ROZDZIAŁ 5.

287 7 14
                                    

Siedziałam tam całą noc i kolejny dzień. Ja, wino, szlugi i moja spaczone myśli. Nie rozumiałam, jak Nelson mógł to tyle ukrywać, pozwolić nam żyć w samotności, jednocześnie mając siebie tak blisko. Przecież to było tak niedorzeczne, że nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Każdego dnia marzyłam o tym, że kiedyś odnajdę swoją matkę i wskrzeszę ojca, chociaż było to niemożliwe. Karl, z którym gadałam na tematy, których nie porusza się z rodzicami, był moim biologicznym tatą... Jak teraz miało wyglądać nasze życie? Jak miałam się do niego zwracać? Czy stracę teraz otwartość naszych relacji? Kolejne myśli sprawiły, że podkuliłam ponownie nogi i wtuliła mokry policzek w swoje kolana. Czemu życie tak mnie nienawidziło. Zsunęłam stopy z maski samochodu i podeszłam do brzegu urwiska, popijając wino, spuściłam w przepaść butelkę, sprawdzając ile zajmie jej dotarcie na dół. Huk tłuczonego szkła dotarł do mnie po kilku sekundach. Pociągnęłam po raz kolejny nosem i wyciągnęłam stopę przed siebie. Moje myśli biły się ze sobą, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Zachwiałam się lekko, a kiedy ogarnął mnie strach przed upadkiem, cofnęłam się kilka kroków do tyłu, przeklinając głośno. Spojrzałam na telefon, dzwonił nieznany numer, który uratował mnie przed skokiem. Odebrałam od niechcenia.

— Halo? — rzuciłam krótko.

— Nie było cię wczoraj u mnie, będziesz dzisiaj? — kiedy usłyszałam jego głos, przymknęłam lekko oczy.

— Nie obiecuję. — dodałam zgodnie z prawdą, bo sama nie wiedziałam, co mam robić. Pociągnęłam nosem, czując kolejną fale załamania.

— Płaczesz? — zapytał spokojnym, ciepłym tonem, a ja jak idiotka, wybuchnęłam płaczem i położyłam się na masce samochodu. Podkuliłam nogi i wtuliłam rozpalony, mokry policzek w zimny metal. — Chcesz pogadać? — zaproponował mi, ale nie czułam się gotowa na jakąkolwiek rozmowę.

— Zatańczę dzisiaj dla ciebie. — wykrztusiłam i rozłączyłam się. Wplotłam dłonie we włosy i zaczęłam krzyczeć tak głośno, jak tylko potrafiłam. Spojrzałam na zegarek i przejechałam po nim palcem, zmazując łzę, która skapnęła z mej twarzy. Dochodziła siedemnasta, a ja byłam wciąż pijana, nieumyta, a w torbie miałam jeden strój, który sama nie wiem, po co wzięłam. Mój organizm i myśli przechodziły powoli w stan zobojętnienia. Zaczynało powoli być mi wszystko jedno, co się ze mną stanie. Kopnęłam w puste butelki, pozwalając im, by spadły w przepaść, a sama wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i wykazując się brakiem odpowiedzialności, ruszyłam pod dobrze znany mi adres. Z trudnością trzymałam się w pasie, ale dawałam w miarę radę. Zatrzymałam auto pod domem nieznajomego klienta i rozebrałam się w samochodzie. Wbiłam się w pierwszy strój, jaki podarował mi Karl i poczułam pieczenie w oczach. Toczyłam wewnętrzną walkę, starając się opanować, by nie wybuchnąć płaczem, szczególnie, że jedyne kosmetyki jakie przy sobie miałam to puder, eyeliner i tusz do rzęs. Zrobiłam sobie grube kreski, które jak na złość wyszły mi idealnie i wytuszowałam rzęsy. Gąbeczką nałożyłam puder na lekko zaczerwienioną twarz, użyłam dezodorantu i perfum, po czym podjechałam pod bramę i wcisnęłam dzwonek. Standardowa procedura, brama zaczęła się otwierać, a ja wjechałam na posesję. Wysiadłam z auta, trzymając się karoserii, by nie potknąć się o własne nogi. Dopiero teraz odczuwałam skutki pochłonięcia tych wszystkich butelek z winem. Drzwi były uchylone, czekał na mnie w sypialni i byłam tego pewna. Ruszyłam chwiejnym krokiem, jednak pokonała mnie pierwsza przeszkoda. potknęłam się o schodek przed wejściem i runęłam na ziemię. Jęknęłam cicho z bólu i spojrzałam na obdarty do krwi łokieć na odsłoniętej ręce. Pociągnęłam nosem, ale ruszyłam do przodu. Przede mną znajdowało się trzynaście schodów, prowadzących na piętro eleganckiego domu. Wszystko zaczynało mi wirować, ale trzymając się kurczowo balustrady, powoli pokonywałam kolejne stopnie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarłam na szczyt i weszłam do jego sypialni. — Muzyka. — wybełkotałam i podeszłam szybkim krokiem do rury. Złapałam za zimny metal, chowając za sobą zranioną rękę. Spełnił moje życzenie, miałam wrażenie, że nie widział w jakim byłam stanie i dziękowałam za to bogu. Kiedy popłynęła muzyka złapałam się rury i wspięłam pod sufit, jednak przy pierwszym zwisie poczułam, jak alkohol zaczął się cofać. Wystraszyłam się i momentalnie odwróciłam i puściłam rury, spadając na kolana. Zaparłam się dłońmi o posadzkę, czując ból i łapałam oddech. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz upadłam i to tak nisko. Oparłam czoło o posadzkę i zaczęłam się trząść.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz