ROZDZIAŁ 12.

151 5 13
                                    

Dzień międzynarodowych zawodów w pole dance nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Od wczoraj kręciłam się niemal non stop w nadziei, że uda mi się dać dobry pokaz. Nie nastawiałam się na wygraną, najważniejsze było w tej chwili, by dać godne show. Dostałam swoją garderobę, gdzie miałam drążek i mogłam się rozgrzewać. Jason, Sophie i Karl siedzieli ze mną i dotrzymywali mi towarzystwa. Doceniałam to, chociaż nie byłam do końca pewna, czy nie lepiej byłoby zostać samą. Złapałam się drążka i spuściłam głową w dół, starając się uspokoić galopujące myśli.

— Ziemia do Cornelii. — usłyszałam po chwili, a kiedy otworzyłam oczy ujrzałam przed sobą twarz Jasona. — Dokąd tak odpływasz, co? — zapytał i potarł kciukiem mój policzek. Niewiele myśląc wpiłam się w jego usta i całowałam go zachłannie.

— Po prostu się boję, nie wiem, co mnie czeka na tej cholernej scenie. Występowanie przed garstką nawalonych facetów, którym było wszystko jedno, czy moje ruchy są poprawne, to zupełnie inny poziom, niż występowanie przed profesjonalistami, którzy wyłapią każdy błąd. — powiedziałam cicho i zeszłam z rury, klękając przed chłopakiem. Objął mnie potężnymi ramionami i wtulił w siebie mocno. Schowałam się w nich, niczym małe dziecko, szukające ciepła i miłości.

— Dasz radę wariatko. — powiedział nieco rozbawiony. — Będę, zaraz obok, czekać na ciebie, aż zejdziesz z tej rury, ukłonisz się i wbiegniesz mi w ramiona, jasne? — pokiwałam twierdząco głową i zaśmiałam się lekko, widząc tę scenę oczami wyobraźni.

— Dziękuję, że jesteś. — szepnęłam w odpowiedzi.

— Dziękuje, że mogę tu być. — na jego ustach zagościł tak ciepły uśmiech, że poczułam motylki w brzuchu.

— Wiecie, jak chcecie się przelecieć, to nam powiedzcie, wyjdziemy na korytarz. — nieco kąśliwa uwaga ojca sprawiła, że roześmiałam się w głos.

— Na tą chwilę nie, ale noc będzie nasza, więc dzięki tato. — śmiech wypełnił pomieszczenie.

— Wiesz, że normalne córki, nie przyznają się do tego? — zapytał mnie, niby poważnym tonem.

— Od kiedy jesteśmy normalną rodziną? — odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.

— Dobra, masz mnie, twoje na wierzchu. — roześmiał się ponownie. Ktoś zapukał do drzwi, po czym lekko uchylił je. Do środka zajrzał Japończyk z wielkimi słuchawkami na głowie.

— Cornelia Johnson, wchodzisz po tym występie. — wskazał na niewielki telewizor, gdzie mieliśmy podgląd sceny i zniknął szybciej niż ustawa przewiduje. Moja twarz spoważniała.

— Chyba nie dam rady... — powiedziałam, a wszyscy nagle zamilkli. Karl zmierzył mnie wzrokiem i podniósł się. Położył dłoń na moim ramieniu i palcami złapał za mój podbródek, unosząc moją twarz do góry i zmusił mnie, bym patrzyła mu prosto w oczy.

— Przeszłaś w życiu przez piekło. Miałaś tak bardzo pod górkę, że nie jeden, czy jedna, zjechaliby na dupie na sam dół. Wyszłaś obronną ręką z całego bagna, więc nie pierdol mi teraz, że strach cię obleciał. Jesteś Johnson z krwi i kości, więc wyjdziesz zaraz na scenę i pozamiatasz tak, że będą mogli jeść z podłogi, jasne? — skinęłam głową. Nie spodziewałam się usłyszeć z jego ust takiej motywacji. — Sophie, idziemy na widownię. — puścił mi oczko i ucałował w czoło.

— Będziemy trzymać za ciebie kciuki, wyglądasz bosko, tańczysz jeszcze lepiej. Jesteś petardą dziewczyno. — Sophie przytuliła mnie mocno, a ja poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Nie spodziewałam się tylu dobrych słów, pozytywnej energii, ciepła i miłości. Przełknęłam gulę i obdarzyłam wszystkich ciepłym uśmiechem. Ojciec z przyjaciółką wyszli i zostałam sama z Jasonem. Spojrzałam na niego i nie czekając ani chwili dłużej, wtuliłam się ponownie w niego. Zamknął mnie w ramionach i uśmiechnął się delikatnie. Zapach jego perfum koił nerwy i stres.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz