każda dziewczyna na sali się za nim odwróciła. Mężczyzna stanął obok szefa i uśmiechnął się. Ale ja widziałam coś niepojącego w jego uśmiechu, coś ukrywał.

,,Poznajcie mojego wnuka Kirana. Kiran wydał już wiele książek pod naszym wydawnictwem i wydaje mi się, że jest idealnym kandydatem na to stanowisko. Na jego zastępcę i prawą rękę, chciałbym wskazać osobę, której ufam jak własnemu  dziecku, osobę bez której nie poradziłbym sobie przez ostatnie kilka długich lat. Dove podejdź proszę do mnie" 

Gdy usłyszałam swoje imię, poczułam jak wiotczeją mi nogi. Z trzęsącym się ciałem, ruszyłam powoli do szefa, siląc się na uśmiech. 

,,Mam nadzieje, że mój wnuk, przy pomocy naszej kochanej Dove dalej będzie przynosił wydawnictwu same sukcesy" powiedział przysuwając mnie do niego i zaczął klaskać. 

Spojrzałam kontem oka na mężczyznę stojącego obok mnie. Wyglądał jak cwaniaczek, bad boy. Mężczyzna który co noc obraca inną, poznaną w jakimś barze, albo na imprezie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić kogoś takiego jak on na stanowisku szefa firmy wydawniczej. Przeczuwałam, że niestety ale to co Pan Kirley budował przez tyle lat upadnie z trzaskiem. Gdy spotkanie się skończyło, razem z dwójką mężczyzn udałam się do biura szefa. Usiadłam na stojącej pod ścianą kanapie, przyglądając jak Kiran rozsiada się za biurkiem.

,,Pozwólcie, że stary, schorowany człowiek wróci już do domu. Dove proszę zaopiekuj się firmą i moim wnukiem. Wprowadź go we wszystko, ale pamiętaj, że zawsze, o każdej porze dnia i nocy, jestem pod telefonem" uśmiechnął się i wyszedł. 

Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi Kiran wstał z fotela i powoli ruszył w moją stronę. Usiadł obok mnie, kładąc dłoń na moją nogę.

,,Mam nadzieję, że mogę liczyć na Twoją pomoc" uśmiechnął się.

Siląc się na uśmiech, strzepnęłam jego dłoń z mojego kolana i wstałam.

,,Tak jak obiecałam twojemu dziadkowi, wprowadzę Cię we wszystko i będę Ci pomagała. Jednak proszę o to, abyś zachował profesjonalizm" mówiłam.

,,Myślałem, że będziesz jedną z tych, która się da przystojnemu szefowi. Ale widzę, że przy Tobie będę musiał się bardziej postarać. Niech zgadnę kwiaty, kolacja przy świecach i jedna z tych łzawych komedii romantycznych?" spytał, robiąc krok w moją stronę.

,,Dupek" warknęłam i ruszyłam w stronę drzwi ,,Na regale znajdziesz wszystkie obecnie edytowane książki i artykuły, które mają się pojawić w przyszłotygodniowym wydaniu gazety. Chyba dasz radę je sam przeczytać" dodałam i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.

 Usiadłam przy swoim biurku, zamykając  z głośnym trzaskiem książkę, którą miałam zrecenzować na przyszły tydzień. 

,,Jak nowy szef?" spytała Ruthie, nachylając się przez dzielącą nas ściankę.

,,Dupek" westchnęłam ,,Myślał, że pogładzi mnie po kolanku i będzie miał wszystko" 

,,Oj to źle trafił" zaśmiała się moja przyjaciółka. 

,,Założył, że jestem tym typem co to potrzebuje kwiatków i kolacji przy świecach" 

,,W sumie tu się nie mylił" przyznała.

,,No ale tego nie musi przecież wiedzieć. Ale ja mu dam popalić" powiedziałam, obserwując Asafa, który właśnie roznosił nasze zamówione jedzenie. 

Otworzyłam moje ukochane curry z ciecierzycą, rozkoszując się jego cudownym zapachem, gdy na moim ekranie pojawił się nowy mail. Otworzyłam go szybko, mając nadzieje, że to od naszego nowego pisarza, jednak był on tylko od dupka. 

CZYLI NIE DASZ SIĘ ZAPROSIĆ NA KOLACJE PIĘKNA? 

Odwróciłam głowę w stronę szyby, przez które mogłam go zobaczyć i pokręciłam głową. Nie zwracając już uwagi na kolejne maile, skupiłam się na swoim jedzeniu, nie chcąc sobie psuć obiadu. Gdy mój brzuch był już pełny, a pudełko puste i w koszu, założyłam na nos okulary i wróciłam do czytania. Jednak denerwujący odgłos przychodzących maili nie dawał mi spokoju. 

NIE IGNORUJ MNIE!!

Tak brzmiał ostatni z nich. Chwytając segregator z nowymi kontraktami do podpisania, ruszyłam do jego gabinetu. Weszłam do środka, zamykając na sobą drzwi. Upuściłam z trzaskiem segregator na jego biurko, przyglądając się mu rozjuszona. 

,,Czy mógłbyś skupić się na swojej pracy i dać pracować innym arogancie?" warknęłam. 

,,Tylko jeśli umówisz się ze mną na kolacje" odparł uśmiechając się. 

Pewność siebie biła od niego na kilometr. Czułam, że żadna mu nigdy nie odmówiła. 

,,Kolacja z Tobą to ostatnia rzecz o jakiej marze" powiedziałam, siląc się na uśmiech. 

,,I tak się w końcu zgodzisz" westchnął.

,,Jeśli nie przestaniesz skontaktuje się z twoim dziadkiem" warknęłam ,,W tym segregatorze masz nowe umowy, których podpisania trzeba dopilnować" dodałam i opuściłam jego gabinet, nawet się nie odwracając. 

My boss or my lover?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz