15. Zwykły dzień rodzinki

83 4 0
                                    

Siedziałam w kuchni przy blacie, patrząc jak Makoto usiłuje nakarmić naszą już ośmiomiesięczną córkę. Niestety jak na razie więcej papki ze słoiczka wylądowało na jego twarzy niż w buzi Ainy. Mimo moich prób powstrzymania śmiechu, nie dałam rady, więc kiedy dziewczynka znowu splunęła na ojca zaczęłam się niepohamowanie śmiać.

- Możesz się zamknąć?! - warknął wyraźnie rozdrażniony.

- Wybacz, ale ten widok jest tak żałosny. - dalej się śmiałam podając mu ścierkę, którą wytarł się ze zmielonej marchewki.

- Zaczynam twierdzić, że to dziecko mnie nienawidzi. - westchnął zrezygnowany odstawiając na bok słoiczek i uparcie patrząc w rozradowaną twarz swojej pociechy. - I czego się szczerzysz? - mała brunetka wybuchnęła śmiechem, jakby usłyszała najlepszy żart jaki tylko istnieje. 

- Chyba za mocno się w ciebie wdałam skoro już od najmłodszych lat kocha irytować innych i robić im na złość. - zielonooki spojrzał na mnie mamrocząc coś pod nosem o tym, że to we mnie się wdała ze swoja głupotą, która już teraz się objawia. - Nie, spokojnie, jeśli o to chodzi to też twój gen. - gdyby wzrok mógł zabijać, to ja już dawno leżałabym martwa.

- Masz coś jeszcze do dodania? - udałam, że się zastanawiam.

- Mówiłam już, że jesteś głupi? - zapytałam poważnie.

- Tak słyszę to od ciebie już od kilku lat, dzień w dzień po przynajmniej siedem razy. - jego wzrok z powrotem padł na dziecko. - Błagam cię, nie wdaj się w matkę, bo nikt cię nie będzie chciał.

- Ej! Ty mnie chciałeś...osz w mordę. Aina, ojciec dobrze gada, nie popełniaj moich błędów, bo skończysz tak samo jak ja. - powiedziałam z szeroko otwartymi oczami, jakbym uzyskała informację, która właśnie zmieniła moje życie. W tym momencie szarooka ponownie się roześmiała. - Do czego to doszło?! Moja własna córka wyśmiewa mój marny los. - westchnęłam przykładając teatralnie rękę do czoła.

- Przypomnij mi...jaką ty klasę skończyłaś?

- Hm? Z rozszerzoną matematyką, fizyką i angielskim, a co? - chłopak popatrzył na mnie marszcząc brwi.

- Zastanawia mnie na jakim etapie zabłądziłaś dziecko.

- Ej, kōhai, trochę szacunku, co? - prychnęłam podchodząc do dziecka ze słoiczkiem. - A teraz patrz, senpai nauczy cię jak się karmi dzidzię, bo ty to jakiś nieporadny. - na łyżeczkę nałożyłam trochę pomarańczowej papki, której sama bym w życiu nie zjadła, bo nienawidzę marchewki. - I za mamusię. - Aina bez żadnego sprzeciwu wzięła do buzi jedzenie, na co posłałam mojemu chłopakowi triumfalny uśmiech. - No i co przeg... - nie dane mi było skończyć, ponieważ na mojej bluzce pojawił się obiadek córki. 

- Coś mówiłaś? - uśmiechnął się kpiąco, podając mi przy okazji ścierkę, którą sama mu wcześniej dałam.

- Tak, oficjalnie stwierdzam, że Aina, tak jak ja nienawidzi marchewki. Idź przynieś ten mus z jabłek, to powinna zjeść. - westchnęłam odsuwając słoiczek z resztką, jak się okazało, niedobrego jedzonka.

Hanamiya Makoto ScenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz