66🌼

1.5K 291 54
                                    

Z pomocą Jenny Żaneta była gotowa jako pierwsza i od razu ruszyła do kuchni w piekarni Jacoba, gdzie miało odbyć się wesele. Tam ubrała fartuch, nie chcąc zniszczyć sukni, którą sama sobie wyczarowała. Była ciemnofioletowa, z niewielkim dekoltem i długimi, trochę bufiastymi rękawami. O włosy zadbała Jenna, która upięła je jej w niewysokiego koka, zajęła się także makijażem - przez to Żaneta uważała, że był trochę za mocny, jednak brunetka przekonywała, że zwali ważniaka z nóg.

I najważniejsze: na jej nadgarstku znalazła się bransoletka od niego, na którą samo patrzenie poprawiało jej humor.

Pomocnik Jacoba, Albert, dał jej do spróbowania pierogi, a ona z radością to zrobiła... I wręcz się rozpłynęła.

- Jak w domu. - Uśmiechnęła się. - Pierogi jak dla mnie są idealne, Albert. Pokaż teraz te gołąbki.

Chłopak już chciał to zrobić, gdy z innego pomieszczenia wybrzmiał głos Jacoba:

- Albert, nie zapomij o pierogach!

- Tak jest, szefie - odparł mu pracownik, ponownie znikając w kuchni, a Żaneta zaśmiała się pod nosem, bo pieroga miała akurat w ustach.

- Albert! - krzyknął nagle. - Nie więcej niż osiem minut dla klusek.

- Dobrze, szefie.

- Miły chłopak, nie widzi różnicy pomiędzy pasztecikami, a gołąbkami, ale...

- Kochanie! - Żaneta usłyszała głos Queenie z drugiego pomieszczenia, kiedy sama akurat próbowała gołąbki. - Newt nie wie, o czym ty mówisz, ja też nie wiem, a ty dziś nie pracujesz - dodała, również zabierając się za jego krawat.

- Och, ale ja wiem doskonale, o czym mówi - wtrąciła Żaneta, która wsadziła tylko głowę do pomieszczenia. - I doprawiłabym gołąbki. Dasz mi wolną rękę, Jacob?

- Pewnie, jasne... - odparł Kowalski, a Żaneta ledwie zrobiła kilka kroków z powrotem w głąb kuchni, gdy poczuła nieprzyjemny zapach spalenizny. Jacob najwyraźniej też go poczuł, i to z drugiego pokoju.

- Co to za zapach? Dlaczego coś jakby się paliło? Albert!

Podczas gdy Żaneta pomagała panu młodemu zażegnać kryzys w kuchni, przed piekarnią zebrał się niezły tłum. Nie miała pojęcia, że wśród nich był też ten, na którego czekała najbardziej.

- O, kogo ja widzę - powiedziała Jenna. - Ważniak w garniaku, czyli w swoim żywiole.

- Świetnie wyglądasz, Lally - rzucił Newt do Eulalie, która ubrana była w ciemnoturkusowy kostium.

- Dziękuję, Newt, doceniam - odparła z uśmiechem. - Lecę do środka, obiecałam pomóc Tinie - dodała, po czym zniknęła za drzwiami piekarni.

- Ja w zasadzie też zobowiązałam się pomóc, więc... Widzimy się w środku - powiedziała Jenna i już położyła rękę na klamce, gdy ostatni raz odwróciła się do Tezeusza. - Ej, ważniak, jakby co, to Janet jest już dawno w środku. Pomaga Jacobowi z... Nawet nie będę próbowała tego wymówić.

Tezeusz poczuł to wszystko w sercu. Sama myśl, że zaraz zobaczy Żanetę, jeszcze do tego pięknie ubraną i wyszykowaną sprawiała, że miękły mu kolana. Czuł, że to był ten wieczór, w który wszystko się zmieni, i że już nic im nie przeszkodzi.

Jednym z najlepszych wyznaczników tego, że tamten wieczór był wyjątkowy był fakt, że, choć sam w to nie wierzył, odpowiedział Jennie:

- Dzięki.

Brunetka zniknęła za drzwiami, a Tezeusz wykorzystał tę chwilę, by popatrzeć, jak spogląda za nią jej brat, niemalże chory z miłości.

- Dobra, to popatrz na mnie, jak wyglądam? - zapytał Tezeusz, wywołując śmiech u brata. - Mogę tak do niej iść? - zapytał po części żartobliwie, a po części serio, szczerze chcąc zrobić na niej dobre wrażenie.

Newt wciąż się śmiał, a wtedy Tezeusz przyciągnął go do siebie.

- Wszystko w porządku? - zapytał, wiedząc, że jego brat denerwował się przemówieniem, które miał wygłosić jako świadek.

- Wyglądasz dobrze - zapewnił Newt.

- Ale z tobą jest dobrze?

- Tak, jest okej...

- Nie denerwujesz się chyba, co? - dopytywał Tezeusz, trzymając rękę na jego ramieniu. - Nie możesz się denerwować jakimś przemówieniem po uratowaniu całego świata.

I z tymi słowami go zostawił, bo sam udał się do środka.

Atmosfera tamtego wieczoru była zupełnie niepowtarzalna, tak ciepła, tak wesoła... Tak inna od tego, co przeżywali w ostatnich dniach, nawet miesiącach. Tamta piekarnia stanowiła jakiś azyl, w którym wypełniały ją same dobre uczucia, co tylko dodawało Tezeuszowi odwagi.

Od razu ruszył do kuchni wedle instrukcji, a tam odnalazł ją dyskutującą z Jacobem na temat jakiegoś dania. Przez chwilę stał po prostu w drzwiach, nie chcąc im przerywać i jednocześnie móc patrzeć na nią z boku, przy tym zwyczajnie zakochując się po raz kolejny.

- Dobra, Jacob, wszystko jest w zasadzie gotowe, to ja nie będę ci się już tu wtrą... - Żaneta już chciała wyjść z kuchni i zaczęła rozwiązywać fartuch, stanęła jednak jak wryta, kiedy zobaczyła, kto stał w przejściu. - Och.

Tezeusz wreszcie mógł spojrzeć na nią od przodu i, tak jak się spodziewał, wyglądała ślicznie. Nie było niczego, co mu się nie podobało, zresztą zaślepienie miłością robiło swoje. Miał wrażenie, że nigdy jeszcze się tak nie czuł, że dopiero teraz wiedział, czym naprawdę była miłość.

Ona też nie mogła się napatrzeć, nawet jeśli nie różnił się tak bardzo od swojego codzienniego wyglądu w pracy. Ot, taka była specyfika tego głupiego uczucia, jakim była miłość - kazała doceniać nawet to, co zupełnie błahe.

- A ty co robisz w kuchni, Scamander? Będziesz kucharzyć? - zaczęła się droczyć, by nie powiedzieć niczego głupiego.

- Szukam kucharki - odparł bez zastanowienia, czym rozpalił jej policzki.

- Nie ma tu takiej. - Żaneta ostatecznie zdjęła fartuch, po czym odwiesiła go na wieszak przy drzwiach. - Jest tylko bardzo spanikowany pan młody, kucharz i testerka.

- W takim razie mogę porwać testerkę? - zapytał bez zawahania, kolejny raz w przeciągu tylko kilku minut łapiąc ją za serce.

Nie potrzebował odpowiedzi, bo wszystko było wypisane na jej twarzy. Wyszli do pomieszczenia obok, trzymając się na razie z dala od krzątających się po całej piekarni gości.

- Wyglądasz przepięknie - powiedział Tezeusz cicho, nie chcąc już marnować ani chwili.

Żaneta wzięła głęboki wdech, co było sposobem na przyjęcie tamtego komplementu.

- Ty też niczego sobie, panie Scamander. Chociaż gdybym mogła coś poprawić... - Podeszła do niego bliżej i pozwoliła sobie poprawić mu krawat. - O. Idealny pan ważniak teraz.

Tezeusz wyglądał na oburzonego tym określeniem z jej ust.

- No wiesz? Pracujemy prawie na tym samym stanowisku, dlaczego tylko ja jestem ważniakiem?

- Myślę, że dużo też zależy od nastawienia, wiesz? - Droczyła się. - I od poziomu zakochania w Ministerstwie Magii.

Żaneta nawet nie wiedziała, że tamtego wieczoru Tezeusz zamierzał zamienić tę "miłość" do Ministerstwa na znacznie piękniejszą.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz