ROZDZIAŁ 4.

266 11 51
                                    

Obudziłam się koło południa. Siedziałam do późna z Karlem w jego biurze i omawialiśmy plany na wspólny wypad na wakacje. Potrzebowałam zmienić otoczenie i to najszybciej, jak się da. Nawet Tom dołączył do nas, a na nasze szczęście był po kilku głębszych, więc zgodził się na nasze warunki, kiedy tylko zakończe swoje zlecenie i spłacę dług, będę miała dwa tygodnie dla siebie. Polecę z moim ulubionym szefem na Hawaje. Tylko plaża, słońce i woda, hotel, all inclusive i darmowe drinki. Podniosłam się i leniwie rozejrzałam po pokoju. Wyszłam z łóżka i przeciągnęłam się, kierując kroki w stronę łazienki. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Ubrałam majtki i starą koszulkę Karla, która często robiła mi za piżamę. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, gdzie czekało mnie miłe zaskoczenie. Na stole, w jadalni było naszykowane śniadanie, różowa peonia i karteczka z napisem "Udanego dnia". Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam niewielką karteczkę na tacy, a sama wzięłam się za jedzenie.

— Czas na imprezkę! — krzyknęłam do Sophie, kiedy podjechałam limuzyną pod jej dom, a ona z szerokim uśmiechem wyszła z niego i stanęła nieco zaskoczona.

— Karl użyczył ci limuzynę?! — pisnęła zaskoczona i podeszła do auta, gdzie kierowca otworzył przed nią drzwi. Miała na sobie niebieską sukienkę i wysokie szpilki, wyglądała naprawdę dobrze.

— Limuzyna to jeszcze nic, patrz na to. — pokazałam jej złotą kartę płatniczą, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

— Przespałaś się z nim w końcu? — zapytała zaskoczona, a ja tylko przewaliłam oczami.

— Sophie, błagam cię... — jęknęłam nieco żałośnie i przewaliłam oczami. — Nigdy z nim nie wylądowałam w łóżku, my się nawet nigdy nie pocałowaliśmy, nie ciągnie nas do siebie. On jest tylko...

— Twoim opiekunem, tak wiem. — dokończyła za mnie zdanie i uśmiechnęła się ciepło. — Nie musisz się unosić, dobrze wiem, że nic was nie łączy i nigdy was nie połączy. — zaśmiała się i zabrała mi z ręki kieliszek szampana, upijając z niego łyk. Zmierzyłam ją wzrokiem.

— Czemu? — nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, chociaż wiedziałam dobrze, że nie powinnam pytać.

— Spójrz na siebie. Wyglądasz jak seksbomba, do tego tańczysz na rurze, chodzisz półnaga po jego chałupie, co prawda płaci twoje wszystkie rachunki i zachowuje się jak bodyguard, ale nie oszukujmy się... Jeśli miałoby coś między wami być, to mieliście jedenaście lat, by stworzyć coś pięknego, a wy dalej siedzicie w zagmatwanej relacji. To chyba oczywiste, że po jedenastu latach wspólnego mieszkania, do czegoś by między wami doszło, a wy się nawet nie przelizaliście. — trafiła w punkt. Kochałam Karla, ale jak brata, zawdzięczałam mu wszystko, a nawet jeszcze więcej. Nie żądał ode mnie nic w zamian, a jednocześnie czułam się bezpiecznie i komfortowo. Wyrwałam kieliszek z dłoni mojej przyjaciółki i dopiłam do końca żółtawy płyn, wypełniony bąbelkami. — Mniejsza tego, to nie miejsce na porady związkowe, teraz pora zaszaleć, mamy się dzisiaj wybawić. — dodała, by rozluźnić nieco atmosferę. Udało jej się i z uśmiechem sięgnęłam po drugi kieliszek, polewając nam.

— Jak już wracam do przyjemniejszych tematów, to zdradzę ci, że jedziemy do Tropical Island, bo ktoś stamtąd wisiał Karlowi przysługę i załatwił nam wejściówki i lożę w strefie VIP. Mamy się wybawić i wyluzować. — oczy brunetki błysnęły na samą myśl o tym, co nas czekało w najbliższym czasie.

— O mój boże... — szepnęła i pisnęła, unosząc kieliszek. Na co dzień cicha i spokojna osoba, zamieniła się właśnie w imprezowego potwora. Roześmiałam się na jej reakcję i napiłam szampana. — Przyjaźń z tobą to najlesze, co mam.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz