10.

4.3K 325 6
                                    

Nie cierpiałam szpitali. Nie lubie tych cichych korytarzy, widoku kroplówek i tego nie miłego zapachu, ktoś jest dosłownie w całym budynku. Od momentu, w którym Theo dowiedzial się, że nagle wyzdrowiał nigdy wiecej nie pojawiłam się w podobnym miejscu. Nawet poród odbył się w domu, no może to tylko przypadek bo mała szybko chciała wyjść na świat ale dom to dom. Nie rozmawiałam już więcej z Theo o naszym pocałunku. Był to dla nas krepujacy temat zwłaszcza w naszej obecnej sytuacji. I tak jest lepiej niż parę dni temu. Teraz przynajmniej ze sobą rozmawiamy. Nasze kroki odbijaly echo po szpitalnym korytarzu. Wszędzie widziałam pełno pielęgniarek ze strzykawkami i w tych swoich białych fartuszkach. Momentami chciałam się odwrócić i uciec ale pewnie wyszłabym na kompletna wariatke. Musiałam na prawdę mocno się powstrzymywać aby tego nie zrobić. Pielęgniarka, która nas kierowała do sali gdzie czekają na nas rodzice Theo uśmiechnęła się do mnie wskazała ręką pokój przy, którym się zatrzymaliśmy.  Weszłam do niego razem z Theo i zostaliśmy obściskani przez państwo Bartheza. Zaczęli składać mi kondolencje ale ja nie chciałam tam tego słuchać, dlatego poprosiłam abyśmy dokończyli  rozmowę w domu. Podczas powrotu w samochodzie panowała cisza. Domyśliłam się, że boją się cokolwiek powiedzieć ze względu na mnie. Nie lubie gdy ktoś się nade mną lituje, nie cierpię współczucia. Gdy już dojechaliśmy do domu po prostu usiadłam na kanapie i czekałam aż mama Theo powie mi o całym zdarzeniu.

Najpierw usiadła obok mnie łapiąc mnie za rękę pewnie w celu pocieszenia. Chciałam mieć już ta rozmowę za sobą więc przyjęłam wygodniejsza poze i czekałam.

- Twoja mama zaprosiła nas na kawę bo chciała o czymś z nami porozmawiać. - zaczęła mówić.

Gdy umilkła i nie powiedziała nic wiecej miałam ochotę zapytać czy to wszystko co ma mi do powiedzenia ale się powstrzymałam. Muszę pamiętać, że oni uszli ledwo z życiem i też cierpią, a ja nie mogę  wyładowywać swojego gniewu na nich.

- O czym chciała rozmawiać? - zapytałam łagodnie.

- Chciała zrobić wam niespodziankę i przyjechać do Portland w odwiedziny. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym poczuliśmy dziwny zapach. Jakby się ulatniał gaz. Mój mąż, Jeff chciał sam to sprawdzić ale zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić wybuchł piec w piwnicy. Twoja mama zaczęła panikować, że po Tobie zostały jej tylko pamiątki. Pobiegła do salonu ale, że znajdował się nad piwnica to podłoga nie wytrzymała i się zawaliła. Twoja mama .. - pojedyncze łzy popłynęły jej po policzkach. Przez chwilę myślałam, że nie dokończy gdy się odezwała - Twoja mama spadła wprost w płomienie, które spowodowane były wybuchem. Ogień szybko się rozprzestrzeniał po całym domu. Gdyby nie sąsiad, który zauważył dym i zadzwonił po pomoc nas też by tu nie było.

Wpatrywałam się w kobietę przed sobą i dopiero teraz do mnie doszło to co powiedziała. Moja mama zginęła śmiercią tragiczną. Żaden człowiek na to nie zasługuje, a już napewno nie ona. Każdy popełnia błędy ale nie do takiego stopnia żeby aż taka straszna karę otrzymać. Nie uroniłam łzy, ból po utracie bliskiej mi osoby został zastąpiony złością. Złością na cały świat, że to właśnie mi odebrano najcenniejszy skarb. Osobę, która dała mi życie, która mnie wychowała, która przez 9 miesięcy nosiła mnie pod sercem a potem każdego dnia się opiekowała. Moja mamę, kochaną mamę.

Udowodnij mi to. / 2 cz. "Po co mi facet?"/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz