ROZDZIAŁ 14.

118 4 11
                                    

Moje serce jeszcze nigdy nie biło tak szybko. Wszystko jakby ucichło, a w uszach słyszałam pulsującą krew w moich żyłach. Widziałam zaskoczone twarze. Sam Jason stał jak wryty, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. W spojrzeniu Karla widziałam wściekłość, zdawał się gotować w środku. Rozejrzałam się po tłumie, paparazzi żerowali na tej dramie. Instynkt samozachowawczy krzyczał w mojej głowie „biegnij". Sama nie wiedziałam czemu, ale nogi same przyspieszyły kroku. Uciekłam do tylnego wyjścia, zgarniając po drodze włosy i związując je w kitkę. Wpadłam do limuzyny i wydarłam się wręcz na niewinnego szofera, że ma jechać. Dopiero w tej chwili poczułam pieczenie w oczach, a łzy przecinały moje policzki. Czułam się upokorzona, wykorzystana, a wszystkiemu przodował strach. Czy teraz kariera Jasona zostanie przekreślona? Spojrzałam na skórzaną kurtkę w kolorze brudnego różu. Złapałam za materiał i przytuliłam go do siebie. Pachniał jego ulubionymi perfumami. Ciche stukanie w karoserię przykuło moją uwagę. Nawet niebo zdawało się płakać teraz ze mną. Idealny plan okazał się idealnym koszmarem.

Jason
Poczułem pieczenie rozchodzące się po mojej twarzy i słowa Amber, których się nie spodziewałem. Wiedziałem, że miała nierówno pod sufitem, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Spojrzałem na Cornelię, która sama wyglądała, jakby ktoś ją spoliczkował. Jej niesamowite oczy wyglądały niczym spojrzenie sarny, czekającej, aż drapieżnik wyskoczy z zarośli i pozbawi ją żywota. Zerwała się i przebiegła koło mnie. Momentalnie wraz z Karlem rzuciliśmy się za nią. Przysięgam, że nie znam drugiej kobiety, która tak szybko biegała w szpilkach. Wybiegliśmy tylnym wyjściem, jednak za późno. Zobaczyliśmy tylko jak limuzyna się oddala. Kucnąłem, podnosząc z ziemi spinkę, którą jej kupiłem.
— Ja pierdolę, co tam się odjebało?! — Karl kopnął w śmietnik, jak zawsze nie przebierając w słowach.
— Gdybym wiedział, że ta wariatka tu będzie, nigdy w życiu bym tu nie przyszedł... — mruknąłem i wsunąłem spinkę w kieszeń. Odprowadziłem ojca Corni wzrokiem, kiedy wpadł jak strzała do środka. Uniosłem wzrok, z nieba spadła ściana deszczu, a ja wziąłem głęboki oddech.
— Przeginasz!
— Karl! Tak nie można! — usłyszałem z środka odgłosy szamotaniny. Pierwszy wyszedł Han z pokerową twarzą, za nim szedł Karl, ciągnąc za włosy Amber, a za nim biegła przerażona Sophie, błagając go, by przestał. Puścił blondynkę i objął ją za szyję, zaciskając dłoń.
— Nie wiem, kim jesteś, ale zadarłaś z niewłaściwymi ludźmi. Zadowolona z siebie jesteś? — widziałem, że jego dłoń zaciskała się mocniej, a dziewczyna nie była w stanie nawet odpowiedzieć. Brunetka szarpała go za rękę, prosząc, by przestał. — Masz szczęście, że jest przy mnie moja kobieta, bo wywieźliby cię w czarnym worku. — puścił Amber i odwrócił się w stronę Sophie, która momentalnie objęła go za szyję i wtuliła się mocno w niego. — Mój prawnik się z tobą skontaktuje i bekniesz za to. — wskazał na nią palcem.
— On nie może być z inną po tym co nas łączyło... — wydusiła z siebie, łapczywie nabierając powietrza w płuca. Moje dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. Zatrzymała mnie wysunięta dłoń Hana, co sprowadziło mnie na ziemię, bo byłem wymierzyć jej cios.
— Co nas łączyło? Upiliśmy się pół roku temu i skończyliśmy w łóżku. Shit happens. — rzuciłem głosem przepełnionym jadem.
— Nie powiesz mi, że nic nie poczułeś... — dodała rozżalona.
— Poczułem... — momentalnie poczułem na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. — Mojego chuja w twoim gardle. To wszystko. Poza tym to nawet nic więcej nie pamiętam. — roześmiałem się pod nosem. — Zdecydowanie to nie było nic szczególnego, skoro nic więcej nie pamiętam. — prychnąłem pod nosem, a w jej oczach pojawiły się łzy. — Mój prawnik też się z tobą skontaktuje. Odpowiesz za zniesławienie Cornelii i stalking.
— Jesteście nienormalni. Gdzie jest ochrona?! — krzyknęła Amber, a Karl roześmiał się w głos, obejmując swój największy skarb.
— Jesteśmy rodziną, a z rodziną się nie zadziera. — zaskoczył mnie tymi słowami, a jednocześnie wywołał na moich ustach lekki uśmiech. Gdyby Cornelia tu była, nie uwierzyłaby.
— Idę stąd, nim moją fryzurę trafi szlag od tej pogody. — gwiazda kina przecisnęła się pomiędzy mną, a Karlem, uciekając do środka.
— Nie rób tak więcej... — szepnęła Sophie, chowając się w jego ramionach. Mężczyzna jeszcze się gotował, ale obecność dziewczyny uspokajała go.
— Mógłbyś uważać w co wsadzasz... — wycedził w moim kierunku, a ja prychnąłem pod nosem, kręcąc głową na boki.
— Naprawdę byłem pijany i gdybym wiedział, że wariatka mnie wykorzysta, albo popadnie w jakąś paranoję, to wierz mi, że bym tego nie zrobił. — odpowiedziałem mu.
— Znalazłeś? — tym razem tatusiek skierował pytanie do Hana, który stał z telefonem w dłoni.
— Dalej jeżdżą po mieście. Moi ludzie dadzą znać, kiedy gdzieś się zatrzymają. Jest bezpieczna tutaj. — powiedział z lekkim uśmiechem, jednak moją uwagę przykuła Sophie, która na te słowa pokręciła przecząco głową.
— Co jej grozi? — zapytałem bez ogródek, nie spuszczając brunetki z oczu.
— Co? Czemu mnie pytasz? — zdecydowanie chciała udać, że nie posiada żadnej wiedzy w tym temacie, jednak kiedy Karl odsunął ją od siebie na długość ramion.
— Sophie, jeśli coś wiesz, to to jest naprawdę najwyższy moment, by się tym z nami podzielić. Nie powiemy Cornelii i nie będziemy się złościć. Chodzi tylko o jej bezpieczeństwo, nie chcemy, by sytuacja z Teddy'm się powtórzyła. — starał się mówić do niej opanowanym tonem.
— Teddy był w mieście...
— Co?! — powiedzieliśmy chórkiem, nie ukrywając naszego zaskoczenia.
— Na litość boską, jak nas nie będziecie informować o takich rzeczach, to dostaniecie eksmisję do piwnicy. — powiedział, kręcąc głową na boki z niedowierzaniem.
— Limuzyna podjechała. — Han wskazał na auto w oddali.
— Spierdalajmy z tej porażki. — rzucił Karl, obejmując dziewczynę. — Dobrze, że za dwa dni wracamy do domu. — mruknął, a ja wziąłem głęboki wdech, wybierając numer Cornelii. Ruszyłem z nimi w stronę auta, ponawiając kilkakrotnie próby nawiązania kontaktu.
— Dalej nic? — zapytał Han, a ja pokręcił przecząco głową. Zaczynałem mieć sobie za złe, że dałem się na to namówić. Nawet moja kariera nie była warta jej cierpienia. Zerknąłem na zegarek, dochodziła 22:00. Odnosiłem wrażenie, że przede mną długa noc. W aucie panowała cisza, Han siedział z telefonem w dłoni, a Sophie, wtulona w Karla, podziwiała razem z nim widoki za oknem. Deszcz nie ustępował, a nastroje nie były najlepsze.
— Zatrzymali się. — powiedział nagle Han, a wszyscy niemal zerwali się ze swoich miejsc.
— Gdzie jest? — zapytałem zniecierpliwiony, zaczesując palcami włosy do tyłu i związałem je w niechlujnego koka.
— To dziwne, ale przy Tokio Skytree. — Han zerknął na zegarek. — O tej porze jest już nieczynne...
— Nie ważne. Jedziemy tam. — powiedziała dziewczyna, jakby czytała mi w myślach. Han wydał kierowcy polecenie, a ten skinął tylko głową i wziął się za wykonywanie polecenia. Czułem jak serce podchodzi mi do gardła, bo spodziewałem się, że nie będzie łatwo wytłumaczyć jej wszystko i sprawić, by się tym nie przejmowała. Zastanawiałem się nad rozwiązaniami pokojowymi, chociaż wiedziałem, że była typem kobiety, którą czasami trzeba złapać za włosy i sprowadzić na ziemię.
— Gdyby cię tam nie było... — usłyszałem słowa Karla, który obracał w palcach swój sygnet i zerkał przez szybę.
— Wiem, nie przeżyłaby tej nocy... Ale to nie zawsze jest wyjście... — dodała cicho jego kobieta, wplatając dłoń w jego włosy. Miałem wrażenie, że łagodziła jego zachowania w pewnym stopniu. Uśmiechnąłem się pod nosem, a po kilku minutach auto zatrzymało się. Miałem zamiar wysiąść, ale ktoś chwycił za klamkę z mojej strony.
— Wiem, że ci się spieszy, ale poczekaj chwilę. — nie wiedziałem o co mu chodziło, ale szybko zaczął przedstawiać mi swój plan działania.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz