24. Wspomienia

111 6 0
                                    

*Pierwsze spotkanie* 

Szłam korytarzem niosąc stos papierów dla nauczycielki od chemii. Mój wychowawca poprosił mnie o ich przekazanie, ponieważ musiał jechać szybko do szpitala do swojej żony.

- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam dla pani dokumenty od pana Lee. - powiedziałam kładąc wszystko na biurku kobiety.

- Tak, wspominał coś o nich. Mogłabyś proszę chwilę zostać i przypilnować klasy, a ja pójdę szybko do pokoju nauczycielskiego coś ustalić, póki jeszcze pani dyrektor jest w szkole? - popatrzyła na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową mówiąc, że to żaden problem. Kiedy brunetka wyszła rozejrzałam się po sali, uczniowie rozwiązywali jakieś zadania w swoich zeszytach. Tylko jeden chłopak siedział i bezczelnie się we mnie wpatrywał.

- Jakiś problem? - zapytałam podnosząc jedną brew. W odpowiedzi dostałam jedynie prychnięcie z jego strony na co się nieznacznie skrzywiłam. Bezczelny.

- Jesteś od nas starsza, nie? - zapytał nagle jakiś blondyn, którego kojarzyłam z klubu siatkówki. Odchylił się na krześle i założył ręce eksponując swoje umięśnione ramiona, na których wyraźnie opinał się mundurek. Widziałam jak większość żeńskiej części klasy patrzy na niego maślanymi oczami na co roześmiałam się pod nosem. To takie typowe, kiedy tylko jakiś przystojniejszy chłopak wychylił się z tłumu.

- Tak, jestem klasę wyżej. Na twoim miejscu zainwestowałabym w większy mundurek, ponieważ w tym za niedługo szwy ci pójdą jeśli będziesz się tak prężył. - uniosłam prawy kącik ust, kiedy mina nastolatka ewidentnie zrzedła. - Zająłbyś się robieniem przykładów, bo stąd widzę, że masz pusto w zeszycie i chyba nie tylko w nim. - mruknęłam stukając się paznokciem w skroń dając mu jasny znak co o nim zdążyłam już pomyśleć.

- Ale po co zaraz tak niemiło. Może jakaś kawa albo...

- Nie kręcą mnie ludzie, którzy dostali się do lepszej klasy wyłącznie za sprawą rodziców, którzy mają pieniądze i duże plany co do swojej latorośli. Przyłożyłbyś się trochę, bo zaniżasz średnią jednej z lepszych klas w szkole. - ucięłam jego wypowiedź. Usłyszałam rozbawione parsknięcie z końca sali, gdzie siedział brunet, który wcześniej mi się przypatrywał. Dopiero teraz zdołałam go rozpoznać zza przysłaniającej jego twarz grzywki...Hanamiya Makoto, jeden z najbardziej nieczysto grających zawodników koszykówki. 

*Pierwsza rozmowa*

- Świetnie. - warknęłam, kiedy automat nie chciał wydać mi soku, który właśnie kupiłam. Nagle coś z dużą siłą uderzyło w maszynę, a napój od razu spadł. Spojrzałam w stronę, z której nadszedł cios i zobaczyłam odchodzącego już bruneta. Wyjęłam szybko kartonik i podbiegłam do chłopaka. - Dzięki za pomoc. - rzuciłam uśmiechając się kącikiem ust.

- Stałaś tam jak ostatnia idiotka patrząc na ten złom jak sroka w gnat, więc nie dziw się, że w końcu ktoś się ulitował nad taką ofiarą losu. - prychnął nie zwalniając nawet kroku. Zaskoczona przystanęłam otwierając delikatnie usta chcąc się odezwać, jednak zabrakło mi słów. Po chwili ocknęłam się i znowu do niego podbiegłam.

- Cham z ciebie. Wreszcie ktoś ciekawy w tej szkole. Hanamiya Makoto, racja? - zrównałam z nim kroku i byłam w stanie zobaczyć jak na jego twarzy na sekundę wstępuje zaskoczenie, które szybko zamaskował.

- Ta, a ty to wielka pani "wiem to wszystko". - szturchnęłam go mocno w ramię na co warknął coś pod nosem.

- Ty naprawdę jesteś bezczelny. Serio mam taki przydomek? Nie moja wina, że praktycznie wszyscy w tej szkole to skończeni idioci, którzy są tu za sprawą pieniędzy rodziców. - wzruszyłam ramionami. 

*Pierwsza pomoc*

Siedziałam znudzona w swoim pokoju i po raz kolejny próbowałam napisać pracę na japoński. Nagle ktoś z mojego ucha wyrwał słuchawkę, z której leciała dość głośno muzyka. 

- Można się drzeć na cały dom, a ty wiecznie nieprzytomna. Nie wiem z kim ty się do cholery zadajesz, ale przed drzwiami czeka na ciebie jakiś bezczelny i cały zakrwawiony chłopak. Jeśli wpakujesz się w jakąś patologię... - nie dałam jej dokończyć zrywając się z krzesła.

- Dałabyś wreszcie spokój, co? Gówno cię zawsze obchodziło co robię, więc nie zgrywaj teraz wielce zainteresowanej tylko dlatego, że sąsiedzi mogą sobie coś pomyśleć na nasz temat. Pieprzona idealna matka na pokaz. wyjdź z mojego pokoju i wracaj do swojej roboty, bo to jedyne co potrafisz. - warknęłam i zbiegłam po schodach w stronę głównych drzwi. Otworzyłam je na oścież i moim oczom ukazał się nikt inny jak Hanamiya z rzeczywiście zakrwawioną twarzą i potarganych ubraniach. - Chodź. - nie dałam mu nawet nic powiedzieć tylko od razu złapałam go za skrawek rękawa i pociągnęłam do swojej sypialni, gdzie posadziłam go na swoim łóżku. Z jednej z szafek wyjęłam małą apteczkę, z której wyjęłam waciki i wodę utlenioną. Zaczęłam przemywać jego twarz, która była prawie cała w zaschniętej już krwi. - To twój ojciec, prawda? - spytałam oczyszczając policzek chłopaka. Nic nie odpowiedział, a jedynie odwrócił wzrok w drugą stronę, co było dla mnie wystarczającym znakiem, że się nie myliłam. 

- Matki dzisiaj nie ma w domu. - mruknął jedynie zachrypniętym głosem.

- Możesz zostać jeśli chcesz. Wiesz dobrze, że dla mnie to żaden problem. - zaproponowałam mając świadomość, że on sam w życiu by o to nie poprosił. - Nie masz żadnych większych ran na twarzy, więc chyba obejdzie się bez wizyty w szpitalu. Chyba, że masz jakieś gorsze rany na ciele. - popatrzyłam mu prosto w oczy wyczekując odpowiedzi.

- Co najwyżej trochę siniaków.

- Zaraz znajdę ci coś na przebranie. - stwierdziłam zerkając na jego brudną od krwi koszulką.

*Pierwszy pocałunek*

Brunet po raz kolejny u mnie nocował z powodu swojego ojca. Leżeliśmy właśnie w moim łóżku i rozmawialiśmy na błahe tematy. Cały czas byłam w niego wtulona widząc, że nigdy by się do tego nie przyznał, ale potrzebował w takich chwilach bliskości drugiej osoby. Na co dzień mógł być skończonym chamem i brutalem, ale nie zmienia to faktu, że jest tylko człowiekiem. 

- Ostatnio słyszałam jak ten blondasek z twojej klasy chwalił się przed znajomymi, że całował się z Miko. - zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie dumę chłopaka, kiedy o tym opowiadał. Mówił o tym jakby to było nie wiadomo jak wielkie osiągnięcie, a każdy wiedział, że Miko całowała się już z co najmniej połową chłopaków ze szkoły. Poczułam jak na moją wypowiedź Makoto porusza się niespokojnie. Uniosłam głowę patrząc na jego twarz, jednak ten uparcie unikał mojego wzroku. - No nie gadaj, że też się z nią całowałeś? - zaśmiałam się jeszcze głośniej. 

- Pojebało cię do reszty?! - warknął patrząc na mnie oburzony. Przyjrzałam mu się dokładniej i nagle mnie olśniło.

- Hm...rozumiem. - uniosłam kącik ust i usiadłam brunetowi na udach.

- Co ty...? - uniósł się na łokciach, co wykorzystałam i przerywając mu, wpiłam się w jego usta. Pocałunek nie był czymś rewelacyjnym, był bardzo nieporadny, jednak zaliczyłabym go do przyjemnych. 

- Powiedziałaby, że teraz ty możesz się pochwalić, że poleciałeś w ślinę z panią "wiem to wszystko", ale ty byś się nie zniżył do ich poziomu. - jeszcze raz musnęłam jego usta, na co cicho sapnął.

Hanamiya Makoto ScenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz