36🌼

2.6K 459 137
                                    

- Mamo, tato!

Żaneta wpadła do mieszkania, z trudem powstrzymując łzy. Rzuciła się swoim rodzicom na szyje, po czym mocno ich przytuliła; po raz pierwszy w życiu myślała, jeszcze kilkanaście godzin wcześniej, że już nigdy ich nie zobaczy i dopiero wtedy zrozumiała, jak bardzo ich kochała, nawet jeśli czasem ją denerwowali.

- Żańciu, co się stało? - zapytał zdumiony pan Majewski, bo nie przypominał sobie, by córka była wykazywała w ich kierunku tyle uczuć od dzieciństwa.

Żaneta jednak znajdowała w nich wtedy oparcie nie tylko po traumatycznych wydarzeniach, ale też po tej karuzeli emocji, którą wywołał w niej Tezeusz.

- Nic, tato. Po prostu bardzo was kocham - wyznała, ściskając ich jednocześnie. - Naprawdę - dodała, odsuwając się nieco, by na nich spojrzeć.

Pan Majewski wciąż wyglądał na zdezorientowanego, jednak jego żona zrozumiała natychmiast.

- My ciebie też - odparła wzruszona, gładząc córkę po głowie. - Mówiłam, że ta praca jest zbyt niebezpieczna...

- Taka praca, ale... No, tym razem było blisko.

- Grindelwald, prawda? - zapytał pan Majewski, zrozumiawszy sytuację.

- Jest silniejszy niż się nam wydaje - przyznała Żaneta smutno, wzdrygając się na samo wspomnienie błękitnych płomieni, które pochłonęły Letę, innych Aurorów. - Ale nie chcę o tym teraz rozmawiać. Dostałam urlop, zastanawiam się... Może pojadę do Polski? Choćby na dzień czy dwa?

- Jeśli będziesz chciała, to załatwię ci szybki transport - zaoferował pan Majewski.

- Dzięki, tato. - Żaneta pokiwała głową. - Idę się umyć... - dodała, o niczym tak wtedy nie marząc, jak o wodzie, która mogłaby go oczyścić z tego wszystkiego. Pomyślała, że wyjazd do Polski naprawdę dobrze jej zrobić... Tam chociaż dane byłoby jej przemyśleć to wszystko, co czuła.

Tezeusz także nieustannie próbował z siebie to wszystko zmyć. Gdy wziął jednak wyjątkowo prysznic następnego ranka, wcale nie poczuł się lepiej. Nie miał chęci do czegokolwiek. Nagi usiadł na swoim łóżku, oparł łokcie o kolana i wlepił wzrok w podłogę, zastanawiając się, co ze sobą zrobić.

Wszędzie były rzeczy Lety, które nie pozwalały zapomnieć o niczym. W szafie wisiały jej ubrania, jej kosmetyki stały na toaletce tak, jak zostawiła je przed wyjazdem do Paryża, na szafce nocnej wciąż znajdowała się jej szczotka. Tezeusz chciał się tego pozbyć dla świętego spokoju, lecz nie znajdował siły.

Nie kochał jej już. Przyznał to wreszcie sam przed sobą, choć było to cholernie trudne. I, zdawało się, ona także go nie kochała. Zastanawiał się tylko od kiedy ich narzeczeństwo było fikcją? Czy zainteresowała się nim tylko dlatego, że lata wcześniej nic nie wyszło jej z Newtem i próbowała do niego w ten sposób dotrzeć? Tego Tezeusz miał już nigdy się nie dowiedzieć.

Myślami znowu uciekał do Żanety, bo kojarzyła mu się z komfortem, ze spokojem, dobrym słowem... Ile wtedy by oddał, by chociaż przyniosła mu herbatę i uśmiechnęła się, tylko tyle... Nikt inny przecież nie potrafił go tak pocieszyć. Poza tym, nie wyobrażał sobie, że za moment weźmie się za przygotowywanie sobie śniadania; nie miał na to siły. Wiedział, że będzie musiał zjeść gdzieś na Pokątnej, a może nawet w Hogsmeade, choć wychodzenie do ludzi też mu się w tamtym momencie nie uśmiechało.

Zmusił się wreszcie do wstania, wzdychając głęboko, aż wreszcie coś mu się przypomniało.

Chusteczka od Żanety. Wciąż miał ją kieszeni spodni.

Prędko ją odnalazł i na szczęście tam była: biała, mała, ze stokrotkami wyhaftowanymi na rogach. Niby nic, a jednak tak wiele... Serce biło mu szybciej, gdy na nią patrzył, choć nie był jeszcze pewien, dlaczego. Choć ocierał tą chusteczką łzy, kojarzyła mu się tylko z miłymi rzeczami i obiecał sobie, że ją zachowa. Głupia rzecz, a jednak dawała mu szczęście w tamtej okropnej sytuacji.

Ostatecznie podszedł do szafy, zmuszając się do wybrania dla siebie jakichś ubrań. Po tym postanowił, że odwiedzi Newta, bo przecież jego też prawie mógł stracić tamtej nocy... I zrozumiał, jak mało czasu ze sobą spędzali, jak się od siebie oddalili przez pracę. Ich rodzice nie popierali kariery Newta, ale Tezeusz mimo wszystko był już z niego dumny. Gdyby tylko jeszcze tak często nie pakował się w kłopoty...

Mężczyzna schował chusteczkę do kieszeni marynarki, a następnie deportował się pod drzwi mieszkania brata; wtedy wszędzie mógł poczuć się lepiej niż u siebie. Nie musiał czekać długo na to, by Newt mu otworzył - i był wyraźnie zaskoczony tamtą wizytą.

- Cześć... Obudziłem cię? - zapytał Tezeusz, zdając sobie sprawę, że było naprawdę wcześnie.

- Nie, nie - odparł Newt, choć wyglądał na nieco zaspanego. - Właśnie chciałem robić śniadanie. Wejdź.

Na słowo śniadanie w żołądku Tezeusza coś się przewróciło, zwłaszcza, że nie miał nic w ustach od poprzedniego dnia. Ruszył jednak za bratem w milczeniu do kuchni, gdzie usiadł przy stole. Newt podszedł do blatu, nie zaczął jednak nic robić, tylko odwrócił się przodem do Tezeusza.

- Jak się trzymasz? - zapytał starszy.

Newt nie wiedział, co odpowiedzieć.

- A ty? - zapytał jakby w ramach obrony.

- Nie trzymam się - przyznał Tezeusz, po czym nieświadomie złapał się za kieszeń, gdzie trzymał chusteczkę, szukając wsparcia. - Muszę zabrać jej rzeczy z mieszkania, ale nawet nie wiem, jak się do tego zabrać.

Newt nie musiał dopytywać; rozumiał brata. Chcąc jakoś się uspokoić, odwrócił się do blatu i zaczął rzeczywiście zabierać się za śniadanie.

- Nie wiem, czy będę w stanie ci pomóc...

- Nie chcę cię nawet o to prosić, Newt - przerwał mu Tezeusz. - Najlepiej by było, gdyby w ogóle zrobił to ktoś inny niż my...

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, gdy nagle Tezeusz usłyszał gdzieś za sobą odchrząknięcie.

- Dzień dobry.

Obaj bracia odwrócili głowy w tym samym momencie, jednak z różnymi reakcjami. Newtowi dosłownie opadła szczęka - nie widział, jak kładła się w takim stroju. Tezeusz był przez moment zaskoczony, a następnie na jego twarzy wymalowało się oburzenie. Na chwilę zupełnie zapomniał o swoich troskach.

Ujrzał ujrzał czarnowłosą kobietę w czarnej, lekkiej koszuli nocnej sięgającej tuż przed kolana, opartą nonszalancko o framugę i doskonale wiedział, kim była.

- Co ona tu robi? - zapytał, patrząc to na brata, to na nią i zastanawiając się, co pomiędzy nimi zaszło. Jenna uniosła jedną rękę, by mu szyderczo pomachać.

- Milutko, Scamander - powiedziała, patrząc na Tezeusza z triumfalnym uśmiechem. - Nie martw się, wbrew pozorom nie będę wam przeszkadzać. Idę do zwierząt - dodała, odchodząc nonszalancko w stronę piwnicy z różdżką w ręku.

Tezeusz spojrzał na brata z niedowierzaniem.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz