ROZDZIAŁ 18.

70 3 14
                                    

— Czemu jesteś tak bardzo niedoceniana przez niego? — wyszeptał mi do ucha. — Zasługujesz, by być traktowaną godnie, jak księżniczka... — jego dłoń wsunęła się na mój kark. — Pozwól, że będę cię traktował, jak księżniczkę... A potem uczynię z ciebie królową tego pałacu... — jego oddech pieścił delikatnie płatek mojego ucha.
— Jestem w związku...
— Facet nie ściana, da się przestawić... Gdzie jest, kiedy go potrzebujesz? Czemu musisz wtulać się w pluszaka, albo we mnie? — spojrzałam na swoje ramię przewieszone przez jego ramiona. Zacisnęłam powieki poddając się jego słowom.
— Skąd wiesz o pluszaku? — zapytałam i zadrżałam, gdy szorstkie wargi musnęły płatek mojego ucha.
— Ja wiem wszystko... Jestem panem świata... Bądź jego panią i znajdź w końcu spokój... Tutaj nic ci nie grozi... Jesteś bezpieczna... Bezpieczna. — powtarzał, utwierdzając mnie w swoich słowach. Był tak spokojny, tak kojący i przekonywujący. Zaparłam się łokciem o materac i uniosłam. Przesunął palcami po moich włosach. Był w tym tak delikatny, a jednocześnie stanowczy. Uchyliłam lekko usta, chcąc mu odpowiedzieć. Powoli przyłożył kciuk do mojej wargi i przesunął po niej delikatnie. Wszystkie słowa zastygły w moim gardle. Przełknęłam głośno ślinę, a w odpowiedzi uniósł kącik ust. Zawiesił swoje spojrzenie na moich oczach, odciągając dolną część moich ust.
— Jason...
— Nie ma go tutaj... Nikt się nie dowie, zaryzykuj... Nie bój się... —- miałam wrażenie, że jego szepty odbijają się echem w mojej głowie. Zupełnie, jakby mnie hipnotyzował. Przełożyłam przez niego nogę, a on złapał za moje pośladki, wsuwając mnie na swoje nogi. Usiadł, by nasze twarze znajdowały się na jednej wysokości. Złapał za moje dłonie i położył na swojej klatce piersiowej, po czym przesunął je do środka, bym poczuła pod opuszkami guziki jego śnieżnobiałej koszuli. — Rozepnij, przecież wiem, że chcesz... — niby rozkaz, niby prośba, a tak trafiona w punkt. Sunęłam drobnymi palcami po kolejnych guzikach, uwalniając je, jeden po drugim. Zsunęłam materiał z jego ramion, uwalniając go z górnej części garderoby. Przesunęłam palcami po jego twardych jak skała mięśniach. Zadrżał lekko, a mój zmysł dotyku wyczuł gęsią skórkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
— Satysfakcjonujące... — teraz to mój szept wypełnił ogromną sypialnię.
— Liczę, że powiesz mi to samo, kiedy z tobą skończę. Nie bój się mroku... — dodał chłodnym tonem i złapał za moje ręce. Złączył i wykręcił je do góry, a potem powoli odginał je do tyłu, zmuszając bym się wygięła. Moja głowa oparła się o chłodne prześcieradło, a Han pochylił się nade mną. Zaczął delikatnie przygryzać moją skórę na biuście i brzuchu. Schodził niżej i niżej, zostawiając za sobą szklisty ślad śliny. Złapał za moje kolana i rozsunął gwałtownie moje nogi, wbijając je w materac. Jęknęłam podniecona, kiedy zatopił we mnie język. Poruszałam lekko biodrami w takt jego ruchów. Złapałam go za włosy, kiedy chciał przestać i docisnęłam go znowu do siebie. Moje nogi zatrzęsły się, a z gardła wyrwał krzyk, kiedy przeżyłam orgazm. Zobaczyłam jego spojrzenie, było wypełnione satysfakcją i przeszywało mnie na wylot...

— Kurwa... — szepnęłam zrywając się na łóżku. Zaczesałam potargane włosy do tyłu. Przez chwilę byłam tak zdezorientowana, że zapomniałam nawet, by złapać oddech. Spojrzałam na dłonie i nogi, wciąż były umorusane krwią. — To sen, to tylko sen... — powiedziałam do siebie.
— Tak źle, czy tak dobrze ci było w tym śnie? — usłyszałam pytanie i spojrzałam na Hana. Siedział z czystym opatrunkiem, popijał kawę i czytał gazetę.
— Powiedzmy, że coś pomiędzy...
— Co robiłaś w mojej sypialni? Nie powinno cię tu być... — usłyszałam, kiedy łaskawie przerwał czytanie.
— Obudził mnie huk. Wyszłam, a ty wykrwawiałeś się na podłodze. Chyba to takie ludzkie, że chciałam pomóc, nie wiedziałam, że masz tu zastęp lekarzy, worki z krwią i pół szpitalnego asortymentu. — prychnęłam i zaczęłam wygrzebywać się z wielkiego łoża. Czy każdy facet musiał zachowywać się jak dupek, kiedy chciałam dla niego dobrze?
— Źle mnie zrozumiałaś... — zastygłam, kiedy wciągałam na stopę jednego z kapci.
— To o co ci chodzi? — zapytałam, kiedy przerwa budująca napięcie, połechtała moją cierpliwość.
— To, że nie musiałaś zostawać, a jednak czuwałaś przy mnie. — patrzyłam na niego, a w myślach miałam swój sen.
— Tak robią przyjaciele.
— Ałć, właśnie mnie słownie wykastrowałaś... — przerzuciłam oczami.
— Stary, ja mam faceta i małego pasożyta w brzuchu, nie licz na za dużo. Wystarczająco mam przesrane, nie chcę kolejnych problemów. — energicznie wsunęłam drugiego kapcia i podniosłam się. Za szybko, momentalnie zakręciło mi się w głowie i wpadłam ponownie w materac.
— Cornelia... — podszedł do mnie i ukucnął, a cichy jęk bólu wydarł się z jego ust.
— Nie kucaj, rozwalisz ranę. — powiedziałam. — Jest okej, tylko mi się zakręciło w głowie. — wytłumaczyłam się.
— Wezwać lekarza? — spytał z troską w głosie, a ja się zaśmiałam, kręcąc głową na boki.
— Nie, będzie dobrze. To się zdarza w moim stanie. — wzruszyłam lekko ramionami. — Poza tym, jak już czujesz się lepiej to załatw mi tego lekarza, którego naprawdę potrzebuję.
— Wychodzi z ciebie Karl w czystej postaci. Mogę chociaż skończyć kawę, o pani? — popatrzyłam na niego, jakby się urwał z choinki, ale musiałam mu przyznać rację, wdałam się w ojca.
— Po prostu chcę wrócić do domu... — ton mojego głosu cichł z każdym słowem, a w oczach czułam pieczenie. Dlaczego nie rozumiał, jak ciężko mi było? Że chciałam w końcu wrócić do ukochanego mężczyzny? Rozkleiłam się z kolejną sekundą. Chciałam wyjść, kiedy poczułam, jak złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Zaczęłam się szarpać w pierwszej chwili, ale przytrzymał mnie na tyle długo, bym mu się poddała.
— Wypłacz się, a potem znajdź w sobie siłę. Jesteś z Johnsonów, wy znajdujecie wyjście z każdej opresji, a twój tatusiek, to już w ogóle nieśmiertelny. Ile razy go postrzelili w tym roku? Pięć? — zaśmiałam się lekko, ocierając łzy.
— Siedem... Ale zawsze wyszedł z tego bez szwanku. Zostały tylko blizny i wspomnienia. — poprawiłam go i uniosłam wzrok.
— To przestań już wypłakiwać oczy. Poradzisz sobie ze wszystkim i ja to wiem. Umówię nas na popołudnie w prywatnej klinice, zgoda? — pokiwałam twierdząco głową, ale za chwilę spoważniałam.
— Ile to będzie kosztować? Mam tylko dziesięć tysięcy, to moje życiowe oszczędności, starczy mi? — Han się roześmiał.
— Uważasz, że pozbawię się honoru i pozwolę ci zapłacić? Chyba z konia spadłaś... — popatrzyłam na niego zaskoczona.
— Ale nie możesz płacić za moje błędy... — wyszeptałam cicho.
— Jak to było... — zamyślił się. — „Tak robią przyjaciele." — zacytował bezbłędnie moje słowa. — Wolę ci pomóc na poziomie, niż jakbyś to miała zrobić w kuchni na taborecie, brudnymi narzędziami. — wtuliłam się w niego mocno, aż syknął z bólu, jednak nawet przez chwilę się nie poskarżył. Dzielnie odwzajemniał ten niewielki gest. — A teraz idź i zmyj z siebie ten syf. Wyglądasz, jakbyś pracowała w masarnii. — wykonałam polecenie i ruszyłam do siebie, gdzie przed drzwiami czekał na mnie Ayumu. Wszedł za mną do pokoju.
— Panicz Han kazał, bym zabrał twoje ubrania do czyszczenia. — skinął głową i wyciągnął ręce, odwracając wzrok. Bez namysłu zarzucałam poplamioną garderobę na jego dłonie. Już miałam ruszyć w stronę łazienki, kiedy odchrząknął. — Jeszcze kapcie. — dodał, a ja uniosłam moje pluszowe papucie i obejrzałam je dokładnie. Rzeczywiście były nieco zabrudzone.
— Plus za spostrzegawczość. — powiedziałam do niego, oddałam mu obuwie i ruszyłam pod prysznic. Po dziesięciu minutach pod kaskadami wody, było mi już znacznie lepiej. Usiadłam na łóżku i ubrałam koszulkę i legginsy. Złapałam za swój telefon, jednak nie było na nim wiadomości od nikogo. Zaczynało mnie to martwić, ale może byli po prostu zajęci? Napisałam krótkiego smsa do Jasona, po czym ruszyłam do jadalni, gdzie czekało już śniadanie. — Widzę, że nie żartowałeś z tym, że stół będzie zawsze pełny. — powiedziałam do gospodarza.
— Czemu miałbym żartować? — zapytał, a ja wzruszyłam lekko ramionami.
— Tak po prostu, bo żartowniś z ciebie... — lekki sarkazm rozśmieszył go.
— Na 16:00 jedziemy do kliniki. Ja i tak mam przymusowy urlop, więc bez problemu ci potowarzyszę. — uśmiechnął się, ale moja mina zrzedła. — Coś nie tak?
— Nie... Po prostu spodziewałam się wizyty na jutro. — popatrzył na mnie zaskoczony.
— Dzisiaj będziesz mieć wstępne badania. To będzie tylko konsultacja, a co do zabiegu, to zależy już od lekarza. — pokiwałam głową i wzięłam się za śniadanie. Gofry z lodami i bitą śmietaną wchodziły dzisiaj jak złoto. Uporczywie zerkałam na telefon, co nie umknęło uwadze pana domu. — Czekasz na telefon?
— Miałam dziwną rozmowę z Jasonem. — przyznałam się bez bicia. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej wydawało mi się nienormalne, jak się zachował.
— Może przyzwyczailiście się do siebie na tyle, że teraz ciężko wam znieść rozłąkę? — zaproponował, a ja zaczęłam rozmyślać nad tym, co powiedział.
— Może masz rację. — uśmiechnęłam się do niego. — Jak się czujesz?
— Jakby mnie postrzelono. — zaśmialiśmy się oboje.
— Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia. Ogranicz trochę ciemne interesy.
— Gdyby to tylko było takie łatwe... — westchnął lekko, ale zdawał się odgonić od siebie natłok myśli. — Może spacer po śniadaniu? — zaproponował, a ja uniosłam wzrok znad talerza.
— Chętnie, czemu nie? Najazd na sklep ze słodyczami? — musiałam wyglądać jak mały kotek, żebrający o przysmak, bo Han po raz kolejny wybuchnął śmiechem. — Nie śmiej się ze mnie, w natłoku pakowania i szybkich decyzji, nie wzięłam nawet nic z prezentu, który mi dałeś...
— Burzysz się jak pięciolatka, której zabrano lizaka. — skwitował mnie, a ja momentalnie go przedrzeźniłam.
— Może nie mam pięciu lat, ale tam była cała torba słodyczy, które działają na mnie jak płachta na byka... — odchrząknął, przerywając mój monolog na temat tego, ile te słodkości dla mnie znaczą.
— Spokojnie, możemy zajrzeć do każdego sklepu po drodze. — uspokoił mnie.
— Pytanie, czy dasz radę? — wskazałam widelcem na jego opatrunek, który skrywał pod nie zapiętą koszulą. To było dziwne, widzieć go pierwszy raz w nieidealnym ubraniu.
— Mną się nie martw. Ja się urodziłem, by żyć w bólu, z bólem i pomimo bólu... — moje oczy nieco się rozszerzyły.
— Przerażasz mnie. — porwałam ze stołu kiść winogrona i truskawki. — Idę się przebrać, bo ja się już najadłam. Będę czekać przed domem. — machnęłam mu i poszłam do siebie. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Jasona. Wytrwałam do poczty głosowej, po czym rozłączyłam się. Następny na liście był ojciec, ale i on nie raczył wcisnąć zielonego przycisku. Została mi Sophie, to w niej była ostatnia nadzieja.
— Halo? — usłyszałam po trzecim sygnale, wciągając na siebie kolorowe legginsy.
— Boże, wy żyjecie? Co tam się odwala, że ani jeden, ani drugi nie odbierają? — zapytałam pospiesznie.
— Żyjemy. — przysięgam, że mentalnie właśnie dostawała w potylicę.
— Sophie...
— Cornelia, wszystko w porządku. Karl odsypia pijaństwo z Jasonem, więc nie zdziwię się, jak tamten robi to samo. Jak ci ulży, to mogę podjechać i sprawdzić. Teraz lepiej mów, co u ciebie? — uspokoiła mnie nieco, więc wzięłam głęboki wdech.
— Dzisiaj mam wizytę u lekarza. Zrobi badanie, Han pojedzie ze mną... Żebym nie była z tym wszystkim sama... — dodałam.
— Co?! On wie?! Jak zareagował?! — zapytała, wypluwając kolejne pytania, jak maszyna.
— Domyślił się, że jestem w ciąży. To powiedziałam mu resztę. Stwierdził, że to moja decyzja i on się w to nie będzie wtrącać. Oberwał w nocy kulkę, siedziałam z nim do rana, masakra... Jak się wali to wszystko na raz. — westchnęłam cicho. — Jeszcze jak na złość, jakieś sny erotyczne z nim miałam, ale się wybudziłam, nim przeszło do poważnych czynów. Ja tu zeświruję... — usłyszałam śmiech dziewczyny.
— Proszę, proszę, czy to nie nasza pani „Jason, Jason i tylko Jason"??
— Pierdol się, nie mam wpływu na sny. — kolejna salwa śmiechu sprawiła, że musiałam odsunąć od ucha swój telefon. — Wiesz co? Idź spać, późno już u was...
— Już się nie śmieję. Mam dzisiaj nocny dyżur, mam sporo roboty. Obrazisz się, jak zadzwonię później? — zapytała się.
— Jasne, że nie. Pracuj, trzymaj się ciepło, pa. — pożegnałyśmy się, a ja ubrałam się do końca. Zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy. Było dobrze ją usłyszeć, ale i tak poczułam się nieco odtrącona. Zrzuciłam to na hormony i ruszyłam przed dom, gdzie czekał na mnie Han w swoim już nienagannym garniturze. — Nie wiem, jak to robisz, ale zawsze przy tobie czuję się jak lump. — mruknęłam do niego.
— Ciebie też miło widzieć, a co do lumpa, to sporo ci do niego brakuje. — zaskoczył mnie tym, że usłyszał i odniósł się do tego. — A jeśli chcesz zmienić styl na elegancki, to cię zabiorę, gdzie trzeba.
— Nie, nie to miałam na myśli. Ja wiem, że ty śpisz na kasie, ale mi zawsze mega niezręcznie kiedy ktoś za mnie płaci. — upomniałam go, a on tylko zachichotał pod nosem.
— Spokojnie, jak mi kiedyś braknie, to przyjdę do ciebie w łaski. — wysunął ramię w mym kierunku, a ja przełożyłam swoją rękę i ruszyliśmy powoli do wyjścia.
— O ile ci braknie... — popatrzyłam na niego, jakby się z choinki urwał, bo jakoś nie sądziłam, by jego źródełko się kiedykolwiek skończyło. — Dokąd idziemy?
— Zaliczymy ogrody Hamarikyu, a przy okazji odwiedzimy jakiś spożywczy. — uśmiechnęłam się na samą myśl.
— Twoja ochrona... Trochę mnie irytuje, nie mogą iść trochę bardziej z tyłu? — zapytałam, widząc kątem oka parę gorylów. Han wydał im rozkaz, po czym cofnęli się nieco. — Dzięki, dużo lepiej.
— Nie ma za co.
— Aż tyle ludzi na ciebie czycha, że musisz wszędzie łazić z obstawą? Gorzej, jak u Jasona. — skwitowałam, na co on się zaśmiał.
— Nawet nie wiesz ile jeszcze jest tajniaków z nami...
— Ja pierdolę, teraz każdy będzie dla mnie podejrzany. Nie psuj mi już zabawy. Kiedy ostatni raz byłeś gdziekolwiek bez ochrony? — zapytałam zaciekawiona.
— Nie wiem, czy kiedykolwiek. — moja twarz musiała wyrażać dokładnie moje myśli. — No co?
— Przecież to chore.
— Kwestia przyzwyczajenia. — wzruszył lekko ramionami. — Gdyby nie oni, to bym żywo wczoraj nie wyszedł...
— Co tam się właściwie stało? — zapytałam, a on zaśmiał się lekko pod nosem.
— Dostałem cynk, że część Yakuzy się nieco zbuntowała i ostrzą kły na mój kontener z bronią. Podjąłem więc kroki, że wstępnie pozwoliliśmy im go przejąć, ale potem okazało się, że Tao miał więcej ludzi niż przypuszczałem. Jednak wyszliśmy z tego zwycięsko.
— Rzeczywiście, gratuluję zgarnięcia kulki. Teraz z Jasonem będziecie się mogli chwalić bliznami. Oberwałeś niemal w to samo miejsce.
— Dlatego się nade mną zlitowałaś i siedziałaś w mojej sypialni pół nocy?
— Han, ja cię zaraz strzelę i wierz mi, że nie będzie w tym krzty litości. — zagroziłam mu. — Założyłam, czysto teoretycznie, że gdyby sytuacja była odwrotna, też byś siedział ze mną.
— Masz za dużo wiary w ludzi.
— Powiedz mi, że się mylę. — w odpowiedzi uniósł brew, ale z jego ust nie padło żadne słowo. Triumfalnie uśmiechnęłam się. — Lody! — wskazałam na budkę w parku i momentalnie przyspieszyłam kroku.
— Jak pies na baby... — pokręcił z niedowierzaniem głową. — Zjadłaś trzy gofry z lodami, jeszcze ci mało?
— No weź, dziecku odmówisz? Przetłumacz mi lepiej, jakie są smaki. — podeszłam do niewielkiego sklepiku. Japończyk stanął za mną i cierpliwie tłumaczył mi wszystkie smaki. Wybrałam cztery gałki. — A ty?
— Ja nie jadam takich rzeczy. — zaśmiał się lekko.
— Chłopie, mamy teraz chwilę na przyjemności. — skarciłam go wzrokiem i sama mu wybrałam smaki, płacąc za lody. Podałam mu jednego i o mało nie parsknęłam śmiechem. — Czy ty kiedykolwiek jadłeś lody?
— Nie. — jego odpowiedź mnie zaskoczyła.
— A wiesz czemu laski robią lody? No to musisz tak lizać. Jak wielkiego, zimnego penisa, nic trudnego. — o mało się chłopak własną śliną nie udławił, a ja miałam z tego pełną satysfakcję.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz