7🌼

4.6K 781 287
                                    

Zimny, nieprzyjemny poniedziałek był dniem, który Tezeusz i Żaneta zaczęli od mnóstwa papierkowej roboty. Siedzieli naprzeciw siebie i pracowali intensywnie, rzadko kiedy w ogóle się odzywając.

Tezeuszowi było ciężko. Nie potrafił tamtego dnia skupić się na pracy - dzień wcześniej znowu pokłócił się z Letą, co go stresowało. Była jego narzeczoną, niedługo mieli wziąć ślub, żyć razem, a on zaczynał mieć coraz więcej wątpliwości... Te myśli sprawiały, że literki w dokumentach mu się zlewały, a głowę rozpierał ból: nie pomogła nawet herbata z mlekiem, która wcześniej czekała na niego w gabinecie, już niemal tradycyjnie, tuż po przyjściu do pracy.

W końcu Tezeusz westchnął głęboko i zniżył się niedbale w swoim krześle, odsuwając je od biurka.

- Zróbmy sobie przerwę, bo już nie mogę wytrzymać - powiedział wręcz błagalnym tonem, na co Żaneta uniosła zaskoczony wzrok znad dokumentów.

- Coś się stało? - zapytała, delikatnie odkładając pióro, którym pisała.

- Strasznie boli mnie głowa - przyznał Tezeusz, wzdychając kolejny raz. - Może chodźmy coś zjeść w kafejce czy...

- To ja przyniosę - przerwała mu kobieta. - Tam zawsze jest straszny tłok i hałas, nie pomoże na twoją głowę.

Tezeusz popatrzył na nią z niedowierzaniem. To były słowa, o których nawet nie wiedział, że w tamtym momencie marzył.

- Dziękuję, to jest... To bardzo miłe z twojej strony - odparł jej ze szczerą wdzięcznością, czując się, jakby jego głowę miało coś rozwalić.

- To nic takiego, naprawdę - powiedziała Żaneta, wstając. - Masz na coś ochotę? - zapytała z uśmiechem.

- Na coś ciepłego - powiedział tonem dziecka, które nie było karmione od kilku dni.

- Załatwione - odparła mu Żaneta i prędko wyszła z biura.

Tezeusz podziękował w duchu losowi za to, że trafiła mu się tak pogodna asystentka, jak Żaneta. Dzięki temu lubił przychodzić do pracy, bo tam spotykało go choć trochę optymizmu, w przeciwieństwie do tego, co ostatnio zastawało go w domu. Mężczyzna chciał jeszcze na tę krótką chwilę wrócić do dokumentów, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę - powiedział, poprawiając od razu swoje usadowienie, by wyglądać profesjonalnie.

Jak się okazało, nie było to potrzebne. Drzwi otworzyły się, a Tezeusz ujrzał swojego brata - ucieszyło go to, bo nie miał ochoty użerać się z nikim z Ministerstwa.

- Newt - powiedział, od razu wstając, by przywitać się z nim.

- Cześć - odparł Newt, delikatnie odwzajemniając uścisk brata, którym tamten od razu go obdarzył.

- Co cię tu sprowadza? - zapytał Tezeusz.

- Chciałem wiedzieć, czy... Czy są jakieś postępy - wyjaśnił Newt, niezręcznie poprawiając swój niebieski płaszcz. Tezeusz westchnął, bo nie miał dobrych wieści dla brata, który starał się o zezwolenie na opuszczenie kraju.

- Wiesz, że oni są nieubłagalni, Newt. Trzeba czekać. Obiecuję, że gdy tylko będę coś wiedział, dam ci znać - wyjaśnił mężczyzna, na co jego brat pokiwał głową, choć ze smutną miną.

- To cię tak bardzo dobija? - dopytywał Tezeusz, który martwił się o niego. Odkąd Newt wrócił z Nowego Jorku, chodził jakby... Przygnębiony.

- Co? Nie, nie - odparł młodszy jakby wyrwany z transu.

- Dalej chodzi o tę dziewczynę? - drążył Tezeusz. - Kto to jest, że ty aż...

- Nie, to nie o to chodzi - zaprzeczył Newt prędko, unikając wzroku swojego rozmówcy. - A jak u ciebie i Lety? - dodał, najwyraźniej pragnąc zmienić temat.

- Dobrze - odparł Tezeusz niemal automatycznie, nawet jeśli nie było to do końca zgodne z prawdą. - Całkiem dobrze.

Newt pokiwał głową i znowu zbliżył się do drzwi, nie chcąc więcej dopytywać.

- To ja już pójdę... Muszę jeszcze zająć się zwierzętami.

- Jak zawsze - powiedział Tezeusz, śmiejąc się pod nosem. - Będziemy w kontakcie, Newt.

Młodszy Scamander wyszedł, a jego brat wrócił na swoje krzesło. Minęło jeszcze kilka długich minut, zanim Żaneta wróciła do gabinetu - Tezeusz aż zaczął się zastanawiać, co mogło jej tak długo zająć. Po chwili jednak zaprzestał to robić ze względu na nasilający się ból głowy.

- Coś... Długo cię nie było - powiedział od razu po tym, gdy Żaneta weszła do środka, lewitując za pomocą swojej różdżki dwie tace.

- Tak, wiem, przepraszam, ale skoczyłam jeszcze po napar z piór memortka - wyjaśniła kobieta i zgrabnym ruchem nadgarstka posłała jedną tacę na swoje biurko, a drugą na to Tezeusza.

- Napar? Po co? - zapytał mężczyzna, masując swoją skroń i nie będąc w stanie myśleć.

- Jest doskonały na ból głowy. Zaufaj mi. Wystarczy chwilę powdychać - zapewniła go Żaneta, podchodząc do niego, by podsunąć mu napar pod nos. - A tu zupa brokułowa i nowa herbata - dodała, wskazując na pozostałe rzeczy.

Tezeusz patrzył na Żanetę tak, jakby ktoś mu zesłał ją z nieba. Sam nawet nie wiedział, że właśnie tego wszystkiego potrzebował: tamten dzień automatycznie stał się lepszy.

- Skąd ty wiesz takie rzeczy? Nigdy nie słyszałem, żeby to pomagało na ból głowy - powiedział, podczas gdy Żaneta usiadła przy swoim biurku.

- Ze szkoły. Nie uczyli was tego? - odparła zaskoczona, biorąc sztućce, by zająć się swoim jedzeniem.

- Nie kojarzę - mruknął Tezeusz, zniżając nieco głowę, by lepiej poczuć napar. - Ba, nie kojarzę nawet, żeby moja mama miała takie sposoby.

- Cóż, widocznie Kurgród jest lepszą szkołą - odparła Żaneta, uśmiechając się z satysfakcją.

- Słucham? Mogłabyś powtórzyć? - powiedział Tezeusz, gdzieś pomiędzy swoim ojczystym językiem wyłapując zupełnie nieznane mu słowo.

- Kurgród. Polska szkoła magii - wyjaśniła Żaneta, po czym wzięła kęs klopsa, którego miała na talerzu.

- Nigdy o niej nie słyszałem... W sumie... Głupio się przyznać, ale w ogóle mało wiem o innych szkołach... Opowiesz coś? - zapytał szczerze zainteresowany Tezeusz, pragnąc usłyszeć o czymkolwiek, co nie było związane z pracą.

Żaneta pokiwała entuzjastycznie głową, przełykając kawałki jedzenia.

- Mamy cztery domy, tak jak w Hogwarcie, podobno na tym się wzorowano. Jeż, Bocian, Ryś i Niedźwiedź - wyjaśniła, tłumacząc polskie nazwy na angielski, by nie dezorientować mężczyzny.

- A ty byłaś...? - zapytał nadal wdychający napar Tezeusz.

- Dumnym Jeżem - odparła Żaneta z uśmiechem, po czym odłożyła sztućce. - A ten kwiat to mój Kwiat Przydziału - dodała, wyjmując ze swoich blond włosów stokrotkę, którą codziennie nosiła, po czym pokazała ją Tezeuszowi bliżej.

- To znaczy? - dopytywał zaintrygowany.

- W Kurgrodzie jesteśmy przydzielani przez kwiaty, a później możemy je zatrzymać. Nie wiem, jak to robią, ale one nigdy nie więdną - wyjaśniła kobieta, po czym ponownie umieściła kwiat we włosach. - Szkoła jest w górach, w miejscach niedostępnych dla mugoli, no i jest tam też ogromny staw, na którym odbywa się przydział.  Puszcza się cztery kwiaty na wodę i...

Żaneta opowiadała mu jeszcze długo, a Tezeusz słuchał jej jak zahipnotyzowany.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz