39🌼

2.4K 393 55
                                    

Żaneta pierwszy raz w życiu nie była do końca szczęśliwa, że wracała do Anglii. Zmieniło się to jednak, gdy usłyszała od ojca, że Tezeusz był w mieszkaniu i pytał o nią - wtedy, choć było to dla niej z jednej strony tragiczne, z drugiej nie mogła się nie ucieszyć.

I wreszcie stało się; Tezeusz pojawił się znowu przed jej drzwiami, a ona na jego widok zamarła.

Nie widziała go tylko kilka dni, a i tak zdawał się wyglądać jakoś lepiej. Zastanawiała się, czy naprawdę tak było, czy to tylko w jej oczach stał się przystojniejszy.

- O... Cześć - powiedziała trochę niezręcznie. Ona czuła się przy nim nieco dziwnie z wiadomych powodów, lecz czy on też to czuł? Nie, czemu miałby...

- Cześć - przywitał się, posyłając jej słaby uśmiech. - Cieszę się, że cię widzę.

- Ja ciebie też - wydusiła Żaneta, a choć była to prawda, natychmiast skarciła się za to w myślach.

- Przyszedłem, bo... Chciałbym pogadać.

- Jasne. - Pokiwała głową, bo nie zamierzała mu odmawiać. - Tylko może... - Spojrzała za siebie, wiedząc, że w środku byli jej rodzice. - Nie tutaj.

- Spacer? - zapytał Tezeusz bez zawahania, bo tak zresztą planował.

- O, świetnie. To daj mi proszę moment.

Tezeusz pokiwał głową, a następnie oparł się o ścianę na klatce. W głowie ciągle huczały mu słowa, które usłyszał od Jenny; to, że za nią nie przepadał, nie miało wtedy żadnego znaczenia. Chodziło tylko o to, czy jej słowa były prawdziwe... Poza tym, sam widok Żanety wyraźnie poprawił mu humor. Kojarzyła mu się w zasadzie tylko z tym, że ktoś go pocieszał i polepszał my dzień, a tego zdecydowanie wtedy potrzebował.

Żaneta wyszła z mieszkania kilka minut później w niebieskim płaszczu, który, uważał Tezeusz, bardzo jej pasował. Ruszyli do wyjścia z kamienicy w ciszy, która obojgu nie do końca się podobała.

- Jak się trzymasz? - zapytała Żaneta, kiedy Tezeusz przytrzymał dla niej drzwi przy wyjściu.

- Zaskakująco... Lepiej - przyznał, wychodząc tuż za nią. - Jest już po pogrzebie, a wczoraj wreszcie... Wreszcie wyniosłem wszystkie rzeczy.

Żaneta rzuciła na niego okiem. Czyli się nie pomyliła - naprawdę wyglądał lepiej. Mówił też bez większego poruszenia w głosie.

- Co z nimi zrobisz? - zapytała, gdy oboje, bez potrzeby żadnego ustalania, ruszyli w tę samą stronę.

Tezeusz westchnął, wkładając ręce do kieszeni płaszcza.

- Leta nie za bardzo miała rodzinę, której mógłbym je oddać... Zatem większość chyba oddam do sierocińca albo gdzieś indziej.

Przeszli kilka kroków w lewo, kierując się do mostu, którym za moment mieli przejść przez Tamizę.

- Cieszę się, że już ci lepiej - powiedziała Żaneta zgodnie z prawdą.

- Tak, ja... Zabrzmi to ciężko, ale dopuściłem wreszcie do siebie tę myśl, że już przestałem ją kochać. I to jakiś czas temu.

Choć oczywiście te słowa mogły być dla niej tylko powodem do radości, żałowała, że je wypowiedział. Wiedziała, że teraz będzie robiła sobie jeszcze większe nadzieje bez względu na to, co poczuje.

Gdy Żaneta nie odpowiadała, Tezeusz zmartwił się, że jednak powiedział coś nie tak.

- Przepraszam, że tak ci o tym wszystkim mówię - powiedział pospiesznie, zatrzymując się nagle, by stanąć naprzeciw niej i patrzeć jej w oczy. - Poza moim bratem, stałaś mi się najbliższą osobą tutaj.

Żanetę na moment zatkało, a w sercu ścisnęło. Te wszystkie słowa wcale jej nie pomagały, nie pomagały niwelować uczuć do niego, które tylko stawały się coraz silniejsze. Jednak uśmiech po raz kolejny był nieunikniony, nie, kiedy widziała, że mówił szczerze.

- Mam podobne odczucia - przyznała, biorąc głęboki wdech. - Myślę, że po tym, co wydarzyło się w Paryżu, to każdy byłby bliżej, zresztą wszystko widziałam... Nie martw się niczym.

Wtedy Tezeusz uśmiechnął się szczerze,  w jakimś stopniu rozczulony.

- Ty zawsze wiesz, jak mnie pocieszyć. Nie wiem, jak to robisz, ale tak jest.

- Staram się - wypaliła Żaneta cicho, po czym znowu się skarciła.

Wznowili spacer, a wtedy znowu zapadła ta nieco napięta cisza, którą tym razem przerwał Tezeusz:

- A... Tobie jak minął wyjazd? Znaczy, twój tata mi powiedział.

- Tak, tak, wspominał. - Pokiwała głową. - Było bardzo dobrze. Aż zaczęłam rozważać, czy jednak nie wrócić do Polski.

Wtem Tezeusz stanął jak wryty.

- Nie no, chyba żartujesz. Jesteś najlepszym Aurorem tutaj, nie możesz mnie zostawić.

Żaneta zaśmiała się pod nosem, choć w środku znowu poczuła ścisk w sercu.

- Nie, jeszcze nie teraz, nie zostawię tej sprawy z Grindelwaldem tak  Ale może za jakiś czas. Jakiś czas, mam na myśli, może za rok, dwa... Wstąpiłabym do Magilicji... Spotykalibyśmy się wtedy na konferencjach. - Ostatnie słowa wypowiedziała z niewiesołym śmiechem.

Tezeusz nawet nie chciał tego słuchać. Nie wyobrażał sobie, że nie będzie już pracował z Żanetą i postawił sobie za punkt honoru odwieść ją od tego pomysłu. Zaczynał też czuć, że słowa Jenny mogły być prawdą, a Żaneta zwyczajnie chciała od niego uciec - potencjalnie... Bojąc się jego reakcji?

- Nie, nie mów tak nawet. Jak chcesz, to wystąpię do Traversa o podwyżkę dla ciebie. Zresztą, sam powinien ci ją dać po tym Paryżu, jako jedyna zostałaś i...

- Aj, tu nie chodzi o pieniądze... - przerwała mu Żaneta, po czym pokręciła głową sama do siebie, jakby ostrzegając się, żeby nie brnąć w ten temat. - Zresztą tak, jak powiedziała.. Na razie nie ma o czym mówić. Serce mi po prostu trochę drgnęło, jak wróciłam na stare śmieci, spotkałam starych znajomych... Wiesz, że takich dwoje, co w szkole się najbardziej nienawidziło - Róża i Stefan - mają teraz córkę? Nie dowierzałam, choć zobaczyłam ją na własne oczy...

Skręcili po raz kolejny, tym razem w prawo i wkroczyli na most przecinający Tamizę. Przechodziło go sporo ludzi, mugoli, albo spieszących się gdzieś, albo przeciwnie, podziwiających miasto.

- To w sumie piękne - powiedział Tezeusz po chwili zamyślenia. - Wychodzi, że miłość, ta prawdziwa, zawsze ostatecznie znajduje swój cel - dodał, a w jego głosie dało się wyczuć pewną gorycz.

- Tak... - szepnęła Żaneta. - Im to wiele par może pozazdrościć. A kiedyś myślałam, że poderżną sobie gardła.

- Widzisz, czasem tak to się kończy, a czasem naprawdę poderżnięciem gardła. Ja powstrzymuję się za każdym razem, jak widzę tę przeklętą Wharflock.

Tamte słowa ponownie wywołały u Żanety śmiech.

- Oj, przesadzasz. Ona wcale nie jest zła. I też została do końca.

- Ech, ona miesza Newtowi w głowie, a ja już widzę, że się w niej zakochał. To mnie najbardziej martwi, bo... - Tezeusz westchnął, spuszczając głowę. - Bo nie chcę, żeby Newt skończył tak jak ja.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz