-Śpiąca królewno - obudził mnie cichy szept mojej przyjaciółki. Na początku nie mogłam dojść do siebie i zrozumieć dlaczego mnie budzi.
- Co ty chcesz do cholery? - wysyczałam przez zęby za co dostałam poduszka w głowę.
- Wstawaj Naomi. Jest już siódma, a przed ósmą mamy być w parku, pamiętasz?
Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Dopiero teraz przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z ostatnich godzin. W pośpiechu wzięłam czystą bieliznę i wygodne ubranie i pobiegłam do łazienki by się trochę odświeżyć pod prysznicem. Gdy gorąca woda obmywała moje ciało, cały czas myślałam o mojej kochanej córce. Musi być strasznie wystraszona, taka bezbronna. Pomyślałam , że najlepiej będzie gdy zgłosze jej porwanie na policję ale narazie chciałam odnaleźć Theo. Może sama sobie poradze i odnajdę Polly. Gdy wyszłam z łazienki Amber czekała już na mnie przy drzwiach gotowa do wyjścia. Związałam włosy w ciasny warkocz a na nogi ubrałam wygodne białe tenisowki co w połączeniu z czarnymi legginsami i prostym tshirtem stanowiły wygodny ubiór. Nie wiadomo ile zajmie nam czasu szukanie Theo więc odpuściłam szpilki gdybym musiała szukać go godzinami.
- Gotowa? - zapytała mnie przyjaciółka patrząc na mnie uważnie.
- Mam nadzieję, że tak. - głęboko odetchnęłam i ruszyłam przed siebie do wyjścia z mieszkania.
~*~
Chodziłyśmy już godzinę po parku a jego jak nie było tak nie ma. Byłam strasznie zmęczona. Nie miałam żadnych nadziei już na to, że go znajdziemy. A co najgorsze jest to, że od niego zależy czy odzyskam córkę.
- Muszę odpocząć - powiedziałam do Amber i usiadłam na dobrze znanej mi ławce. To na niej, gdy Po była jeszcze niemowlakiem siedzielśmy z Theo godzinami karmiac gołębie. Wyciągnęlam paczkę papierosów i miałam zamiar zapalić gdy ujrzałam przed sobą cień osoby, która napewno nie była Amber bo powiedziała że jeszcze się rozejrzy gdy ja będę odpoczywać.
Podniosłam głowę i ujrzałam przed sobą mężczyznę. Był wysoki, po 30, dobrze zbudowany i ubrany w garnitur . Ale dopiero gdy spojrzałam mu w oczy, zorientowałam się, że przede mną stoi On.
- Theo .. - wyszeptałam a z ręki wyleciała mi paczka i zapalniczka.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Ale nie miałam pojęcia czy ze szczęścia czy ze złości.
- Cześć - powiedział i podrapał się po karku. Ogarnęła mnie złość. On umarł 10 lat temu, a teraz się nagle pokazuje, moje dziecko zostaje porwane a on zdobywa się tylko na głupie i bezsensowne 'cześć'?
- Ty draniu ! - nim się zorientowałam moja dłoń wylądowała na jego policzku. Nie odezwał się słowem gdy jego głowa odskoczyła w bok. - Nic nie powiesz? Tylko głupie cześć?
- Naomi, ja ..
- Nie ważne. Szukałam Cię bo chce odzyskać Polly.
- To gdzie ona jest? - zapytał z przerażeniem w oczach.
- Mnie pytasz? Najpierw twoi rodzice dzwonia i mówią, że nie żyjesz i mam nie przyjeżdżać na pogrzeb a po 10 latach nieznajomy mi facet mówi, że jeżeli chce odzyskać córkę to mam się wymienić z Julia za ciebie! Jeżeli chciałeś z nią być trzeba było powiedzieć a nie symulować swoją śmierć.
Słowa wyleciały z moich ust jedno za drugim. Nie przerywał mi, więc potwierdziły się moje przemyślenia. Długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku że wszyscy mnie oszukali tylko po to aby mógł być z Julia.
- Musimy odzyskać Po - powiedział łapiąc mnie za rękę. Przez moje ciało przepłynęlo miłe uczucie, które zignorowaam. Może i nadal go kocham ale nie pozwolę robić z siebie takiej idiotki. Chce tylko odzyskać córkę, a potem Theo już na zawsze zniknie z mojego życia. Zaprowadził mnie do czarnego samochodu, usiadłam na miejscu dla pasażera. Po chwili usiadł obok mnie i ruszyliśmy ciemnymi ulicami Seattle. Nie wiedziałam dokąd jedziemy, nie chciałam się go pytać. Bałam się cokolwiek powiedzieć, nie wiedziałam jak z nim rozmawiać. Stał się dla mnie obcym człowiekiem.
![](https://img.wattpad.com/cover/34400101-288-k84493.jpg)
CZYTASZ
Udowodnij mi to. / 2 cz. "Po co mi facet?"/
Romance2 czesc " Po co mi facet?". Naomi, Theo i mała Polly wyprowadzili sie do Portland. Młodzi rodzice chcą kontynuować edukacje na uniwersytecie z dala od Seattle. Przyjaciolka Amber towarzyszy im w nowym zyciu. Niestety pewna recepcjonistka, dawna mi...