Bylismy w drodze z Theo do kosciola. Pogoda byla wspaniala, slonce swiecilo a ptaki spiewaly. Nie cierpie zimna i deszczu wiec terazniejszosc mi odpowiadala. Szlismy w ciszy a mojej glowie panowal haos. Szczerze to mialam malutka nadzieje, ze bedzie tak jak dawniej. Stanie sie cud i Theo nagle wyzdrowieje. Miedzy innymi chcialam isc do kosciola odmowic modlitwę w jego intencji, nie chcialam mu podawac powodu naszej wizyty w kosciele bo wiem, ze nie chcialby tam wtedy isc.
Cała mszę myslalam tylko o Theo i o tym ile razem w zyciu przeszlismy. nie moze przeciez go od tak zabraknac. nie dawno stracilam matke, a teraz tracę meża ..
- Naomi, juz koniec - wyrwal mnie z zamyslenie Theo, ktory zlapal mnie za dlon chcac wyprowadzic ze swiatyni.
- Uhm poczekasz na mnie chwile przed kosciolem ? Chcialabym na chwile zostac sama - zapytalam go.
- Dobrze, bede czekal. Tylko szybko bo bede tesknil - ucalowal mnie w dlon i wyszedl.
Ukleknelam opierajac czolo na dloniach zacisnietych w pieść. Rozmyślalam o tak krotkim czasie w ktorym to wszystko sie wydarzylo. Pamietam jeszcze jak podszedl do mnie Theo na korytarzu i doslownie wymusil spotkanie, pamietam nasz pierwszy raz i to jak dowiedzialam sie o ciazy. On zawsze był obok mnie, bez wzgledu na wszystko.
- Naomi ? - uslyszalam glos osoby stojacej nade mną. Spojrzalam w gore i zobaczyłam ojca Eugene, tego same ktory odprawial msze zalobna mojej mamy. - Cos sie stało ?
- Witam ojcze. nie, dlaczego mialoby cos sie stać? - zapytalam nie wiedzac o co mu chodzi, przeciez kazdy czlowiek moze przyjsc i zmowic modlitwę.
- Placzesz - powiedzial a ja dopiero teraz poczulam lzy splywajace po moich policzkach.
- Och to nic - otarlam twarz a on usiadl obok mnie. Przech chwile sie nie odzywał po czym zlapl mnie za dlon i spojrzał na mnie.
- Chodzi o Theo, prawda ? - wyszeptał a ja zaniemowilam. Widzac moj szok na twarzy usmiechnal sie smutno. - Tak, wiem o chorobie Theo, ktora postanowila wrocic. Przed pogrzebem twojej mamy, wtedy w salonie wszystko mi powiedzial.
Byłam w szoku. Ja dowiedzialam sie przez przypadek. A co gdybym nie miala o tym zielonego pojecia a on nagle by umarł ?
- Nie bądź na niego zła. Powiedzial mi jaka jest miedzy wami sytuacja. Bał się, ze gdy ci powie zlitujesz sie nad nim i wszystko mu wybaczysz. chcial sprawiedliwości - powiedzial widząc moje zawachanie.
Milczałam, bo co mam mu powiedzieć ? Że czuje jakby ktos mi wyrywał serce wiedząc, ze nie dlugo moj ukochany maz umrze ? Ze czuje sie podle żądajac aby udowodnij mi swa milosc do mnie ?
- Nie poradze sobie bez niego .. - wyszeptalam miedzy pociagnieciami nosem. Łzy teraz lały sie strumieniami.
- On bedzie nad wami czuwał kochana. Polly bedzie miala aniola stroza - probowal mnie pocieszyć, probowal mnie uspokoić. Ale ja juz ledwo lapalam oddech, bylam zbyt wystraszona utratą Theo.
- Ojcze .. czy cuda się zdarzają ? - nie wiem dlaczego sie go o to zapytalam. Może i nie jestem gleboko wierzacą osoba ale wierze w milość. Wierze w jej potęgę, moze ona pokona wszystko ?
- Owszem cuda sie zdarzaja. Trzeba tylko wierzyć, że sie uda. Trzeba dązyć to wyznaczonego celu. Trzeba znać wartosc zycia - objal mnie przez chwile ramieniem po czym wstal o odszedl w strone oltarza znikajac za drzwiami zachrystii.
Siedzialam jeszcze pare minut zeby ochlonąć. nie chce zeby Theo widzial mnie w takim stanie. nie chce zeby widzial jak bardzo cierpię wiedzac, ze nie dlugo nie juz nie bedzie obok mnie.
Wyszlam przed kosciol i zobaczyłam go z bukietem roz w rece. Stanelam w miejscu nie wiedzac co robić, nigdy nie robil mi takich niespodzianek.
-No juz myslalem, ze bede musial po ciebie isc - wreczył mi bukiet i pocalował w usta. Był to krotki calus ale pelny pozadania.
- Dziękuję. A z jakiej to okazji ? - przysunelam kwiaty do nosa i zaciagnelam sie powietrzem tak cudownie pachnialy.
- Dla najpiekniejszej zony na swiecie - zlapal mnie za reke i ruszylismy przed siebie.
Spacerowalismy tak do poznego wieczora. rozmawialismy na przerosne tematy. wspominalismy czasy kiedy pierwszy raz sie spotkalismy i jak to Theo wkradl sie do mojego pokoju przez okno. Nie moge uwierzyć, ze spotkalismy sie dzieki mojemu bylemu chlopakowi. Tak na prawde to jestem wdzieczna Thomasowi, ze mnie wtedy zostawił. Dzieki niemu jestem teraz żoną Theo.
Dochodzila godzina 22 gdy stanelismy przed drzwiami do naszego pokoju. Bylam okropnie zmeczona wiec od razu skierowalam sie pod prysznic. Gdy juz wyszlam z lazienki mialam tylko jeden cel - poloyć sie obok ukochanego mezczyzny i zasnąć. jednak gdy weszlam do pokoju ujrzalam Theo, ktory husteczkami probowal zatamować krew lecacą mu z nosa.
- Jezu Theo co sie dzieje?! - podbieglam do niego podajac mu przy okazji husteczki.
- To przez tabletki, sa tak mocne. Lekarz mnie ostrzegał, ze moga pojawic sie takie powiklania. to nic takiego, juz przechodzi.
Pomoglam mu sie dostac do lazienki aby przemyl twarz i juz po paru minutach lezelismy razem w lozku. Wtulilam sie w niego i wsluchiwalam sie w jego oddech.
- Dziekuję - powiedzial po chwili tak cicho ze ledwo go uslyszalam.
- Yhm za co ? - zapytalam.
- Za to, ze jesteś. Za Polly i za ten wspolnie spedzony czas. Tak bardzo Cie Kocham Naomi - ostatnie slowa powiedzial szeptem.
- Ja Ciebie też Kocham Theo. Dziekuje za wszystko. a teraz śpij. - pocalowalam go w czubek glowy i po paru sekundach usnelam z usmiechem na ustach.
CZYTASZ
Udowodnij mi to. / 2 cz. "Po co mi facet?"/
Romantizm2 czesc " Po co mi facet?". Naomi, Theo i mała Polly wyprowadzili sie do Portland. Młodzi rodzice chcą kontynuować edukacje na uniwersytecie z dala od Seattle. Przyjaciolka Amber towarzyszy im w nowym zyciu. Niestety pewna recepcjonistka, dawna mi...