ROZDZIAŁ 6.

277 10 6
                                    

Otworzyłam leniwie oczy, kiedy światło wpadło do sypialni. Byłam zaspana i nie kontaktowałam ze światem. Minęły cztery dni od kiedy znalazłam się u Jasona, a moje załamanie nerwowe wchodziło w fazę apogeum. Trudno było mi uwierzyć w to, jak świetnie się z nim dogadywałam i jak szybko mój telefon przestał wydzwaniać po kilkanaście razy dziennie. Chociaż od wczoraj to Sophie stała się stalkerem numer jeden. Nie czułam się jeszcze na siłach, by się z nimi skonfrontować, a mój nastrój był swoistym rollercoasterem. Wciąż jeszcze nie przetrawiłam faktu, że mam ojca i jest nim facet, którego powinni wykastrować za swoje czyny. Moje rozmyślania przerwał gospodarz domu. Uniosłam na niego wzrok, kiedy wkroczył do sypialni. Jednak szybko tego pożałowałam, kiedy bezczelnie zaczął odsłaniać zasłony.

— Pojebało cię?! — jęknęłam, kiedy słońce zaczęło razić mnie w oczy i momentalnie schowałam się pod kołdrę. Czułam jak po chwili materac ugiął się po mojej lewej stronie. Jeszcze dobrą chwilę siedział przy mnie, nim przemówił, uchylając kawałek mojego przykrycia.

— Dzień dobry, ciebie też miło widzieć. Wiesz, która godzina? — zapytał spokojnym i opanowanym tonem. Wciąż nie wiedziałam, jak zachowywał przy mnie taki spokój, bo ja na jego miejscu, odstrzeliłabym siebie już pierwszego dnia.

— Nie mam bladego pojęcia. Jest jasno, nie śpisz, czyli pewnie jakaś dziewiąta. — wypaliłam, nie wiedząc jeszcze, że mistrzynią dedukcji nie zostanę.

— Laska, dochodzi dwunasta. Zaczynam się martwić, do której wczoraj siedziałaś? — zapytał, a ja od niechcenia wzruszyłam ramionami.

— Do późna, ale naprawdę nie chce mi się wychodzić dzisiaj z łóżka. — jęknęłam żałośnie, a on uniósł nieco pościel i zmierzył mnie karcącym spojrzeniem.

— Miałaś się nad sobą nie użalać, mało ci zajęć? — jego ton stał się bardziej ostry, a ja po czterech dniach treningu, zaczęłam na nowo odkrywać znaczenie słowa "zakwasy".

— Przestaniesz, nie jesteś moim ojc... — urwałam, czując ścisk w gardle i żołądku. Zerwałam się z łóżka i szybkim krokiem ruszyłam do łazienki. Nie chciałam przy nim wybuchnąć płaczem, a na domiar złego broniłam się przed wychodzeniem z łóżka tak bardzo, że z dobrą godzinę wystawiałam swój pęcherz na próbę. Weszłam do toalety i usiadłam na muszli zakrywając twarz. Wybuchnęłam płaczem i śmiałam się jednocześnie z własnej głupoty. Było źle ze mną, pomimo, że spędziłam tutaj cudowny czas, wszystko dalej tliło się we mnie. Usłyszałam, jak Jason odblokował zamek od zewnątrz i wszedł do pomieszczenia. — Nawet wylać się nie mogę w spokoju?! — zaatakowałam, nie widząc lepszego wyjścia. Pokręcił głową na boki i ukucnął przy mnie, łapiąc mnie za dłonie.

— Jeśli masz płakać, to masz od tego moje ramię. — upomniał mnie, chociaż zapomniał dodać, jak wiele łez przelało się przez jego ciało, przez ostatnie dni. — Nie zamierzam ci ojcować, ale zostawić cię bez pomocy też nie potrafię. Ogarnij się i przyjdź do mnie. — złożył pocałunek na moim czole, zaraz po tym, jak otarł kciukami moje mokre policzki. Zrobiłam posłusznie to, co chciał i po kilku minutach wyszłam z łazienki. Czekał na mnie i momentalnie przycisnął mnie do ściany, łapiąc mnie za dłonie. Jęknęłam i spojrzałam na niego zaskoczona i zdezorientowana. — Tak bardzo mnie wkurwiasz, kiedy płaczesz, bo czuję się cholernie bezsilny. — zaczął gardłowym tonem, wprost do mojego ucha. Czując ból na nadgarstkach, szarpnęłam nimi, jednak moja sytuacja pogorszyła się tylko, kiedy zacisnął mocniej palce. Przeklęłam pod nosem. — Nie próbuj, bo i tak nie uciekniesz. — warknął, a ja przytuliłam rozgrzany policzek do chłodnej ściany, zaciskając mocno powieki. — Chcesz, to opowiem ci o prawdziwym bólu i cierpieniu? — zagroził i odwrócił mnie przodem do siebie, kiedy niechcący zmusił mnie do wypięcia się, a moje pośladki napotkały jego krocze. Patrzyłam mu w oczy nieco wystraszona.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz