ROZDZIAŁ 8.

204 8 17
                                    

***

Rozdział zawiera dzisiaj ostre sceny seksu, więc osoby bardziej wrażliwe na takie sceny, proszę o pominięcie końcówki.  Reszcie życzę dobrej zabawy.

***


Obudziłam się, kiedy na dworze była jeszcze szarówka. Jason spał spokojnie, miałam wrażenie, że miał się lepiej. Usiadłam na parapecie i zerkałam na budzące się do życia miasto. Poczułam dreszcze, kiedy silny podmuch wiatru wdarł się przez uchylone, górne okienko. Zarzuciłam kaptur na głowę i oddałam się swoim myślom. Wszystko było tak dziwne, że marzyłam już tylko o tym, by wypuścili chłopaka ze szpitala. Chciałam znów zaszyć się w jego domu i poznawać każdą z jego stron. Chociaż tych gorszych miał zdecydowanie mniej.

— Nie śpisz dzieciaku? — usłyszałam za sobą cichy głos Karla i pokręciłam głową na boki.

— Co ty tutaj robisz tak wcześnie? — zapytałam, odwracając spojrzenie w jego stronę.

— Przywiozłem wam rzeczy na śniadanie... — spojrzałam na niego tak wymownie, że od razu zaczął swoje sprostowanie. — Nie mogłem spać. Myślałem o tej kolacji i o tobie. Nie potraktowali cię tak, jak powinni. Już wiesz, czemu od nich stroniłem? Kocham matkę, bo dała mi życie, ale tutaj chyba jej pozytywy się kończą.

— Rodziny się nie wybiera. — skwitowałam, po czym zaśmiałam się pod nosem. — Chociaż mi wybrano. Karl, chciałabym żebyś wiedział, że pomimo tego postrzału, twojej matki i Teddy'ego, ja naprawdę się cieszę, że to jesteś ty... — podszedł do mnie bez słowa, a jego usta były zaciśnięte. Objął mnie i wtulił w siebie, gładząc moje włosy. Poczułam pieczenie w oczach i gulę w gardle. Nie wytrzymałam długo i wybuchłam szlochem.

— Wypłacz się... Będzie ci lepiej, jestem tutaj i gdziekolwiek nie pójdziesz, będę już zawsze obok. — powiedział cicho, a ja z wdzięcznością pokiwałam głową. Nagromadzone emocje, znajdowały ujście w słonych kroplach, które tworzyły mokre plamy na jego garniturze. Usłyszałam skrzypnięcie łóżka, a jednocześnie obejmujące mnie ramiona, zacieśniły swój uścisk. Jason usiadł i potarł zaspane jeszcze oczy, patrząc zaskoczony na całą sytuację. Karl uniósł mnie i delikatnie posadził przy długowłosym mężczyźnie. — Przekazuję ci ją, zajmij się nią dobrze, nie będę wam przeszkadzał. — odchrząknął i nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, opuścił pomieszczenie. Gorące dłonie znalazły się na moich plecach, zgarniając mnie bliżej. Nawet nie przypuszczałam, że byłam tak zmarznięta, bo on zdawał się być wręcz rozpalony.

— Uspokój się, już wszystko dobrze... — wodził palcami po moich bokach, a ja siedziałam z twarzą wciśniętą w jego klatkę piersiową. Minęło kilka dobrych minut, nim uspokoiłam się na tyle, by przestać płakać. Uniósł delikatnie mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Topiłam się w zielonych tęczówkach, w których było tak wiele ciepła, zrozumienia i spokoju. Wyrwałam się delikatnie do góry, wpijając się w gorące wargi, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Wodziłam opuszkami po jego szyi, a pocałunki stawały się coraz bardziej głębsze, zachłanne i agresywne. Wsunęłam lodowate dłonie pod jego koszulkę, kiedy zadrżał. Na jego ciele pojawiała się gęsia skórka. — Cornelia... — przerwał, kiedy podsunęłam materiał do połowy jego brzucha. — Nie możemy, to szpital. — roześmiał się ciepło.

— Zapomniałam się... — przyznałam cicho, a on wtulił mnie w siebie i opadł ze mną na poduszkę. Wtuliłam twarz w jego szyję i patrzyłam na niebo za oknem, bawiąc się jego palcami.

— Oddychaj... Wdech i wydech... Wdech i wydech... — powtarzał, a ja wykonywałam grzecznie jego polecenia. Uczucie komfortu psychicznego zaczynało powoli wracać. Skubany był na tyle dobry, że w przeciągu kilkunastu minut byłam wyciszona, uspokojona, a moje myśli przestały gnać na oślep. — Spróbuj powiedzieć teraz, co się stało?

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz