Żaneta nie spodziewała się, że wyląduje ponownie w mieszkaniu Tezeusza tak szybko, ale oto była w jego kuchni po raz kolejny, dziękując mu za szklankę wody, którą jej wręczył, zaledwie kilka godzin po wyjściu stamtąd.
- No, dziś już lepiej bez wina - powiedziała Żaneta, wziąwszy spory łyk zbawiennego wtedy napoju.
- O tak. Dziś woda. - Zaśmiał się Tezeusz, biorąc szklankę też dla siebie. - Choć trochę żal, że nie powinniśmy dziś ruszać alkoholu... Moglibyśmy poświętować twój awans.
- Nie wiem, co temu Traversowi odpaliło... - Żaneta pokręciła głową sama do siebie, wciąż jeszcze trochę w to wszystko nie wierząc. - On mi się jawił jako taki facet, który awansu nigdy nie daje. I w ogóle jako nieprzyjemny typ. A dzisiaj co? Jaka pani odważna, jaka pani świetna...
- Słuchaj, w styczniu minie rok, jak tu pracujesz, a zrobiłaś więcej niż niektórzy pracujący tu dłużej. Ja uważam, że jak najbardziej zasługujesz - przekonywał ją Tezeusz, a mówił to z takim zapałem, że Żanetę naprawdę to poruszało.
Poczuła gulę w gardle. Po części przez to, że to on to mówił, a po części przez to, że ktoś ją wreszcie naprawdę doceniał, nie wspominając o tym, że "jeszcze nie znalazła sobie męża".
- Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie... - zaczęła i już wiedziała, że nie powstrzyma rozklejenia się. - Cholera, no czemu mnie to wzruszyło teraz - dodała, przeklinając w duchu to, że przed miesiączką potrafiła rozpłakać się nawet bez powodu.
- Och, Janet. - Tezeusz odstawił szklankę i podszedł do niej bliżej, chcąc dodać jej otuchy, ostatecznie zawahał się jednak przed dotknięciem jej.
- Weź, nie patrz, jak się mażę. I nawet nie wiem dlaczego - powiedziała, pospiesznie ocierając łzy, zanim te zdążyły wypłynąć poza jej oczy.
- Nie musisz się przy mnie wstydzić, naprawdę. - Tezeusz wreszcie pozwolił sobie dotknąć jej ramienia i zatrzymać tam swoją rękę na dłużej, nie wiedząc nawet, jak bardzo tym nią wstrząsnął. - Ja już też przy tobie płakałem.
- Ale miałeś powód.
- Emocje to nic złego, nie? - ciągnął Tezeusz, gładząc ją delikatnie po ramieniu. - Ja wiem, że ty też masz takie wielkie serce... Chciałbym takie mieć.
- A ty myślisz, że ty nie masz wielkiego serca? Zapraszając mnie tu i oddając część swojego naparu?
- Którego bez ciebie bym nie miał - zauważył Tezeusz, śmiejąc się. Po tym, doznawszy nagłego zastrzyku weny, sięgnął do kieszeni, gdzie jak zawsze trzymał chusteczkę od niej.
Żanecie o mało nie stanęło serce na ten widok. Znowu miał ją przy sobie...
- I teraz też ci się odwdzięczam - powiedział Tezeusz i już chciał otrzeć jej policzek przy pomocy chusteczki, gdy złapała go nieoczekiwana trema. Nie miał pojęcia, skąd się wzięła, ale perspektywa takiego dotyku znikąd go przeraziła. Podczas gdy Żaneta próbowała złapać oddech, on niezręcznie wycofał rękę, by wręczyć jej chusteczkę do dłoni.
Żaneta zaczęła się wycierać, a Tezeusz odwrócił się od niej, by zacząć przygotowywać napar, ale też ochłonąć. Nie miał pojęcia, czemu tamten krótki moment tak bardzo nim poruszył, ale w tamtej chwili postanowił się nad tym nie zastanawiać i zwyczajnie zająć się zwalczaniem wciąż męczącego go bólu głowy.
- Masz jeszcze jakieś ciekawe sposoby na inne dolegliwości? - zapytał, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę.
- Wiesz, nie lądowałam w Ambulatorium aż tak często, szczerze mówiąc. W przeciwieństwe do Waldka... - mówiła już uspokojona, odkładając chusteczkę na blat, o który się opierała. - On przez tego Quidditcha ciągle miał jakieś kontuzje. A wtedy już go składali eliksirami, no i zaklęciami uzdrawiającymi... Znam ich trochę, ale to nic wyjątkowego. Każdy Auror je zna, tak czy nie?
- Oj, przyznam, że ja musiałbym ich sobie trochę przypomnieć. - Tezeusz podrapał się po szyi, ponownie się do niej odwracając, podczas gdy woda na napar zaczynała się grzać. - W czasie wojny sporo ich pamiętałem, a teraz...?
- O właśnie... Myślałam, że musisz walczyć na wojnie, żeby dostać awans u Traversa.
Tezeusz zaśmiał się, po czym prędko spoważniał
- Wiesz, w sumie... Czy to, co prowadzimy z Grindelwaldem, to już nie jest wojna? Cały świat drży tylko przed momentem, aż on wypowie ją mugolom... - Westchnął. - Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Ja też nie. - Żaneta wzdrygnęła się znacznie, po czym złapała się za czoło. - Wiesz co, na trudnych tematach skupimy się, jak głowy nas przestaną boleć.
- O widzisz, jak zwykle wiesz, co powiedzieć. Już wiesz, skąd ten awans?
Żaneta wyjęła swoją różdżkę, by ostatecznie doprowadzić swoją twarz do porządku, gdy w jej głowie pojawiła się smutna myśl.
- Czyli co... Już nie będziemy pracować w jednym biurze? - zapytała, kiedy to wszystko wreszcie do niej dotarło.
- Co? - wydusił Tezeusz, patrząc na nią z uniesionymi brwiami. - Znaczy... Znaczy, zastępcy w sumie mają swoje osob... Och. - Mężczyzna zdał sobie sprawę, że mogła mieć rację i tępo wbił wzrok gdzieś przed siebie.
Zapadła niezwykle niezręczna cisza, taka, że Żaneta aż poczuła to na własnej skórze. Przytuliła ręce do siebie, desperacko myśląc o tym, jak tamtą atmosferę naprawić, choć jednocześnie zwalczała smutek w piersi - przecież też nie chciała zostać z nim rozdzielona, nawet jeśli czuła, że powinna.
- Nie no, nawet jak nas rozdzielą, to nadal mogę przynosić ci herbatę. - Zaśmiała się nerwowo, ale Tezeusz zdawał się jej nie słyszeć.
Wpatrywał się w jakiś punkt na kuchennej szafce, a w jego bolącej głowie tworzył się nieco egoistyczny plan; zastanawiał się, czy uda mu się w razie wypadku przekonać Traversa do tego, by Żaneta została w jego biurze. Tezeusz przecież nie potrzebował już żadnej innej asystentki, potrzebował po prostu jej. Nie myślał o tym, skąd te myśli się brały, pragnął tylko się dowiedzieć, jak to z tymi biurami będzie... Że też wcześniej o tym nie pomyślał.
- Tezeusz? - zapytała Żaneta po dłuższej chwili ciszy. - Wszystko w porządku?
- Przepraszam, zamyśliłem się - odparł pospiesznie. - A co do herbaty, to może masz ochotę?
- No nie wiem. Wczoraj też miała być tylko herbata.
- A dziś herbata i napar - przekonywał, już bez zawahania wyciągając dla nich kubki. - Poza tym, jest jeszcze dość wcześnie.
Żaneta westchnęła i wbiła wzrok w sufit, jakby ten mógł pomóc tej beznadziejnej sytuacji, w której się znajdowała. Kolejny raz zadawała sobie to pytanie: dlaczego musiała być w nim zakochana, co czyniło każdą rozmowę dziesięć razy trudniejszą? Tyle lat udało jej się przeżyć bez zainteresowania kimkolwiek, ale nie, musiał przyjść ten Scamander - niecały rok temu - i przypomnieć jej, jak męcząca była miłość.
Średnio na jeża ta miłość. Przereklamowana.
- Nie umiem ci odmawiać - powiedziała głośno, bo nie umiała już tego w sobie zdusić. - Nie wiem, czy to dlatego, że jesteś moim szefem, czy...
- W zasadzie już nie jestem twoim szefem - przerwał jej, nie czując wagi jej słów.
- Ale w sumie nadal jesteś wyżej niż ja - kłóciła się, porzucając wcześniejsze wyznanie.
- Ale gdy mnie nie ma, to jesteśmy na równi... Czyli jestem tak... Szefem u twoim boku?
- Nie no, nadal masz decydujący głos...
- Ale teraz wszystko będę konsultował z tobą - zapowiedział. - I w zasadzie nie mogę się doczekać.
Żaneta zaczęła się wtedy zastanawiać, jak odporna na ciepło była podłoga Tezeusza, bo to stanowiło tylko kwestię w czasu, zanim blondynka się w nią wtopi.
CZYTASZ
Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz Scamander
Fanfiction🌼 Szkolne lata zostawiają w każdym człowieku masę wspomnień, a wyjątkiem od tej zasady nie jest Żaneta Majewska, która przez trudną sytuację w ojczyźnie wraz z rodzicami przeprowadza się do Wielkiej Brytanii. Zdolna czarownica zaczyna pracować u bo...