XXIV

1K 21 0
                                    

Minęły już dwa tygodnie odkąd zamieszkaliśmy razem. Nigdy nie sądziłam, że to będzie tak wyjątkowe, że Kiran od razu sprawi, iż poczuje się jak w domu. Oczywiście nie powiedziałam jeszcze o tym nikomu w firmie. W piękny, sobotni poranek obudziły mnie delikatne pocałunki składane na moim odkrytym ramieniu.

,,Dzień dobry piękna" przywitał się ze mną uśmiechając się.

,,Cześć" wyszeptałam, przytulając się do niego.

,,Dzisiaj chcesz jechać do galerii po ozdoby świąteczne?" spytał. 

Zbliżające się powoli święta sprawiły, że jak najszybciej chciałam się zabrać za zbieranie ozdób. 

,,Chciałabym" przyznałam. 

,,To leć się umyć, ubrać i za 20 minut widzimy się na dole" uśmiechnął się, szczypiąc mnie delikatnie w bok. 

.........................................................................

,,To który sklep pierwszy?" spytał Kiran, ściskając moją dłoń.

,,Tam" uśmiechnęłam, wskazując palcem na sklep, którego wystawa była pełna ozdób. 

,,Oglądaj, a ja ucieknę na chwilę i zaraz wracam" poprosił, pocałował mnie i ruszył w przeciwną stronę.

Stałam między pułkami, pełnymi pięknych ozdób, wkładając kilka do koszyka gdy usłyszałam dwa strzały. Galeria od razu wypełniła się krzykami, tłumem uciekającym do wyjścia oraz odgłosami kolejnych wystrzałów. Usiadłam na ziemie, ostrożnie wyglądając zza półki na korytarz. Zakryłam usta żeby nie krzyknąć gdy zobaczyłam na ziemi człowieka z krwią spływającą na podłogę z rany na głowie. Oparłam się plecami o regał, próbując uregulować oddech. Czułam łzy spływające na moje policzki, ale to nie ze strachu o siebie. Bałam się o Kirana, bałam się, że ktoś zrobi mu krzywdę. Nagle zza regału stojącego naprzeciwko spojrzała na mnie para wielkich oczu. Przywołałam do siebie dziecko skinieniem dłoni. Dziewczynka przyczołgała się do mnie i łkając cicho, wtuliła się we mnie. Zaczęłam głaskać ją po główce, starając się ją uspokoić. 

,,Wszystko będzie dobrze. Gdzie twoja mama?" spytałam cicho.

,,W innej części sklepu" wyszeptała dziewczynka. 

,,Na razie zostań ze mną, na pewno jest cała i zdrowa dobrze?"

Dziewczynka pokiwała tylko głową, pociągając nosem. Naszych uszu doszły nagle dwa kolejne strzały i krzyki, bardzo blisko nas. Przycisnęłam dziewczynkę mocniej do siebie, zasłaniając ją.  

,,Nie płacz, wszystko będzie dobrze" zapewniałam ją szeptem. 

,,Ręce do góry i wychodzić!" usłyszałam krzyk mężczyzny, który musiał się znajdować kilka kroków od nas.

,,Schowaj się za mną maleństwo. Jeśli zobaczysz mamę, nie biegnij do niej, bo ten Pan może zrobić Ci krzywdę. Zostań przy mnie" poprosiłam wstając. 

Podniosłam ręce do góry i czując jak dziewczynka łkając cicho chwyta się tyłu mojego swetra wyszłam zza regału. Stanęłam oko w oko z uzbrojonym mężczyzną, który kierował broń wprost na mnie. 

,,Jaka ślicznotka mi się trafiła" uśmiechnął się, podnosząc mi głowę końcem karabinu. 

Odwróciłam głowę, zaciskając zęby. 

,,Nie bądź taka nieśmiała" zaśmiał się ,,Podejdź bliżej. A to maleństwo jest twoje?" spytał. 

,,Proszę zostaw ją" prosiłam ,,Ona nic nikomu nie zrobiła, pozwól jej wrócić do mamy" 

,,Mała zostanie tutaj gdzie stoi. A ty idziesz ze mną. Będziesz moją kartą przetargową piękna" uśmiechnął się i chwytając moje włosy pociągnął mnie w stronę wyjścia. 

Krzyknęłam głośno, czując ból rozchodzący się po mojej głowie. 

,,Puść!" krzyknęłam wyrywając się.

Poczułam jak mocno ciągnie moje włosy i upadłam na kolana, uderzając nimi tak mocno o posadzkę, że myślałam, że już nie wstanę. Po kilku sekundach czułam jak napastnik kopie mnie, nie dając mi nawet możliwości abym się odsunęła. Czułam ból wypełniające całe moje ciało, łzy spływające po moich policzkach. Gdy już byłam ledwo przytomna, mężczyzna podniósł mnie jak szmacianą lalkę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia. Otworzył drzwi wyjściowe z galerii za którymi zebrane były setki ludzi, policja oraz antyterroryści. Upadłam bezwładnie na chodnik, nie mając siły nawet poruszyć ręką. 

,,To tylko jedna z wielu zakładniczek, znajdujących się pod moją władzą!" krzyczał, a kątem oka widziałam jak kieruje broń w moją stronę.

,,Jakie są twoje żądania?" usłyszałam głos z megafonu. 

,,Dove!" doszedł moich uszu przerażający krzyk, a moje serce zabiło mocniej, wiedząc że Kiran jest cały i zdrowy.

,,Macie dwie godziny aby dostarczyć mi 5 milionów i samochód, który mnie stąd wywiezie" zażądał ,,Macie dwie godziny, albo ona się wykrwawi" zaśmiał się. 

Usłyszałam wystrzał, głośne krzyki i poczułam ból wypełniający moją nogę. Ciepła ciecz zaczęła spływać po mojej nodze, tworząc czerwoną kałużę. Starałam się oddychać spokojnie. Mężczyzna chwycił mnie za rękę i ciągnąć mnie po ziemi, zamknął za nami drzwi do galerii. 

,,Teraz sobie tutaj poczekamy. Ja idę poszukać kolejnej ślicznotki, która przyda się do czegoś innego" zaśmiał się i ruszył przed siebie. 

Gdy mężczyzna zniknął za zakrętem, podniosłam się na tyle ile mogłam, ściągnęłam z szyi szalik i składając go przycisnęłam to rany, aby zatamować krwawienie. Zaczęłam płakać, tak bardzo się bojąc. Każdy centymetr ciała mnie bolał. Czułam jak powoli, z każdą minutą tracę siłę. Dociskałam szalik do rany na nodze, ale już nie mogłam go utrzymać. Jednak wiedziałam, że tylko to może mi uratować życie. Łkałam cicho, modląc się aby to jak najszybciej się skończyło. Każda minuta ciągnęła się jak godzina. Usłyszałam jeszcze kilka strzałów, krzyki rozpaczy, które powodowały, że sama coraz mocniej płakałam. Próbowałam za wszelką cenę oddychać spokojnie, uspokoił się, ale nie potrafiłam. Czułam się cholernie bezsilna. Leżałam na tyle blisko drzwi wyjściowych, że słyszałam krzyki, płacz, ogłaszających coś przez megafony policjantów, cały czas zastanawiając się, dlaczego żaden oddział specjalny jeszcze nie wszedł do środka. 

,,Kiran!" krzyknęłam, modląc się aby i tym razem, jak wtedy w Londynie przybiegł mi na pomoc.

,,Musicie mnie tam puścić! Nie obchodzi mnie, że on ma broń!" moich uszu doszły jego krzyki ,,Muszę jej pomóc!" krzyczał, a ja słyszałam jak jego głos się trzęsie.

,,Proszę się odsunąć. Za pięć minut przybędą tu ludzie z pieniędzmi. Gdy tylko będzie możliwość, obezwładnimy go, a pańskiej narzeczonej ktoś pomoże" odpowiedział mu policjant. 

Pięć minut, pięć minut, pięć minut. Powtarzałam to sobie, ponieważ tylko to dawało mi nadzieję, że ta sytuacja może skończyć się dobrze. Po kilku minutach, nawet nie wiem ilu, moje oczy zaczęły się zamykać. Nie miałam już siły trzymać ich otwartych. Gdy już byłam w pół śnie, usłyszałam kilkanaście wystrzałów i obejmujące mnie silne ramiona. Otworzyłam oczy i spojrzałam wprost w załzawione oczy Kirana.

,,Nie zostawiaj mnie, błagam Dove. Nie mogę Cię stracić" prosił, głaszcząc mnie po policzku. 

,,Będzie dobrze" obiecałam i wszystko przed oczami zrobiło się czarne.

Ostatnie co usłyszała to jego zrozpaczony krzyk o pomoc i to jak podnosi mnie na rękach, biegnąć gdzieś. 

My boss or my lover?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz