76🌼

1.6K 239 28
                                    

Do tego momentu doprowadziły Tezeusza te prawie dwa miesiące, przez które nie spotykał się z Żanetą zbyt często przez natłok pracy. Ciągle dostawali doniesienia o tym, jakoby Grindelwald pojawił się w Wielkiej Brytanii, i każde z nich musieli sprawdzić. Te interwencje oraz papierkowa robota z nimi związana wykańczała ich tak bardzo, że po powrocie z pracy najczęściej zwyczajnie padali na twarz.

Tezeusz miał już naprawdę dosyć tego, że swojej ukochanej mógł co najwyżej skraść pocałunek gdzieś w zaciszu biura, że nie mógł jej zaprosić na randkę do tylu pięknych miejsc, jakie oferował Londyn, tylko zawsze musieli się chować w jego mieszkaniu, że nawet nie został formalnie przedstawiony jej rodzicom jako jej chłopak...

W głowie huczały mu też słowa Jenny, które powiedziała mu, gdy myślał, że zginie, że już nigdy Żanety nie zobaczy i nigdy nie będzie miał szansy na to, by wyznać jej, co do niej czuł. A to wtedy ta przeklęta Wharflock uświadomiła mu, że Grindelwald chce zabić ich wszystkich, a on przejmuje się czymś tak przyziemnym, jak opinia Ministerstwa Magii...

Chyba rzeczywiście nadszedł czas, by mieć to wszystko w nosie. Nie obchodziło go, czy Travers go zwolni, czy wpadnie w furię, czy cokolwiek innego - w tamten kwietniowy poranek wchodził do jego gabinetu z nastawieniem, że cokolwiek się nie wydarzy, to będzie z Żanetą otwarcie. Oboje byli już w takim wieku, że nie mieli czasu na takie podchody.

Kiedy stanął przed Traversem, myślał już tylko o tym, jak niczego nieświadomej Żanecie przekaże dobre wieści...

- Co to za sprawa, Tezeuszu? - zapytał Travers szorstko, zbierając dokumenty ze swojego biurka. - Tylko streszczaj się, mam zaraz spotkanie z Ministrem.

- Dobrze, więc powiem wprost. Chcę być w związku z Janet - powiedział głośno i wyraźnie, o dziwo nie czując żadnego zażenowania. - Pytam więc, jako szefa departamentu, czy mam ją przenieść, czy ja mam się przenieść, czy...

- Zaraz - Janet, twoją zastępczynią? - przerwał mu Travers, pierwszy raz unosząc wzrok znad biurka.

To trochę zestresowało Tezeusza, lecz nie dał tego po sobie pokazać.

- Zgadza się. I od razu mówię, że jeżeli warunkiem jest zwolnienie, to...

- Jakie zwolnienia, Tezeusz, nie mamy w ogóle ludzi do pracy, chyba sam wiesz to najlepiej. To nie wchodzi w grę - przerwał mu surowo, co znacznie podbudowało jego rozmówcę.

- Czyli?

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, ale w zasadzie macie dobre wyniki. Też żeś sobie wymyślił, Tezeusz, jakby mało kobiet było na tym świecie...

Choć ta uwaga go nieco zdenerwowała, wiedział, że to nie był moment na wykłócanie się. Najbardziej zależało mu na przejściu do konkretów.

- Czyli mam zezwolenie?

Travers zastanowił się chwilę, po czym westchnął, kręcąc głową sam do siebie.

- Nie obchodzą mnie wasze prywatne relacje tak długo, jak nie przekłada się to na pracę - odparł Travers bez emocji, wracając do dwoich dokumentów. - Ale jeżeli będzie z tego jakiś skandal, to bierzesz to na siebie, Tezeusz - zastrzegł groźnie, ale Auror już praktycznie go nie słuchał. W jego głowie znajdowała się już tylko jedna myśl: miał zgodę, a żaden skandal nie był mu straszny.

- Naturalnie. Nie będę już więcej zajmował, w takim razie - powiedział Tezeusz, a po tym z niemałym uśmiechem wyszedł, nie posiadając się z radości. Nie wierzył, że poszło mu tak łatwo... I że Jenna miała jednak rację.

Nie obchodziło go już zupełnie nic. Na chwilę opuścił nawet budynek Ministerstwa, by wrócić po kilku minutach z wielkim, kolorowym bukietem kwiatów, z którym udał się prosto do gabinetu Żanety. Ona jak zwykle wypełniała papiery, a pojawienie się Tezeusza, i to z takim bukietem, niezwykle ją zdziwiło.

Nie wiedział, czy to jeszcze ta radość, czy było tak naprawdę, ale tamtego dnia wydawała mu się jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj, mimo że nic w jej wyglądzie się nie zmieniło. Jej włosy były, tak jak ostatnio codziennie, upięte niewysoko, ale w większości i tak opadały jej na ramiona, a na twarzy miała lekki makijaż, który podkreślał wszystko, co na twarzy miała najładniejsze. Wyglądała na młodszą niż naprawdę była, nawet jeśli ciągle powtarzała, że zbliżały się jej trzydzieste siódme urodziny, i że młodość już zdecydowanie się kończyła.

- A to co takie piękne? - zapytała zszokowana, wstając z krzesła, gdy Tezeusz umieścił bukiet tuż przed jej oczami.

- Kwiaty dla ciebie - odparł oczywistym tonem, gdy odebrała je z ogromnym uśmiechem na twarzy. Takich kwiatów jeszcze nigdy w życiu nie dostała, a w brzuchu miała motyle na myśl, że to akurat Tezeusz je jej wręczał.

- Zaraz, zaraz, a z jakiej okazji? Jeszcze taki wielki?

Wtedy Tezeusz odebrał bukiet, by położyć go na jej biurku, a sam złapał ją za ręce.

- Kochanie - zaczął bez żadnego zawahania. - Rozmawiałem z Traversem. Wszystko załatwione.... Nie musimy się już dłużej ukrywać.

Wtedy uśmiech Żanety zniknął jej z twarzy, a ona sama zaczęła wpatrywać się w mężczyznę z rozdziawionymi ustami. Musiała to przyswoić, a zaraz po tym powiedzieć:

- Ale zaraz, czekaj, Tezeusz... Travers to jedno, a co z gazetami? - zapytała smutno. - Będą się rozpisywać, że ty jakiś romans w pracy, a ja zdobyłam to stanowisko przez...

- Rozpisywali się też o twoich zasługach z Paryża i Berlina, ludzie wiedzą, że uczciwie zarobiłaś to stanowisko - przekonywał, ściskając jej ręce, lecz Żaneta pozostawała sceptyczna.

- Mówisz, jakbyś nie wiedział, jacy są ludzie... Oni o takich sukcesach szybko zapominają...

- Obiecuję ci - zaczął stanowczo, ponownie ściskając jej ręce - jeżeli ktokolwiek napisze o tobie złe słowo, to wiesz. Jako szef Aurorów jednak trochę mogę... - Uśmiechnął się szelmowsko, niepodobnie do siebie, przysuwając się niebezpiecznie blisko jej ust.

Jego mina prędko wprowadziła nastrój, który udzielił się też jej.

- Od kiedy ty tak chcesz łamać procedury?

- Od kiedy warto - szepnął, a następnie skradł jej jeden namiętny pocałunek nad biurkiem. - Dziś idziemy na naszą pierwszą randkę w Londynie. Nie w mieszkaniu.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - odparła Żaneta, po czym mina znowu jej zrzedła. - Tezeusz, a co z pracownikami? Co oni powiedzą?

- Ja ich wszystkich szanuję, więc... Jeśli się zgodzisz, to powiemy im szczerze i wprost, jaka jest sytuacja.

Te słowa ją przeraziły.

- Chyba się spalę ze wstydu. Dopiero co zaprzeczałam przed Dorothy...

- Nie musimy się z tym spieszyć - ciągnął Tezeusz. - Ale pewien sukces możemy już świętować, co?

Uśmiech natychmiast powrócił na jej twarz.

- Dzisiaj to się skuszę nawet na szampana.

- Będzie szampan i co tylko zapragniesz.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz