ROZDZIAŁ 9.*

180 7 4
                                    

*ROZDZIAŁ SPECJALNY Z MĘSKIEGO PUNKTU WIDZENIA. MIŁEJ ZABAWY, KOCHANI. 


Jason.

— Co wam odbiło?! Pojebało was do reszty?! Tak bardzo mi na was zależy, a wy nie potraficie się zachować jak cywilizowani ludzie?! Mam was dosyć, mam dosyć tego życia i po prostu... Odpierdolcie się ode mnie... — te słowa sprawiły, że oprzytomniałem. Patrzyłem w jej zawiedzione oczy i nie wiedziałem sam, czy mam jeszcze raz uderzyć Karla, czy wziąć ją w ramiona i przeprosić. Nim podjąłem jakąkolwiek decyzję uciekła w stronę drzwi.

— Cornelia! — krzyknąłem jednocześnie z jej ojcem i puściliśmy się biegiem za dziewczyną. Ciężko było mi uwierzyć, że nie mogliśmy jej dogonić, bo w życiu nie przypuszczałbym, że potrafiła tak szybko przebierać nogami. Zgubiliśmy ją w parku. Zaczesałem palcami włosy do tyłu i splotłem dłonie na głowie, rozglądając się jeszcze dookoła.

— Nie ma jej. — zwrócił się do mnie Karl. — Kurwa, musiałeś wszystko spierdolić...
— Jasne, bo nie ma w tym krzty twojej winy. — prychnąłem pod nosem. — Może zamiast szukać winnych, skupmy się na znalezieniu Corni. — zawróciłem ocierając nagromadzoną krew z twarzy. Obróciłem się jeszcze na chwilę, zerkając na jej ojca, który patrzył na mnie w dziwny sposób, jakby walczył sam ze sobą.

— Zaraz roześlę psy gończe. — powiedział, kiedy dorównał mi kroku.

— Co? — zapytałem nie do końca go rozumiejąc.

— Moi ludzie przeczeszą teren. Będą jej szukać. — powiedział i westchnął lekko. Zmierzyłem go wzrokiem i przerzuciłem oczami. Miałem ochotę znowu mu walnąć, ale powstrzymywałem się z całych sił.

— A my?

— Wrócimy do posiadłości, w razie gdyby wróciła do domu. — odpowiedział mi. Z jednej strony byłem gotów przyznać mu rację, z drugiej nie chciałem siedzieć w domu na dupie, kiedy biedna dziewczyna szwędała się bóg wie gdzie. Nie chciałem tworzyć więcej problemów, więc przytaknąłem. Po akcji na cmentarzu, gdzie jego ludzie ją namierzyli, starałem się wierzyć, że i teraz będą tak samo skuteczni. Kiedy tylko wróciliśmy do rezydencji ojca Cornelii, z nieba lunęła ściana deszczu. — Mamy szczęście. — rzucił Karl i poszedł na piętro.

— Gdzie idziesz? — zapytałem, a on odwrócił się do mnie i prychnął pod nosem.

— Zmyć krew i przebrać się, a co chcesz mi umyć plecy? — roześmiał się, a ja spojrzałem na niego, jakby się urwał z choinki.

— Nie dziękuję, nie jesteś godzien. — odpowiedziałem z drwiącym uśmiechem na ustach, a on wybuchnął kolejną salwą śmiechu.

— Lepiej zrób to samo. — upomniał mnie, a ja wskazałem na pokój Cornelii. Zawahał się, ale skinął głową. Zabrałem torbę ze szpitala i poszedłem na górę, gdzie udałem się do łazienki. Ściągnąłem z siebie ubrania i spojrzałem w lustrze na ranę po postrzale. Zamyśliłem się chwilę, po czym wszedłem pod strumień ciepłej wody, pozwalając, by woda opływała moje ciało. Oparłem dłonie o ścianę i zamknąłem oczy. Jak to było możliwe, że dziewczyna, którą znałem osobiście tak krótko, zdążyła przewalić cały mój świat do góry nogami. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiej imprezy kumpla, gdzie zobaczyłem ją pierwszy raz. Wyszła na scenę i przykuła uwagę wszystkich. Czarowała swoimi ruchami, a ja chciałem patrzeć więcej i więcej... Głupi plan z tajemniczym klientem i jej niefortunna sytuacja życiowa zbliżyła nas do siebie. Wciąż miałem przed oczami moment, kiedy pijana spadła z rury. Głupie potknięcie, które zbliżyło nas do siebie, a ja nawet nie miałem okazji powiedzieć jej, że stała się dla mnie kimś ważnym. Co mnie podkusiło, by ulec prowokacji Karla? Czułem się winny i to bardzo. Umyłem się i zakręciłem wodę. Złapałem za ręcznik i przepasałem go na biodrach, idąc z powrotem do sypialni, gdzie znalazłem jeszcze jeden komplet ubrań w torbie. Zacząłem się ubierać, spoglądając na ścianę, gdzie były różne zdjęcia blondynki. Podszedłem bliżej i ściągnąłem fotkę, na której uśmiechnięta, wisiała głową w dół. Mimowolnie na moich ustach zagościł uśmiech, za który sam siebie skarciłem w myślach. To nie mogło iść, aż tak szybko. Czy byłem tym beznadziejnym przypadkiem miłości od pierwszego wejrzenia? Prychnąłem pod nosem, bo brzmiało to przynajmniej głupio. Odwiesiłem zdjęcie i zerknąłem w lustro, byłem nieco obity, ale i tak przemawiała przeze mnie satysfakcja, że Karl wcale lepiej nie wyglądał. Zarzuciłem kaptur na głowę i wyszedłem z pokoju dziewczyny. Przy każdych drzwiach stał ochroniarz, jakbym był jakimś złodziejem. Wzruszyłem lekko ramionami i zszedłem na dół. zgarnąłem ze stołu butelkę wina i usiadłem na kanapie biorąc w rękę telefon. Patrzyłem beznamiętnie w ekran i zastanawiałem się, co robić.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz