Rozdział 11 Hagrid

1.9K 127 19
                                    


Następnego ranka, podczas śniadania wyciągnął pergamin i pióro. Sowy już latały roznosząc pocztę.
Na kartce napisał krótki liścik do Hagrida, i zaczął wyparywać swojej sowy. Hedwiga lubiła do niego przylatywać, mimo że nie miała żadnego liściku. Nie miał pewności czy i tym razem przyleci, ale gdy zobaczył biały kształt unoszący się wśród bązowych sów, już wiedział że to ona.
Jak wiele razy wcześniej, podleciała i wylądowała na stole przed nim.
- Hedwigo, dziś ma dla ciebie list.
Zachuczała zadowolona i podstawiła nóżkę chłopakowi. Ten przywiązał liścik do jej nogi.
- Zanieś go Hagrid'owi dobrze...
Sówka zahuczała poraz kolejny i uszczypnęła go pieszczotliwie w palec. Po chwili już jej nie było, odleciała w stronę hatki Hagrida.
- Ciekawe co byś zrobił jakby nie przyleciała?
- Skorzystał bym z twojej sowy. Zapewne dziś rodzice ci przyślą kolejną paczkę z słodyczami jak co tydzień...
- A jak nie przy....
Blondyn nie skończył mówić kiedy przed nim wylądował puchacz jego rodziców z paczką.
Harry uśmiechnął się tryumfalnie.
- A nie mówiłem...
- Masz mnie.
Obaj wybuchnęli śmiechem, przez chwilę brunet rozejrzał się po stołach a jego wzrok padł na rudego chłopca, który gniotł właśnie kartkę papieru patrząc na niego z złością.

Po południu chłopcy siedzieli na błoniach, dyskutując o Quidziczu z zapałem. Harry słuchał o ostatnim meczu, na którym był blondyn zajadając się czekoladkami, kiedy nadleciała Hedwiga z liścikiem. Upuściła go na nogi bruneta i odleciała. Nawet Draco zamilkł dając mu w spokoju przeczytać.
Harry rozwinął liścik.


Harry jak chcesz to wpadnij do mnie na herbatkę, ale nie wim czy trzymanie z Malfoy'em to dobry pomysł.
Ja Wim że jesteś w Slitherinie ale nie za bardzo ufam tym ludziom.
Porozmawiamy jak wpadniesz. Widzimy się o piątej.
Hagrid

Harry'ego negatywne nastawienie mężczyzny do rodziny Dracon.
Z rozmyślań wyrwały go słowa przyjaciela.
- I co Harry?
Spojrzał mu w oczy i skrzywił się z niesmakiem.
- Zaprasza tylko mnie.
Chłopak posmutniał, ale nagle się otrząsnął i odparł.
- Moja rodzina nie należy do pupilków Dumbledore jak Hagrid czy Weslley'owie. Nie powinno mnie to dziwić.
Wstał i otrzepał spodnie z trawy.
- A mnie to nie obchodzi, bo nikt nie będzie mi dobierać przyjaciół. Poza tym nie lubię tego jednego gryfona z naszego rocznika, a to chyba jeden z nich.
Blondyn się roześmiał i pomógł chłopakowi wstać.
- No i on za tobą również.
Śmiejąc się i ruszyli w stronę boiska, aby popatrzeć na ślizgonów jak trenują Quidzicza.

Przed piątą chłopcy się rozstali a brunet ruszył w odwiedziny do gajowego.
W środku został obwąchany i obśliniony przez kła, i zajmując miejsce przy stole uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Jak ci się podoba w szkole Harry?
- Fajnie.
Hagrid postawił kubek przed chłopcem i zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu.
- Zaskoczyło mnie, że trafiłeś do Slitherinu Harry. Zawsze myślałem że trafisz do Gryfindoru, jak twoi rodzice.
- Slitherin nie jest taki zły jak go wszyscy widzą. To reszta domów, zmusza nas do trzymania się na uboczu, przez co jesteśmy bardziej zżyci.
- Czy ja wim Harry. Z tego domu wyszło wielu śmierciorzerców.
- Dlatego wszyscy jesteśmy napiętnowani jako przyszli śmierciorzercy? Hagridzie niestety ale Gryfoni są cudowni, a Ślizgoni to zło. Tak na to patrzy cała szkoła, a ja widzę ich jako zżytych, chroniących się przed atakami Gryfonów oraz niesprawiedliwością że strony nauczycieli, i stających w obronie swoich towarzyszy.
Mężczyzna uniósł ręce w goście poddania.
- Nie chciałem abyś tak to odebrał. Holipka Harry, nigdy na nich nie patrzyłem w ten sposób.
- Nikt nie patrzy... To Weslley próbuje mnie sprowokować, twierdzi że będę następcą Sam wiesz kogo.
Te słowa sprawiły że mężczyzna zaniemówił na dłuższą chwilę.


Co by było gdyby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz